Nie wiem jak zacząć, bo chwilę mnie tu nie było. Zaczęłam pisać nowego bloga "Return" i bez dwóch zdań zaniedbałam tego, jednak wydaję mi się, że już nie czuję tego samego, co na początku kiedy go zakładałam. Przepraszam Was, bo wiem, że nawaliłam i Was zaniedbałam.
Teraz trochę weselsza nowina. Mój blog "Return" został nominowany do bloga miesiąca na spisfanfiction.blogspot.com. Jeśli chcielibyście, możecie oddać głos. Z boku dodam ankietę, a jak coś na dole macie linka :)
http://sonda.hanzo.pl/sondy,249202,zKY8.html
Disguise
sobota, 1 sierpnia 2015
czwartek, 9 lipca 2015
Thirteen.
Perspektywa Scarlett
Szybko zbiegłam po schodach do kuchni. Chwyciłam skórzaną
kurtkę wiszącą na wieszaku i wyszłam z mieszkania z impetem trzaskając
drzwiami. Nie wiem dlaczego, ale przestraszyłam się tego SMS-a. Zaczęłam coraz
szybciej przemierzać kolejne ulice, by jak najwcześniej znaleźć się w wyznaczonym miejscu. Do parku nie miałam zbyt
daleko, więc nie musiałam się specjalnie spieszyć. Jednak byłam niemożliwie
ciekawa o co chodziło Luke’owi.
Zostało mi jeszcze kilkadziesiąt metrów, by znaleźć się
wśród wysokich drzew. Z daleka zobaczyłam stojące obok ławki Luke’a, który
natarczywie się denerwował. Z pośpiechem udałam się to niego.
- Zanim zaczniesz krzyczeć daj wytłumaczyć – powiedział,
wyprzedzając mnie z poczynaniem.
- Dlaczego ty mieszkasz z Harry’m i jakoś nie przyszło ci do
głowy, żeby mi o tym powiedzieć! Ty wiesz co ten człowiek chce zrobić. W ogóle
jak możesz z nim rozmawiać. Ja bym od razu strzeliła go prosto w ten głupi ryj
– wykrzyczałam prosto w twarz Luke, zaś on stał ze zdumieniem wyrytym na
ustach. Sama nie wierzyłam, że to powiedziałam i chyba on też.
- A to tego ci nie wytłumaczę – skrzywił się trochę, drapiąc
się po karku. – Przechodząc to tego co chcę ci powiedzieć, więc... emm. Wydaję
mi się, że nie powinniśmy się więcej spotykać.
Poczułam jakby ktoś strzelił mnie w twarz. Tak jakby moje
serce zostało wyrwane i zrzucone z jakiejś skały. Dlaczego on to powiedział?
- Śmieszne, bo wiesz my się nigdy nie spotykaliśmy, więc ok,
zgadzam się! Tylko powiedz mi, czemu! – podeszłam do niego, tak by spojrzał mi
prosto w oczy. Chciałam usłyszeć jego wytłumaczenie. Nie dałam mu powodów, dlaczego
miał by przestać mnie znać.
- Nie mogę ci powiedzieć, ale uwierz tak będzie dla ciebie
lepiej – oznajmił ze smutkiem na twarzy.
Miałam w nosie czy się cieszył czy nie. Zachował się jak
konkretny debil. Nie spodziewałam się tego po nim. Myślałam, że jest...
inny. Jednak nie. To kolejna osoba,
która w potworny sposób mnie okłamała. Czy ja jestem przeklęta? Dlaczego
wszyscy się ode mnie odwracają niczym zaraza? Po prostu mam tego dość.
- Wiesz co? Jeszcze chwila i być ci zaufała. Wydawałeś mi
się fajny. Taki, z którym mogę bez problemu porozmawiać, ale ty to wszystko
spieprzyłeś jak zawsze! Nienawidzę cię, rozumiesz! – zamachnęłam się, by dać mu
siarczystego liścia w policzek, po czym się odwróciłam i powstrzymując łzy
odeszłam, pozostawiając go w osłupieniu.
Niczym błyskawica biegłam do swoich czterech kątów. Znów tak
łatwo dałam się omamić i znów muszę cierpieć za swoje błędy. Czy kiedyś
nadejdzie taki dzień kiedy będę szczęśliwa?
Jestem chodzącym nieszczęściem. Można powiedzieć, że cały czas się nad
sobą użalam. I wiecie co? Taka jest prawda. Bo przecież co mi zostało? Nic,
zgadza się.
Kiedy już dotarłam do domu, ucieszyłam się, że nie zastałam
w niej mamy. Obyło się bez zbędnych pytań i odpowiedzi. Nawet nie miałam na nie
ochoty. Więc od razu pobiegłam na górę i walnęłam na łóżko, zamykając się w
uścisku z poduszką dałam upust moim łzą. Zawiodłam się na nim. Tak, jak jeszcze na nikim.
Poduszka już zaczynała powoli przesiąkać moimi łzami.
Podniosłam się do pozycji siedzącej, trzymając poduszkę mocno w ramionach. Spojrzałam
na list leżący obok lampki nocnej. Mimowolnie lekko się uśmiechnęłam
przypominając sobie jego treść. Dopiero teraz zaczynam rozumieć sens tego
całego listu. „Nie wiesz kto jest twoim przyjacielem, a kto wrogiem.” Czyli
Luke należał to tych wrogów? Może to wszystko zostało napisane z obserwacji
mnie i Luke’a. Tylko kto mógłby to napisać i dlaczego. Być może jest to
ostrzeżenie? Może nie wybrałam dobrej osoby do zakolegowania się, a to wszystko
było udawane. Każde uśmieszki z jego strony były sztuczne. Nie mogę zrozumieć
dlaczego to wszystko robił. Od początku wydawał się miły. No właśnie.
Wydawał...
Reszta weekendu minęła w ciszy. Nie wydarzyło się nic
wartego uwagi. Leżałam cały dzień na łóżku na zmianę z kanapą, oglądając przy
tym jakiś maraton serialu. Dziś jest poniedziałek, więc musiałam wyczołgać się
i powrócić do świata żywych.
Właśnie stałam w przed pokoju oglądając się w lustrze. Nie
wyglądałam najlepiej. Ogromne wory pod oczami, nie dały się ukryć. Stwierdzając, że gorzej być już nie może
wyszłam z domu. Gdy zobaczyłam znajomy samochód na podjeździe zmieniłam zdanie.
Oczywiście, że może być. Szybko wycofałam się z powrotem do mieszkania, zanim
zdążył zorientować się, że już wyszłam. Oparłam się o drzwi, zastanawiając się
co mam zrobić, żeby mnie nie zauważył. Jedyny racjonalny sposób to wyjście
tylnymi drzwiami, więc tak też zrobiłam. Oderwałam się od twardego drewna i
ruszyłam przed siebie, schodząc po schodach. Na końcu krótkiego korytarza
zauważyłam upragnione wyjście. Ostrożnie je otworzyłam jak i zamknęłam. Zanim wyszłam na widoczny
teren założyłam kaptur na głowę od swojej bluzy. Szłam powoli, tak by
przypadkiem się z nim nie spotkać. Na moje szczęście, gdy przechodziłam obok jego
samochodu, on postawiony był do mnie tyłem, co oznaczało, że Luke musiałby się
odwrócić, żeby mnie zobaczyć, a na pewno teraz patrzy się w główne drzwi,
czekając aż wyjdę.
Zaczęłam przyspieszać, by nie zdążył mnie zobaczyć, kiedy
będę szła do szkoły. Droga nie minęła zbyt mile, gdyż co kilka sekund się
odwracałam sprawdzając czy za mną nie jedzie. Szłam cała zdenerwowana, bo
naprawdę nie chciałam go widzieć, a co dopiero spotkać. W końcu udało mi się
dotrzeć do szkoły bez patrzenia na niego. Weszłam tam równo z dzwonkiem. Szybko
udałam się w stronę klasy, gdzie miała się odbyć pierwsza lekcja. Koło niej
stali już czekający na nauczyciela, uczniowie. Wśród tłumu zdążyłam zauważyć
Erin. Podeszłam do niej.
- Scar, myślałam, że już nie przyjdziesz! – zawołała
blondynka, skupiając wzrok na mnie. – Wyglądasz na zmęczoną i... smutną? Co się
stało?
- Nic, po prostu nieprzespana noc. Sama wiesz –
odpowiedziałam, wzdychając.
Matematyczka pojawiła się, przekręcając klucz w drzwiach i
wpuszczając nas do środka. Zajęliśmy swoje miejsca przy ławkach, kiedy ona
grzeczne się przywitała.
- Idziesz dzisiaj na imprezę do Hemmingsa? – zapytała
przyciszonym głosem, kiedy nauczycielka zaczęła mówić co będziemy robić na
dzisiejszej lekcji.
- Jaka impreza? – powiedziałam oburzona, olewając poprzednie
pytanie.
- Nic nie wiesz? Luke wczoraj rozpowiadał wszystkim, że
dzisiaj jest u niego impreza i ty nic nie wiesz? – rzekła ze zdziwieniem.
Nagle wzrok nauczycielki został skierowany na naszą ławkę.
Momentalnie się wyprostowałyśmy i zaczęłyśmy patrzeć na tablicę, udając, że
robiłyśmy to od początku. Napotkałyśmy się tylko z jej srogim wzrokiem. Kątem
oka ujrzałam jak Erin coś bazgrze na kartce. Nie przyglądałam się co dokładanie
piszę, więc czekałam aż mi pokaże. Co po chwili się stało, gdyż przybliżyła do
mnie kartkę, wydartą z zeszytu.
‘’Powiem Ci wszystko na przerwie”.
Odczytałam i do końca lekcji zastanawiałam się dlaczego on
robi imprezę. Pewnie cieszy się, że przestał mnie znać, a ja byłam tylko kulą u
nogi, której się pozbył. Siedziałam tak, rozmyślając dopóki nie zadzwonił
dzwonek. Czekając aż Erin pozbiera
wszystkie książki, zbliżałam się do wyjścia. Spojrzałam przed siebie i
zobaczyłam Luke’a wychodzącego zza rogu. Przestraszona cofnęłam się do tyłu, by
zniknąć z jego pola widzenia i wróciłam do Erin.
- Możesz już iść, muszę się coś spytać nauczycielki – powiedziała
podchodząc do ławki, gdzie siedziała pani profesor.
Ponieważ głupio mi było tam stać i podsłuchiwać, musiałam
wyjść. Wyjrzałam czy przypadkiem nigdzie nie stoi, a kiedy upewniłam się, że go
nie ma, spokojnie wyszłam z sali i powędrowałam w głąb korytarza. Gdy na chwilę
odwróciłam się, sprawdzając czy Erin nie wyszła już z klasy, ktoś mnie pociągnął za rękę. Cichy
pisk wydostał się z moim ust, gdyż walnęłam plecami o twardą ścianę.
- A to ty – syknęłam prosto w twarz Luke’a. – Mieliśmy się
nie spotykać, zapomniałeś czy mam ci przypomnieć?
Patrzyłam się w jego oczy, które skanowały moją twarz. Nie
chciałam z nim rozmawiać, a nawet go widzieć. Po prostu żałuje, że go poznałam.
- Posłuchaj. Wiem, że zachowałem się jak ostatnia ciota, ale
nie miałem wyjścia. Ja chcę być z tobą w kontakcie. Nie znasz mojego życia i
nie wiesz jaki jest tego powód.
- Ale ja chcę wiedzieć! Inaczej nigdy ci nie wybaczę,
a o jakimś zdaniu wypowiedzianym do ciebie możesz zapomnieć – warknęłam, grożąc
mu palcem przed nosem.
- Powiem ci, ale pod jednym warunkiem – powiedział,
przybliżając się do mnie.
Przestraszyłam się jego czynu i zaczęłam się coraz bardziej
oddalać w prawą stronę. Spodziewałam się, że będzie chciał mnie pocałować, ale
on zaczął się śmiać.
- Spokojnie! – rzekł, podnosząc ręce w geście obronnym. – Nie tym razem. Chciałem cię zdenerwować.
Nie powiem, że odetchnęłam z ulgą, gdyż ostatnią rzeczą jaką
chcę zrobić to pocałować tego idiotę. Wyczujcie ten sarkazm.
- Udało ci się! – krzyknęłam przyciszonym głosem, wymachując
rękami we wszystkie strony.
- Chcę, żebyś przyszła dzisiaj do mnie na imprezę –
powiedział spokojnym tonem, oddalając się ode mnie.
To było niedorzeczne. On naprawdę myślał, że ja jak gdyby nigdy
nic przyjdę na jego imprezę, gdzie mieszkał on, a ja bez zastanowienia wbiłabym
nóż w plecy?
- Chyba śnisz. Jesteś taki naiwny czy tylko udajesz? Czy ty
jesteś świadomy tego, że w tym domu istnieje istota, bo człowiekiem tego nazwać
nie mogę, która za wszelką cenę, chce mnie zniszczyć?
- Nie będzie go, obiecuję – oznajmił miłym i przyjemnym
głosem. – A poza tym chyba chcesz znać prawdę?
I wrócił stary Luke. On jest tak nieobliczalny, że zaczynam
się bać. Szantaż to jego życiowe motto. Potrafi tak zamieszać, że nawet się nie
zorientujesz kiedy będziesz robić, coś na co nigdy nie miałaś ochoty.
- Tak? To gdzie go wywieziesz? Do Stumilowego Lasu? –
zażartowałam, nabijając się z niego.
Czy on sądzi, że jestem na tyle głupia, by w to uwierzyć?
- Nie ma go już od rano. Mówił, że przyjedzie jutro
wieczorem – zeznał, wpajając mi wszystko, bym przyszła na imprezę.
Naprawdę nie miałam ochoty, w ogóle wychodzić z domu.
Wolałam czas wolny, spędzić przed telewizorem, pod kocem obżerając się do syta
lodami. Tak... Ze wspomnień obudził mnie
dzwonek na kolejną lekcje. Podeszłam pod wybraną klasę, kiedy z krzykiem
przybiegła do mnie Erin.
- Gdzie ty byłaś? Szukałam się po całej szkole! – mówiła
szybko na wdechu blondynka., opierając ręce na kolanach ze zmęczenia.
- Mama zadzwoniła i wyszłam przed szkołę – skłamałam, mówiąc
to bardzo wiarygodnie, by nie podsuwać jej podejrzeń.
Ona tylko kiwnęła głowę i weszłyśmy do klasy.
***
- No to idziemy do Hemmingsa, co nie? – zapytała przez
telefon Erin.
I co ja jej miałam powiedzieć. Nie wiedziałam czy to co mówił Luke było
prawdą. Nawet jeśli, będzie tam pełno jego obleśnych koleżków, którzy pewnie
wcale nie są lepsi. Poza tym moja złość do niego wcale się nie zmniejszyła. Gdy
tylko wspomnę o tym feralnym dniu, mam ochotę wyżyć się na każdej poduszce w
tym domu.
- Ja nie idę. Poradzisz sobie beze mnie i tak pewnie bym
wyszła po kilkunastu minutach. Wolę posiedzieć w domu – marudziłam, chcąc ją
przekonać, że moje wyjście z mieszkania jest niepotrzebne.
- Przestań! Bez ciebie się nie wybieram - zasmuciła się, wzdychając .
- Sprawa załatwiona. Pa – wypowiedziałam szybko i energicznie, by zakończyć rozmowę.
- Sprawa załatwiona. Pa – wypowiedziałam szybko i energicznie, by zakończyć rozmowę.
Nie potrzebowałam rozrywki.
Wszystko czego pragnęłam, było tutaj. Nie musiałam nigdzie wychodzić.
Przecież co to jest za impreza, kiedy nie jest z własnej woli. Żadna.
- Poczekaj! – krzyknęła. – Nie dasz się namówić? No proszę.
- Mówiłam, że nie idę. Czy to tak trudno zrozumieć?! –
oburzyłam się, kończąc rozmowę.
Rzuciłam komórkę na łóżko, a następnie usiadłam na
krześle. Ponownie usłyszałam dźwięk
dzwonka. Zdenerwowałam się. Potrzebowałam ciszy i spokoju, a nie dzwoniącego co
minutę telefonu!
- Erin, już ci mówiłam, że nie!..
- To ja – przerwał mi głos, którego już dość dawno nie
słyszałam. Od razu się uśmiechnęłam i wstałam z krzesła.
- Marcel... Cześć. Co tam u ciebie? – zadałam pierwsze pytanie, które wpadło mi do głowy.
Powoli zaczynałam tęsknić za jego głosem i za nim. Był
naprawdę fajnym chłopakiem. Nie takim jak każdy. Przynajmniej, nie wyglądał na
takiego.
- Chciałem się zapytać czy poszłabyś ze mną dzisiaj na
imprezę?
- Znowu impreza?- zdziwiłam się, bo kolejna osoba, robi dziś domówkę.
- A co miałaś już na jakąś iść? Pomyślałem, że dawno się
widzieliśmy się, to jest akurat okazja.
Nie wiedziałam czy miałam się zgodzić. Erin wystawiłam, tylko dlatego, że na tamtej miał być Luke, a
ja nie chciałam go oglądać. Może powinnam się zgodzić, choć bardzo nie chciało
mi się wychodzić z domu. Ale zapewne to jedyna okazja, by spotkać się z
Marcelem.
- Zastanowię się i dam ci znać za godzinę – odpowiedziałam,
opadając na łóżko.
____
Witam po kolejnej przerwie. Ugh... Leń ze mnie! Niby są wakacje i powinnam szybciej dodawać rozdziały, ale nie powiem, że kończą mi się pomysły :( Spokojnie! Nie zamierzam zawieszać ani usuwać bloga.
Kolejna sprawa. Jak już NIEKTÓRZY wiedzą niedawno zaczęłam pisać opowiadanie na wattpadzie, dlatego też miałam utrudnienia do napisania tego rozdziału. Wiem, że nie wszystkich to interesuje, więc chciałbym, żebyście podali kontakt do siebie e-mail, twitter, cokolwiek jeśli chcielibyście linka do ff. :)
O i komentujcie!
Do następnego! :*\
sobota, 6 czerwca 2015
Twelve.
Z niedowierzaniem wypatrywałam się w jego postać. Analizując
każdy centymetr jego twarzy, próbowałam uwierzyć. Wydawało mi się to
niedorzeczne. Człowiek, którego uznawałam za zmarłego właśnie stoi przede mną
twarzą w twarz. To nie mógł być on. Jestem pewna, że to jakiś niewiarygodnie
dobry aktor. Musiał kłamać... A jeśli nie? Co jeśli to wszystko jest prawda, a
ja byłam tą okłamywaną? Tak naprawdę nie miałam o niczym pojęcia. Wierzyłam w
pierwsze przypadkowe słowa, by zaspokoić swoją ciekawość i zaprzestać szukania
prawdy. Byłam na tyle głupia, by tak łatwo dać się zmanipulować. Teraz widać
skutki.
Drżącą dłonią zgarnęłam kilka kosmyków włosów, opadające na
moje oczy. Przełykając gulę w gardle, zrobiłam kilka kroków w przód.
Niepewnie spoglądając na mężczyznę, próbowałam wyszukać szczególnych zarysów
jego twarzy. Wyrażała ona nic innego niż smutek. Pojedyncze zmarszczki
widniejące na czole i policzkach oraz wargi wygięte ku dołowi. Mimo to, był
wciąż młody. Przez dłuższą chwilę zaczęłam się zastanawiać dlaczego miałam go
nienawidzić. Przecież nie znam tego człowieka. Nie wiem kim on jest naprawdę.
Tak mi się tylko wydawało. Łzy napłynęły mi do oczy, kiedy przypomniałam sobie
słowa mojej mamy, w których była mowa o tym, że to on zabił moją siostrę. Osobę,
której nie zdołałam poznać. Młodą dziewczynkę. Jakim trzeba być potworem, żeby
coś takiego uczynić.
- To ty ją zabiłeś, prawda? –krzyknęłam, wpatrując się w
niego wzrokiem pełnym goryczy i żalu. – Tylko nie kłam, znam prawdę!
Miałam ochotę rzucić się na niego z pięściami, tylko co by
to dało? Nie przywróciło by jej do żywych, nic by nie zmieniło...
- Tak naprawdę to nic nie wiesz. Jesteś okłamywana od
początku. Przykre, ale prawdziwe. Mimo, że bym chciał, nie zdradzę ci prawdy –
powiedział spoglądając mi prosto w oczy.
- Dlaczego? Co stoi ci na przeszkodzie uczynienia mojego
życia szczęśliwszym niż jest? – zapytałam spokojnym tonem, przecierając
pojedynczą łzę rękawem.
- Właśnie ty. Zrozum, nie mogę wyznać ci prawdy, ponieważ to
cię zniszczy. Przytłoczy, upadniesz i gwarantuję ci, że już nie wstaniesz. Nie
chcę tego dla ciebie, jesteś mi do czegoś potrzebna, a o tym dowiesz się w
swoim czasie. Teraz już muszę iść – oznajmił spuszczając głowę i ruszając w
stronę drzwi.
- Obiecaj mi, że wrócisz i powiesz mi wszystko, od początku
- wyznałam idąc za nim.
- Obiecuję – odpowiedział lekko się uśmiechając. Chwilę
później wyszedł z domu, a ja usiadłam na podłodze wybuchając niekontrolowanym
płaczem. Nie potrafiłam być w tej sytuacji silna.
Rzeczywiście, wszystko
wydawało mi się szare. Przez cały czas myślałam, że przeszłam już za wiele, by
mogło stać się jeszcze gorzej. Nawet nie wiedziałam jak bardzo się myliłam.
Okłamywałam sama siebie. Chociażby tym, że jestem na tyle silna, żeby stawać
opór światu. Lecz tak naprawdę byłam delikatnym piórkiem, który za podmuchem
lekkiego wiatru mógł wyfrunąć w powietrze i zgubić się, nie zostawiając za sobą
żadnego śladu. Schowałam twarz w moich dłoniach, próbując hamować płacz. Stało
się to jednak o wiele silniejsze niż myślałam.
- Scarlett, gdzie jesteś? – usłyszałam głos dochodzący zza
drzwi. Należał on do Erin. Szybko przetarłam wilgotne oczy, wstając spojrzałam
na białą kopertę. Schyliłam się, by ją podnieść.
Następnie schowałam ją do kieszeni i wyszłam. Ujrzałam
blondynkę stającą w kuchni. Kiedy usłyszała za sobą ciche głosy, odwróciła się.
Przywitała mnie ze szczerym uśmiechem, po czym podbiegła i mnie przytuliła,
praktycznie płacząc.
- Już myślałam, że ten dupek cię porwał! – krzyknęła, nie
odrywając się ode mnie. Było ciemno, więc nie zdołała zobaczyć moich
pogrążonych płaczem oczów. Chcąc uniknąć zbędnych pytań, starałam się zmienić
temat.
- Chodźmy już spać. Jest późno – objęłam ją ramieniem i
razem weszłyśmy na górę do mojego pokoju. Ciekawość, by otworzyć tą kopertę
wzrastała. Wiedziałam, że muszę się powstrzymać. Nie mogłam zrobić tego przy
Erin. Bóg wie co tam może się znaleźć.
Szybko wparowałam do łóżka i starałam się zasnąć. Blondynka
także próbowała. Jednak po dzisiejszych wydarzeniach wątpię, żebym zmrużyła chociaż
na chwilę oko. W głowie myślałam jedynie o tym co znajduje się w kopercie. Nie
mogłam skupić się na niczym innym.
Po nieprzespanej nocy w końcu zawitał dzień. Kątem oka
spojrzałam na Erin, która jeszcze spała. Zazdroszczę, że jej to się udało. Jak
za pomocą czarodziejskiej różdżki, zaczęła się budzić. Przetarła zaspane oczy i
powoli podniosła się do pozycji siedzącej.
- Dobry – powiedziała ziewając. Jej włosy były w dość dużym
nieładzie, przez co wygląda trochę śmiesznie. Próbowałam stłumić cichy śmiech,
jednak ona to zauważyła.
- Co? Mam jakiegoś pryszcza? – przestraszyła się, wstając i
ruszając w stronę łazienki.
- Tak! – krzyknęłam, kiedy biegiem przekraczała
jej próg. Chciałam zobaczyć jej reakcję na widok swoich włosów, dlatego wstałam
z łóżka i poszłam za nią. Stanęłam w progu, kiedy z jej ust wydobył się głośny
pisk przerażenia. Przeczesując je palcami, starała się doprowadzić je do ładu.
Jej nieszczęsne poczynania oglądałam z wielkim uśmiechem na
twarzy. Erin co chwile posyłała mi mordercze spojrzenia. Nie mogąc już dłużej
na nią patrzyć, wyciągnęłam z dolnej szafki szczotkę i jej wręczyłam. Cicho
podziękowała i zaczęła rozczesywać swoje kołtuny.
Kiedy już skończyła wyszła z łazienki, ja w tym czasie
siedziałam na łóżku rozmyślając o liście, którego jeszcze nie przeczytałam.
Stwierdziłam, że uczynię to jak Erin wyjdzie z domu.
- Chodź na śniadanie. Mama już na pewno zrobiła – zawołałam,
podchodząc do niej.
- Nie, już muszę iść do domu. Naprawdę, z chęcią bym
została, ale nie mogę – wyjaśniła ze sztucznym uśmiechem. Wiedziałam, że coś
jest nie tak. Jednak nie chciałam zagłębiać tematu.
Wyszłyśmy z pokoju, schodząc do kuchni. Nie pomyliłam się.
Mama siedziała przy stole, jedząc kanapkę z pomidorem. Gdy usłyszała kroki,
odwróciła się. Natychmiast wstała i stanęła obok nas.
- Więc... do widzenia – mruknęła Erin, prawie wychodząc.
Jej pośpiech lekko mnie nie pokoi. Wyglądała tak, jakby się
czegoś obawiała. Także jej nietęga mina, świadczyła o strachu.
- Nie zjesz z nami śniadania? – zapytała, starając się ją
przekonać do zmiany decyzji.
- Nie, dziękuję. Spieszę się do domu – posłała ostatni
uśmiech, po czym bez zbędnego komentarza wyszła z domu.
Chciałam jak najszybciej pójść na górę i w końcu przeczytać
ten list. Ciekawość niemożliwie we mnie buzowała. Nie miałam pojęcia od kogo
mógł być ten list i chyba to było najbardziej rzeczywistą rzeczą, która nie
dawała mi spokoju.
- Dziwnie się zachowywała. Była jakaś zdenerwowana –
zauważyła mama, wracając do kuchni. Przytakując i wypowiadając ciche „Tak”, po
cichu, po schodach wróciłam na górę.
Z impetem rzuciłam się na łóżko, wyciągając spod materacu
białą kopertę. W końcu nadszedł ten czas. Myślę, że poznania prawdy. Rozerwałam
zaklejony koniec i powolnym ruchem wyciągnęłam list. Odszukałam początek i
zaczęłam czytać starannie napisaną treść.
Droga Scarlett!
Nie mam pojęcia jak zacząć. Nie wiem dlaczego. Może chodzi o
to, że jeszcze mnie nie poznałaś? Stałaś się pierwszą osobą, która codziennie
widniała w mojej głowie. Która nigdy jej opuszczała. Można powiedzieć, że
jesteś jej częścią. Wyobrażam sobie Twój uśmiech tryskający radością, oczy
pełne szmaragdowego blasku. Pewnie sobie myślisz, że żartuję. Lecz nie. Wiem,
że o uśmiechu już dawno zapomniałaś. Czasem, kiedy jesteś z tym chłopakiem, widzę
na Twojej twarzy niepozorny uśmieszek. Powolnymi kroczkami stajesz się
szczęśliwsza, dzięki niemu. Nie oszukuj się. Przed szczęściem nie da się uciec.
Możesz jedynie spowolnić jego przybycie, ale wiedz, że ono nadejdzie. Po każdej
nawet gwałtownej burzy, wychodzi słońce. Nie zapomnij o tym!
Tak naprawdę piszę ten list, by przypomnieć Ci, że życie się
nie skończyło. Nadal trwa. Ty kierujesz jego losem. Jesteś młoda. Wierzę, że
uda Ci się osiągnąć to, o czym od zawsze marzyłaś. Życie pod pewnym względem
jest bajką, taką jaką ty nakręcisz. Ty jesteś reżyserem, to właśnie ty piszesz
scenariusze. Jeśli chcesz byś szczęśliwa, po prostu zapomnij o codziennych
kłopotów i zrelaksuj się wychodząc z przyjaciółką na miasto. Jak byłaś mała na pewno oglądałaś ich mnóstwo. Teraz powiedz mi czy któraś
zakończyła się źle? Jeśli przerwiesz tę opowieść, może ominąć Cię
najpiękniejszy moment. Moment, na który od zawsze czekałaś. Możesz nigdy się go
nie doczekać, a przecież każdy z nas, chce być królową lub królem w swojej
bajce. Załóż koronę i znajdź swojego króla!
Jesteś pewnie zdezorientowana, bo nie masz pojęcia kto pisze
ten list. Na tę porę powinnaś wiedzieć, że jestem tak jakby Twoim aniołem
stróżem. Czuwam nad Tobą, gdy płaczesz, jesteś na skraju rozpaczy, ale jestem
także, gdy na Twej pięknej, młodej twarzy pojawia się uśmiech. Nigdy nie myśl,
że jesteś sama. Bo tak nie jest. Zaufaj mi. Zgaduję, że pomyślałaś sobie: „Jak
mogę zaufać osobie, której nie znam”. Tak Ci się tylko wydaję. W rzeczywistości
mnie znasz, często myślisz o naszym spotkaniu. Wydaję ci się ono niemożliwe,
ale kiedyś nadejdzie. Tylko musisz być gotowa. Twoja rodzina chce Cię chronić
przed niebezpieczeństwem czyhającym w ciemnym zaułku. Bądź czujna! Miej oczy
szeroko otwarte. Nie wiesz kto jest twoim przyjacielem, a kto wrogiem.
Zapamiętaj jeszcze, że przyjaciel to nie ktoś z kim zaprzyjaźniłeś się jako
pierwszy, tylko ten, który nie opuścił Cię, gdy potrzebowałaś bliskości. To
ktoś, do którego możesz zadzwonić o trzeciej nad ranem z prośbą o przyjście, a
on będzie już w połowie drogi. Przyjaźń jest tylko owocna, kiedy jest
prawdziwa.
Do zobaczenia niebawem – Twój strażnik przed złem.
Skończyłam czytać list, przecierając łzę rękawem. Miał/Miała
rację. Nie mogę zakończyć tej bajki. To jest początek, chcę dotrwać do końca.
Poczuć smak przyjaźni, miłości. Czegoś czego nigdy nie doświadczyłam. Tak
bardzo chciałam się dowiedzieć, kto to napisał i co miał/ła wspólnego z ojcem
Harry’ego. Myślę, że dowiem się tego niedługo. A jak na razie... Będę się
cieszyła z każdej małej rzeczy. Ten list uświadomił mi, że tak naprawdę nie
chcę nic zmieniać w moim życiu. Jest jedno, niepowtarzalne. Dlatego je lubię.
Codziennie mam mnóstwo niespodzianek. Jest kolorowe. A może zbyt bardzo? Gdybym
nie miała tego psychopaty na głowie, na pewno stałoby się jeszcze lepszym.
Chciałabym móc go spotkać, wygarnąć mu wszystko, uderzyć w twarz, a potem
wyjechać, tak by mnie nigdy nie znalazł...
W tej chwili zawibrował mój telefon, leżący na skraju
łóżka. Sięgnęłam dłonią po niego, przejeżdżając palcem po ekranie, by go odblokować . Wyświetliła mi się wiadomość od Luke’a? Tak dawno z nim nie
pisałam. Nie spotykałam się z nim. Nic. Tak jakby przepadł i nie było z nim
kontaktu.
Od: Luke
Spotkajmy się w parku najszybciej jak możesz. Pilne!
Perspektywa Erin
Musiałam jak najszybciej wyjść z mieszkania Scar. Byłam jej
niezmiernie wdzięczna, że mogłam u niej przenocować, ale byłam także
przestraszona. Niby rodzice wiedzieli, że zostanę u niej na noc, lecz wciąż się
bałam. Może nie ich, lecz niego... Nienawidzę go tak bardzo, że to powinno być
karalne. Przez moją głupotę naraziłam nie tylko siebie, ale i Scarlett. Nie
chciałam tego, lecz sytuacja zmusiła mnie do postąpienia w ten, a nie inny
sposób.
Szybkim krokiem przemierzałam ulicę, chcąc jak najprędzej
dostać się do mieszkania. Nie zwracałam uwagi na przypadkowych ludzi, którzy
obrzucali mnie złośliwymi spojrzeniami. Nie przejmowałam się nimi. Miałam tylko
jeden cel. Dostać się do domu. Mimo iż byłam głodna, starałam się dotrzymać
tempa i nie myśleć o tym. Patrzyłam tylko przed siebie. W głowie układałam
sobie, co dokładnie mam powiedzieć rodzicom, jak wytłumaczyć im to, że nie
wróciłam do domu. Mogę się domyślić, że projekt z historii nie był najlepszym
pomysłem, ale był jedynym, który wpadł mi do głowy w tamtym czasie.
Powoli zaczęłam poznawać okolice domu, więc przyspieszyłam.
Był późny ranek, więc niektórzy jeszcze spieszyli się do pracy, przez co
musiałam się trochę siłować, by przepchnąć się pomiędzy nich.
Już prawie dotarłam, lecz zaczęłam coraz ciężej dyszeć, więc
musiałam się na chwilę zatrzymać. Oparłam dłonie o kolano i odpoczęłam. Kiedy
stwierdziłam, że już się zmobilizowałam, podniosłam głowę i dokończyłam bieg do
domu.
Drzwi były zamknięte, więc musiałam zapukać. Przystawiłam
rękę i uderzyłam może nie z całej siły, lecz mocno. Chwilę odczekałam, aż
ujrzałam mamę. W jej oczach ujrzałam smutek. Bez słowa otworzyła szerzej drzwi,
wpuszczając mnie do środka. To co zobaczyłam wstrząsnęło mną. Panował kompletny
nieład. Kanapa leżała przewrócona. Stół wraz z krzesłami został połamany.
Wszystkie szklane przedmioty leżały potłuczone na podłodze. Nawet obrazy pospadały ze ścian.
- C...o się stało? – zdążyłam wydukać, kiedy mama zamiatała
miotłą szkło.
- Ktoś się włamał w nocy.
Po tych słowach myślałam, że zaraz eksploduję. Przez chwilę
zastanawiałam się kto to mógł być, ale nie na długo. Zdałam sobie sprawę, że to
nie mógł być inny niż on. Pewnie mnie szukał. Nie mam pojęcia co by się stało,
gdybym nie poszła do Scarlett, a została w domu. Zawarłam pakt z diabłem. Jego
nie da się przerwać. To jest umowa, której nie da się zniszczyć. Trzeba
zapłacić. Słono...
________________________________
Olałam kompletnie sprawę. Tak bardzo chciałam Was nie
zawieść. Wziąć się w garść i napisać rozdział. Ale nie potrafiłam. Pisałam ponad miesiąc. Nie czuję się z tym dobrze. Nie miałam kompletnie weny. Miałam kilka myśli,
by zaprzestać prowadzenie tego bloga, ale później to stłumiłam i zamiast
narzekać, napisałam. Wiem, że w tym rozdziale spodziewaliście się więcej akcji.
Rozumiem to. Chciałam napisać list, tak aby nie było wiadomo czy pisze to
kobieta czy mężczyzna. Musiałam usuwać wyrazy, które to zdradzały. Zastępować
je innymi i tak dalej. W końcu udało mi się to. Dodałam rozdział. Niedługo będą
wakacje, także będą występować one częściej. Mam nadzieję, że będziecie
cierpliwi. A stałym czytelnikom chciałam z całego serca podziękować.
Czekaliście dość długo. Nigdy nie wyrażę słów, takich, które opisały by moją
wdzięczność. Uwielbiam Was!
Do następnego!
PS. NIE ZAPOMNIJCIE O KOMENTARZU :D
wtorek, 21 kwietnia 2015
Eleven.
Perspektywa Harry’ego.
Od samego początku, kiedy weszła do tego domu wiedziałem, że będą z nią kłopoty. Miała za cięty i niewyparzony język, żeby normalnie się ze mną obchodzić. Nie powiem, doprowadzało mnie to do szału. W ogóle się nie bała. Nawet, miałem przeczucie, że zaraz wybuchnie niepohamowanym śmiechem. Czułem się nadzwyczaj dziwnie. Tak jakbym to ja był tą słabszą osobą... Kogo ja oszukuję. Ja zawsze będę tym, którego się boją, tym, przy którym inni będą mieli ciarki, tym, którego imię zawsze będzie krążyło wśród ciemnych zaułków. Wiedziałem kim jestem, na co mnie stać. Zdaję sobie sprawę do czego jestem zdolny. Nie jestem osobą, która tryska uczuciami. Można powiedzieć, że od dawna zostałem wyprany z jakichkolwiek uczuć. Nie zawsze taki byłem. Pewne wydarzenie zaczęło mnie niszczyć. Coraz bardziej staczałem się na dno. Nie umiałem tego zatrzymać. W środku, dalej byłem tym samym człowiekiem. Jednak nie na długo. Ten świat, wydawał mi się taki inny. Patrzyłem na wszystko inaczej. Nie tak jak dotychczas. Dostrzegałem tylko samo zło. I to zło zagościło we mnie do teraz. Dlatego nie przejmuję się innymi. Nie obchodzi mnie, że cierpią przeze mnie. Ja także cierpiałam, ale mi nikt nie pomógł, bo jedyna osoba na której mi zależało. Był mój ojciec. Obiecałem sobie, że zemszczę się i nikt mnie nie powstrzyma...
Wracając do poprzedniej sytuacji. Kiedy moje oczy przestały mniej piec, pozbierałem się z ziemi i ruszyłem w stronę drzwi. Wściekłość, która mnie opanowała, była ogromna. Nie umiałem tego opisać. Pospiesznie schodziłem ze schodów, ale gdy już to uczyniłem. Nie zastałem jej, lecz Luke’a siedzącego na kanapie.
- Nie widziałeś może blondynki, próbującej uciec? – zapytałem, podchodząc bliżej i torturując go wzrokiem. Nie wiem co mu zrobię, jeśli okaże się, że ją wypuścił.
- Mówisz o Erin? – uniósł brew, wstając z sofy. Wolnym krokiem przemierzył salon, po czym dodał. – Wiedziałeś, że to jest siostra Liam’a, prawda?
Oczywiście, że nie wiedziałem. Jeśli bym był doinformowany dałbym jej spokój.
- Człowieku, jeśli ona coś mu powie. Masz przesrane, szczególnie, że to twój przyjaciel!
Kurde, gdzie podziałeś mózg! Teraz jak na to patrzeć, to nie jest za ciekawie. Trzeba było się o niej najpierw coś dowiedzieć, a nie tak pochopnie. I widać efekt mojej głupoty. Liam jest dobrym kolegą. Nie chcę zniszczyć tej przyjaźni.
Wszystkie emocje wyfrunęły. Przestałem przejmować się tym, czy ją wypuścił. Bo na pewno tak się stało. Gdy tylko zobaczył, że to znajoma. Od razu ją wypuścił. Nie dziwę mu się.
- To co ja mam teraz zrobić? – zapytałem lekko zmieszany. Nie mam pojęcia, jakie mogą być tego konsekwencje. Będę musiał ją jakoś zastraszyć. Jak na razie. To jedyne co przychodzi mi do głowy w tej chwili. Przecież nie poproszę ją o to, żeby trzymała język za zębami czy obiecać na mały paluszek, że nikomu nic nie powie. To już nie te czasy.
- Wymyśl coś. Przecież tobie to tak łatwo ci przychodzi... – westchnął, po czym ruszył na górę, zostawiając mnie w osłupieniu. Naprawdę nie wiedziałem co zrobić, ale nie mogłem bezczynnie siedzieć i nic nie robić. Do tego potrzeba radykalnych sposobów.
Chwyciłem wiszącą na wieszaku czarną bluzę i wyszedłem z mieszkanie, uprzednio zamykając drzwi na klucz. Założyłem kaptur na głowę i poszedłem w kierunku kamienistej drogi. Kiedy już się na niej znalazłem, z mojej kieszeni wydobyło się nieprzyjemne brzęczenie. Wyciągnąłem wibrujący telefon, aby sprawdzić, co było tego przyczyną. Dostałem SMS-a.
Od: Liam
Spotkanie gangu w starej fabryce o godzinie teraz. Przyjście obowiązkowe!
Ugh... Nie znam takiej godziny. W najmniej odpowiednich sytuacjach on musi mieć jakiś problem. Przynajmniej mam nadzieję, że nie chodzi o ten mały incydent. Może jeszcze nie zdążyła go poinformować. Jest czwarta nad ranem. Powinna spać.
Wiatr lekko dmuchał, co przyprawiło mnie o delikatne dreszcze. Słońce powoli wychodziło zza horyzontu, ukazując swój blask i rozjaśniając ziemię. Lampy zaczynały gasnąć, przez co zrobiło się ciemniej, gdy przechodziłem przez las. Drzewa znajdujące się w nim szeleściły nad moją głową. W dłoniach schowanych w kieszeniach przemierzałem kolejne metry. Droga wydawała mi się nie kończyć. Wiedziałem, że jeszcze został kawałek do pokonania, dlatego nie poddawałem się. Nie tracąc czasu, przyśpieszyłem mimowolnie kroku. Podczas drogi myślałem jedynie o Scarlett. Jest chyba jedyną dziewczyną, która dogłębnie wzbudziła moje zainteresowanie. Nie bała się. Wręcz przeciwnie. Miała ze mnie ogromny ubaw. W szczególności podczas spotkania koło drzewa. Nie lubię jakoś konkretnie nazywać tego wydarzenia, bo nie potrafię. Jej drobna postura, nie wzbudzała strachu ani przerażenia. Gdy się odwróciłem, oczom nie uwierzyłem. Prawdę mówiąc, nie poznałem jej. Miałem kilka podejrzeń, ale okazały się one nieprawdą, gdy odnalazłem jej telefon. Muszę to przyznać. Niezła intryga. Nie mam pojęcia ile one czekały aż wyjdziemy z mieszkania. Czekały, ale nie poszły. Nie odwróciły się ani nie stchórzyły. Postawa godna podziwu. Szczególnie, że to dziewczyny. Kiedy tak rozmyślałem, nim się obejrzałem, a znalazłem się już wyznaczonym miejscu. Nie darzę go jakoś szczególną sympatią, bo spotykamy się w nim tylko w wyjątkowych sytuacjach. Jak się okazuje, taka jak ta.
Wszedłem do środka i od razu do moich nozdrzy wtarł się okropny zapach stęchlizny. Niby przyzwyczaiłem się do tego, ale wciąż czuję do niego odrazę. Poszedłem głębiej. Wzrokiem odszukałem reszty. Zastałem ich wpatrującą się w jakąś olbrzymią kartkę, leżącą na brudnej, starej płycie. Westchnięcia co kilka sekund wydobywały się z ich ust. Co chwilę przecierając ręką czoło, obmyślali plan.
- No więc. Co was sprowadza – zapytałem mniej pochłonięty pracą. Przyglądałem im się z wielkim uśmiechem na twarzy. Coś sobie nie radzą.
- Stary, wreszcie jesteś – zauważył Louis, po chwili kontynuując. – Musisz nam pomóc.
Podszedłem bliżej, chcąc zobaczyć w czym problem. Zauważyłem plan jakiegoś budynku. Prawdopodobnie tej fabryki. W środku czarnych konturów znajdowały się dwa kolory. Czerwony i różowy.
- Czerwoni to my, prawda? – spytałem, wskazując na patyczkowate ludziki. I było jasne kto to rysował. Liam...
- Niezupełnie... Różowi to my. Ale nie podoba ci się ten kolor? Patrz jaki odcień! – zachwycał się kolega. Nie mogłem pojąć jego toku myślenia. Z jednej strony okazywał się sporą wiedzą, a z drugiej no... tym.
- Czemu nie wybrałeś bardziej no nie wiem, męskiego koloru? – oburzyłem się wbijając wzrok w kartkę.
- I tak się ciesz, że to ma w ogóle jakiś kolor. Ledwo co, przemyciłem te kredki do oczu – odetchnął, ukazując zmęczenie. – Uwierzcie. To było naprawdę ciężkie.
- Do rzeczy! – krzyknąłem, przerywając tę dziecinadę.
Wszyscy stali się błyskawicznie poważni. Żaden nie pisnął nawet słówka.
- Tak, więc. Jak wiecie walka już coraz bliżej. Dlatego musi ustalić kilka rzeczy – kiwnął głową w stronę planu. Jeżdżąc palcem po kartce wyznaczał nasze tereny.
Ponieważ to my jako zwycięzcy wybieraliśmy teren. Znajdowaliśmy się w lepszym położeniu. Ogólnie w lepszej sytuacji, dlatego że mamy mniej widoczne miejsca. Mniej rozwalonych ścian i podłóg. Mamy także więcej broni, więc powinniśmy wygrać tą walkę bez najmniejszego szwanku.
- My mamy zachodnią część, oni wschodnią. Nad różowymi ludzikami są inicjały waszych imion – oznajmił brunet, wyszukując kolejnych informacji.
Rzeczywiście nad ich głowami były pierwsze litery imienia każdego z nas. Wzrokiem szukałem swojego. Znajdowało się w najlepszym położeniu dla mnie, w najgorszym dla drużyny przeciwnej. Już się nie mogę doczekać jak w tym roku skopiemy im dupska.
- Harry na samym przodzie. Pójdziesz na pierwszy ogień. Po drugiej stronie Zayn. Za nimi Luke z Louisem, a tyłu osłonię ja z Niallem.
- Będzie lepiej jak Niall pójdzie z Louisem i Lukie’m, dlatego że budynek podzielony jest na trzy części. Pasowało by, żeby przynajmniej w jednej była trójka. Liam da sobie sam radę – rzekłem zmieniając plan. Reszta jedynie kiwnęła głową.
Wszyscy mniej więcej wiedzieli gdzie mieli być. Pozostałą część uzgodnimy w dniu walki. Ponieważ nie jesteśmy w stanie przewidzieć ilu będą mieć sojuszników. Jedyne co możemy na tą chwilę zrobić to ustawienie. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę o swoich miejscach. Kto mniej więcej kogo będzie osłaniał. Musieliśmy przewidzieć częściowo ich działanie.
- To wszystko? – zapytałem lekko znudzony. Odepchnąłem się od płyty i czekałem na odpowiedź.
- Jeśli masz coś ważnego do zrobienia to idź, my jeszcze zostaniemy – powiedział Niall, rozglądając się po starym budynku.
A żebyście wiedzieli, że mam! Szybkim krokiem wyszedłem stamtąd. Po raz ostatni oglądając się do tyłu i przyglądając się kolegom. Znowu czekała mnie długa droga. Do fabryki szło się głównie lasem. Była ona można powiedzieć na odludzi. Żaden dom nie stał w zasięgu kilometra. Dlatego to idealne miejsce na krwistą walkę. Nie przegraliśmy ani jednej z nich. Przeciwnicy o tym wiedzieli, ale mimo to co rok łudzą się, że wygrają. Chcieliby. Z takim składem i wyposażeniem nie mają szans. Nie są jeszcze w tym doświadczeni, co daje nam przewagę.
Perspektywa Scarlett
Usłyszałam przeraźliwy huk dochodzący prawdopodobnie z salonu. Serce zaczęło coraz szybciej bić. Przestraszona wstałam z łóżka. Próbowałam nie ukazywać strachu przed Erin. Bo przecież to mój dom i powinnam nad wszystkim panować. Drżącą ręką otworzyłam drzwi. Dreszcze na moim ciele stawały się coraz większa, a oddech przyśpieszył błyskawicznie. Subtelnie zamknęłam za sobą drzwi, by nie poinformować niezaproszonego gościa o moim przybyciu. Dłonie zaczynały mi się pocić. Myślałam tylko o tym, że to mama. Bo to rzeczywiście mogła być ona. Ale nie... Krzyknęłaby z dołu, że już jest, nawet jeśli bym spała. Zawsze tak robiła, a ja ją słyszałam, gdy była druga w nocy. Nie miałam twardego snu, przez co słyszałam głośniejsze szmery albo grzmoty. Ruszyłam przed siebie. Było ciemno. Dlatego gdy schodziłam ze schodów robiłam to bardzo pomału. Tak jakbym dopiero uczyła się chodzić. Trzymając się metalowej barierki, zeszłam z ostatniego schodka. Dłonią wymacałam komodę, na której powinna stać lampa. Kiedy rozpoznałam jej kształt, zaświeciłam ją. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu intruza. Jednak nikogo nie było. Zmarszczyłam brwi, ale szłam dalej. Nie zrezygnowałam. Nagle z kuchni usłyszałam kolejny huk. Brzmiał tak jakby ktoś walnął łyżką o spód garczka. Wydawało mi się, że chce abym do niego przyszła. Posłusznie to uczyniłam, nie widząc innego wyjścia. Zadzwonienie na policję jest już za późno. Poza tym usłyszałby mój głos, a ja do tej pory nie wiem kto to jest. Ominęłam kanapę i stanęłam przed ścianą prowadzącą do kuchni. Przechyliłam głowę w bok, chcąc zobaczyć co ukrywa się w kuchni. Przejechałam oczami z kąta na drugi. I moje serce stanęło. Na drugim końcu stała czarna postać. Zauważyłam tylko jej cień, który został delikatnie oświetlony przez blask księżyca. Gdy mnie zobaczyła zaczęła się do mnie przybliżać. Odruchowo zawróciłam i pobiegłam w stronę końca salonu, bo nie chciałam nic mówić Erin, dopóki nie dowiem się kto to jest.
- Chodź – szepnął mi do ucha. Nie powiem, że mi trochę ulżyło, gdy zorientowałam się, że to nie jest głos Harry’ego, lecz bardzo podobny. Identyczna chrypka, ale inny ton.
Nie wypowiadałam ani słowa. Po prostu szłam za nim. Wcale nie do wyjścia, tylko do piwnicy. Było to bardzo dziwne. Ale co raz mniej się bałam. Jakby nie chciał mi zrobić krzywdy. Tylko co? Chwycił mnie za rękę, zamykając drzwi. Mężczyzna dłonią wyszukał włącznika znajdującego się na ścianie. Po pomieszczeniu rozbłysło żółte światło, rażąc przy tym moje oczy. Przetarłam ją palcami i skierowałam wzrok na włamywacza. Zauważył moje delikatne drżenie, przez co mogłam zauważyć delikatny uśmiech.
- Nie bój się. Nic ci nie zrobię – powiedział. Trochę mnie uspokoił.
Nie powiem, że odetchnęłam z ulgą, bo tak się nie stało. Dalej byłam spięta. Szczególnie, gdy nieznajomy człowiek patrzył się na mnie. Nie wiedziałam czego on chciał i co było przyczyną jego wizyty.
- Przyniosłem ci coś – rzekł, wyjmując z kieszeni kurtki, białą kopertę.
Wyciągnęłam po nią rękę, a kiedy została już mi wręczona przyglądałam jej się bardziej. Na wierzchu pisało „Dla Scarlett”. Przez chwilę zastanawiałam się od kogo to mogło być, jednak nikt nie przyszedł mi do głowy.
- Od kogo jest ten list? – zapytałam podnosząc głowę.
- To tajemnica. Jak otworzysz to się przekonasz .
Nie byłam pewna co to tego czy powinnam to otwierać. Bałam się, że mogę się zawieść. Stwierdziłam, że zanim to zrobię muszę zobaczyć kim jest dostawca.
- Kim jesteś? Jakimś listonoszem? – ponownie spytałam. Nie tylko list był tajemniczy, on także.
- Jeśli ci powiem. Znienawidziłabyś mnie, choć wiem, że i tak to robisz – wypowiadał te słowa
bardzo powoli. Mogłam dostrzec zakłopotanie. Kogo mam nienawidzić? A może lepsze pytanie. Za co?
Niespodziewanie odwrócił się i wyszedł. Nie! To nie może się tak skończyć! Musiałam go dogonić. Inaczej całe życie wypominałabym sobie, że tego nie zrobiłam. Żyłabym ciekawością.
- Stój! – krzyknęłam, chwytając go za ramię i ściągając kaptur z głowy.
Z tyłu ukazały mi się lekko kręcone włosy. Chcąc zobaczyć więcej, stanęłam z nim twarzą w twarz. Kogoś mi przypominał. Te oczy. I uśmiech.
- Nazywam się Peter Styles. Jestem ojcem Harry’ego.
Proszę, skomentujcie. Chciałbym wiedzieć ile osób to czyta. I czy nadal została :(
Od samego początku, kiedy weszła do tego domu wiedziałem, że będą z nią kłopoty. Miała za cięty i niewyparzony język, żeby normalnie się ze mną obchodzić. Nie powiem, doprowadzało mnie to do szału. W ogóle się nie bała. Nawet, miałem przeczucie, że zaraz wybuchnie niepohamowanym śmiechem. Czułem się nadzwyczaj dziwnie. Tak jakbym to ja był tą słabszą osobą... Kogo ja oszukuję. Ja zawsze będę tym, którego się boją, tym, przy którym inni będą mieli ciarki, tym, którego imię zawsze będzie krążyło wśród ciemnych zaułków. Wiedziałem kim jestem, na co mnie stać. Zdaję sobie sprawę do czego jestem zdolny. Nie jestem osobą, która tryska uczuciami. Można powiedzieć, że od dawna zostałem wyprany z jakichkolwiek uczuć. Nie zawsze taki byłem. Pewne wydarzenie zaczęło mnie niszczyć. Coraz bardziej staczałem się na dno. Nie umiałem tego zatrzymać. W środku, dalej byłem tym samym człowiekiem. Jednak nie na długo. Ten świat, wydawał mi się taki inny. Patrzyłem na wszystko inaczej. Nie tak jak dotychczas. Dostrzegałem tylko samo zło. I to zło zagościło we mnie do teraz. Dlatego nie przejmuję się innymi. Nie obchodzi mnie, że cierpią przeze mnie. Ja także cierpiałam, ale mi nikt nie pomógł, bo jedyna osoba na której mi zależało. Był mój ojciec. Obiecałem sobie, że zemszczę się i nikt mnie nie powstrzyma...
Wracając do poprzedniej sytuacji. Kiedy moje oczy przestały mniej piec, pozbierałem się z ziemi i ruszyłem w stronę drzwi. Wściekłość, która mnie opanowała, była ogromna. Nie umiałem tego opisać. Pospiesznie schodziłem ze schodów, ale gdy już to uczyniłem. Nie zastałem jej, lecz Luke’a siedzącego na kanapie.
- Nie widziałeś może blondynki, próbującej uciec? – zapytałem, podchodząc bliżej i torturując go wzrokiem. Nie wiem co mu zrobię, jeśli okaże się, że ją wypuścił.
- Mówisz o Erin? – uniósł brew, wstając z sofy. Wolnym krokiem przemierzył salon, po czym dodał. – Wiedziałeś, że to jest siostra Liam’a, prawda?
Oczywiście, że nie wiedziałem. Jeśli bym był doinformowany dałbym jej spokój.
- Człowieku, jeśli ona coś mu powie. Masz przesrane, szczególnie, że to twój przyjaciel!
Kurde, gdzie podziałeś mózg! Teraz jak na to patrzeć, to nie jest za ciekawie. Trzeba było się o niej najpierw coś dowiedzieć, a nie tak pochopnie. I widać efekt mojej głupoty. Liam jest dobrym kolegą. Nie chcę zniszczyć tej przyjaźni.
Wszystkie emocje wyfrunęły. Przestałem przejmować się tym, czy ją wypuścił. Bo na pewno tak się stało. Gdy tylko zobaczył, że to znajoma. Od razu ją wypuścił. Nie dziwę mu się.
- To co ja mam teraz zrobić? – zapytałem lekko zmieszany. Nie mam pojęcia, jakie mogą być tego konsekwencje. Będę musiał ją jakoś zastraszyć. Jak na razie. To jedyne co przychodzi mi do głowy w tej chwili. Przecież nie poproszę ją o to, żeby trzymała język za zębami czy obiecać na mały paluszek, że nikomu nic nie powie. To już nie te czasy.
- Wymyśl coś. Przecież tobie to tak łatwo ci przychodzi... – westchnął, po czym ruszył na górę, zostawiając mnie w osłupieniu. Naprawdę nie wiedziałem co zrobić, ale nie mogłem bezczynnie siedzieć i nic nie robić. Do tego potrzeba radykalnych sposobów.
Chwyciłem wiszącą na wieszaku czarną bluzę i wyszedłem z mieszkanie, uprzednio zamykając drzwi na klucz. Założyłem kaptur na głowę i poszedłem w kierunku kamienistej drogi. Kiedy już się na niej znalazłem, z mojej kieszeni wydobyło się nieprzyjemne brzęczenie. Wyciągnąłem wibrujący telefon, aby sprawdzić, co było tego przyczyną. Dostałem SMS-a.
Od: Liam
Spotkanie gangu w starej fabryce o godzinie teraz. Przyjście obowiązkowe!
Ugh... Nie znam takiej godziny. W najmniej odpowiednich sytuacjach on musi mieć jakiś problem. Przynajmniej mam nadzieję, że nie chodzi o ten mały incydent. Może jeszcze nie zdążyła go poinformować. Jest czwarta nad ranem. Powinna spać.
Wiatr lekko dmuchał, co przyprawiło mnie o delikatne dreszcze. Słońce powoli wychodziło zza horyzontu, ukazując swój blask i rozjaśniając ziemię. Lampy zaczynały gasnąć, przez co zrobiło się ciemniej, gdy przechodziłem przez las. Drzewa znajdujące się w nim szeleściły nad moją głową. W dłoniach schowanych w kieszeniach przemierzałem kolejne metry. Droga wydawała mi się nie kończyć. Wiedziałem, że jeszcze został kawałek do pokonania, dlatego nie poddawałem się. Nie tracąc czasu, przyśpieszyłem mimowolnie kroku. Podczas drogi myślałem jedynie o Scarlett. Jest chyba jedyną dziewczyną, która dogłębnie wzbudziła moje zainteresowanie. Nie bała się. Wręcz przeciwnie. Miała ze mnie ogromny ubaw. W szczególności podczas spotkania koło drzewa. Nie lubię jakoś konkretnie nazywać tego wydarzenia, bo nie potrafię. Jej drobna postura, nie wzbudzała strachu ani przerażenia. Gdy się odwróciłem, oczom nie uwierzyłem. Prawdę mówiąc, nie poznałem jej. Miałem kilka podejrzeń, ale okazały się one nieprawdą, gdy odnalazłem jej telefon. Muszę to przyznać. Niezła intryga. Nie mam pojęcia ile one czekały aż wyjdziemy z mieszkania. Czekały, ale nie poszły. Nie odwróciły się ani nie stchórzyły. Postawa godna podziwu. Szczególnie, że to dziewczyny. Kiedy tak rozmyślałem, nim się obejrzałem, a znalazłem się już wyznaczonym miejscu. Nie darzę go jakoś szczególną sympatią, bo spotykamy się w nim tylko w wyjątkowych sytuacjach. Jak się okazuje, taka jak ta.
Wszedłem do środka i od razu do moich nozdrzy wtarł się okropny zapach stęchlizny. Niby przyzwyczaiłem się do tego, ale wciąż czuję do niego odrazę. Poszedłem głębiej. Wzrokiem odszukałem reszty. Zastałem ich wpatrującą się w jakąś olbrzymią kartkę, leżącą na brudnej, starej płycie. Westchnięcia co kilka sekund wydobywały się z ich ust. Co chwilę przecierając ręką czoło, obmyślali plan.
- No więc. Co was sprowadza – zapytałem mniej pochłonięty pracą. Przyglądałem im się z wielkim uśmiechem na twarzy. Coś sobie nie radzą.
- Stary, wreszcie jesteś – zauważył Louis, po chwili kontynuując. – Musisz nam pomóc.
Podszedłem bliżej, chcąc zobaczyć w czym problem. Zauważyłem plan jakiegoś budynku. Prawdopodobnie tej fabryki. W środku czarnych konturów znajdowały się dwa kolory. Czerwony i różowy.
- Czerwoni to my, prawda? – spytałem, wskazując na patyczkowate ludziki. I było jasne kto to rysował. Liam...
- Niezupełnie... Różowi to my. Ale nie podoba ci się ten kolor? Patrz jaki odcień! – zachwycał się kolega. Nie mogłem pojąć jego toku myślenia. Z jednej strony okazywał się sporą wiedzą, a z drugiej no... tym.
- Czemu nie wybrałeś bardziej no nie wiem, męskiego koloru? – oburzyłem się wbijając wzrok w kartkę.
- I tak się ciesz, że to ma w ogóle jakiś kolor. Ledwo co, przemyciłem te kredki do oczu – odetchnął, ukazując zmęczenie. – Uwierzcie. To było naprawdę ciężkie.
- Do rzeczy! – krzyknąłem, przerywając tę dziecinadę.
Wszyscy stali się błyskawicznie poważni. Żaden nie pisnął nawet słówka.
- Tak, więc. Jak wiecie walka już coraz bliżej. Dlatego musi ustalić kilka rzeczy – kiwnął głową w stronę planu. Jeżdżąc palcem po kartce wyznaczał nasze tereny.
Ponieważ to my jako zwycięzcy wybieraliśmy teren. Znajdowaliśmy się w lepszym położeniu. Ogólnie w lepszej sytuacji, dlatego że mamy mniej widoczne miejsca. Mniej rozwalonych ścian i podłóg. Mamy także więcej broni, więc powinniśmy wygrać tą walkę bez najmniejszego szwanku.
- My mamy zachodnią część, oni wschodnią. Nad różowymi ludzikami są inicjały waszych imion – oznajmił brunet, wyszukując kolejnych informacji.
Rzeczywiście nad ich głowami były pierwsze litery imienia każdego z nas. Wzrokiem szukałem swojego. Znajdowało się w najlepszym położeniu dla mnie, w najgorszym dla drużyny przeciwnej. Już się nie mogę doczekać jak w tym roku skopiemy im dupska.
- Harry na samym przodzie. Pójdziesz na pierwszy ogień. Po drugiej stronie Zayn. Za nimi Luke z Louisem, a tyłu osłonię ja z Niallem.
- Będzie lepiej jak Niall pójdzie z Louisem i Lukie’m, dlatego że budynek podzielony jest na trzy części. Pasowało by, żeby przynajmniej w jednej była trójka. Liam da sobie sam radę – rzekłem zmieniając plan. Reszta jedynie kiwnęła głową.
Wszyscy mniej więcej wiedzieli gdzie mieli być. Pozostałą część uzgodnimy w dniu walki. Ponieważ nie jesteśmy w stanie przewidzieć ilu będą mieć sojuszników. Jedyne co możemy na tą chwilę zrobić to ustawienie. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę o swoich miejscach. Kto mniej więcej kogo będzie osłaniał. Musieliśmy przewidzieć częściowo ich działanie.
- To wszystko? – zapytałem lekko znudzony. Odepchnąłem się od płyty i czekałem na odpowiedź.
- Jeśli masz coś ważnego do zrobienia to idź, my jeszcze zostaniemy – powiedział Niall, rozglądając się po starym budynku.
A żebyście wiedzieli, że mam! Szybkim krokiem wyszedłem stamtąd. Po raz ostatni oglądając się do tyłu i przyglądając się kolegom. Znowu czekała mnie długa droga. Do fabryki szło się głównie lasem. Była ona można powiedzieć na odludzi. Żaden dom nie stał w zasięgu kilometra. Dlatego to idealne miejsce na krwistą walkę. Nie przegraliśmy ani jednej z nich. Przeciwnicy o tym wiedzieli, ale mimo to co rok łudzą się, że wygrają. Chcieliby. Z takim składem i wyposażeniem nie mają szans. Nie są jeszcze w tym doświadczeni, co daje nam przewagę.
Perspektywa Scarlett
Usłyszałam przeraźliwy huk dochodzący prawdopodobnie z salonu. Serce zaczęło coraz szybciej bić. Przestraszona wstałam z łóżka. Próbowałam nie ukazywać strachu przed Erin. Bo przecież to mój dom i powinnam nad wszystkim panować. Drżącą ręką otworzyłam drzwi. Dreszcze na moim ciele stawały się coraz większa, a oddech przyśpieszył błyskawicznie. Subtelnie zamknęłam za sobą drzwi, by nie poinformować niezaproszonego gościa o moim przybyciu. Dłonie zaczynały mi się pocić. Myślałam tylko o tym, że to mama. Bo to rzeczywiście mogła być ona. Ale nie... Krzyknęłaby z dołu, że już jest, nawet jeśli bym spała. Zawsze tak robiła, a ja ją słyszałam, gdy była druga w nocy. Nie miałam twardego snu, przez co słyszałam głośniejsze szmery albo grzmoty. Ruszyłam przed siebie. Było ciemno. Dlatego gdy schodziłam ze schodów robiłam to bardzo pomału. Tak jakbym dopiero uczyła się chodzić. Trzymając się metalowej barierki, zeszłam z ostatniego schodka. Dłonią wymacałam komodę, na której powinna stać lampa. Kiedy rozpoznałam jej kształt, zaświeciłam ją. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu intruza. Jednak nikogo nie było. Zmarszczyłam brwi, ale szłam dalej. Nie zrezygnowałam. Nagle z kuchni usłyszałam kolejny huk. Brzmiał tak jakby ktoś walnął łyżką o spód garczka. Wydawało mi się, że chce abym do niego przyszła. Posłusznie to uczyniłam, nie widząc innego wyjścia. Zadzwonienie na policję jest już za późno. Poza tym usłyszałby mój głos, a ja do tej pory nie wiem kto to jest. Ominęłam kanapę i stanęłam przed ścianą prowadzącą do kuchni. Przechyliłam głowę w bok, chcąc zobaczyć co ukrywa się w kuchni. Przejechałam oczami z kąta na drugi. I moje serce stanęło. Na drugim końcu stała czarna postać. Zauważyłam tylko jej cień, który został delikatnie oświetlony przez blask księżyca. Gdy mnie zobaczyła zaczęła się do mnie przybliżać. Odruchowo zawróciłam i pobiegłam w stronę końca salonu, bo nie chciałam nic mówić Erin, dopóki nie dowiem się kto to jest.
- Chodź – szepnął mi do ucha. Nie powiem, że mi trochę ulżyło, gdy zorientowałam się, że to nie jest głos Harry’ego, lecz bardzo podobny. Identyczna chrypka, ale inny ton.
Nie wypowiadałam ani słowa. Po prostu szłam za nim. Wcale nie do wyjścia, tylko do piwnicy. Było to bardzo dziwne. Ale co raz mniej się bałam. Jakby nie chciał mi zrobić krzywdy. Tylko co? Chwycił mnie za rękę, zamykając drzwi. Mężczyzna dłonią wyszukał włącznika znajdującego się na ścianie. Po pomieszczeniu rozbłysło żółte światło, rażąc przy tym moje oczy. Przetarłam ją palcami i skierowałam wzrok na włamywacza. Zauważył moje delikatne drżenie, przez co mogłam zauważyć delikatny uśmiech.
- Nie bój się. Nic ci nie zrobię – powiedział. Trochę mnie uspokoił.
Nie powiem, że odetchnęłam z ulgą, bo tak się nie stało. Dalej byłam spięta. Szczególnie, gdy nieznajomy człowiek patrzył się na mnie. Nie wiedziałam czego on chciał i co było przyczyną jego wizyty.
- Przyniosłem ci coś – rzekł, wyjmując z kieszeni kurtki, białą kopertę.
Wyciągnęłam po nią rękę, a kiedy została już mi wręczona przyglądałam jej się bardziej. Na wierzchu pisało „Dla Scarlett”. Przez chwilę zastanawiałam się od kogo to mogło być, jednak nikt nie przyszedł mi do głowy.
- Od kogo jest ten list? – zapytałam podnosząc głowę.
- To tajemnica. Jak otworzysz to się przekonasz .
Nie byłam pewna co to tego czy powinnam to otwierać. Bałam się, że mogę się zawieść. Stwierdziłam, że zanim to zrobię muszę zobaczyć kim jest dostawca.
- Kim jesteś? Jakimś listonoszem? – ponownie spytałam. Nie tylko list był tajemniczy, on także.
- Jeśli ci powiem. Znienawidziłabyś mnie, choć wiem, że i tak to robisz – wypowiadał te słowa
bardzo powoli. Mogłam dostrzec zakłopotanie. Kogo mam nienawidzić? A może lepsze pytanie. Za co?
Niespodziewanie odwrócił się i wyszedł. Nie! To nie może się tak skończyć! Musiałam go dogonić. Inaczej całe życie wypominałabym sobie, że tego nie zrobiłam. Żyłabym ciekawością.
- Stój! – krzyknęłam, chwytając go za ramię i ściągając kaptur z głowy.
Z tyłu ukazały mi się lekko kręcone włosy. Chcąc zobaczyć więcej, stanęłam z nim twarzą w twarz. Kogoś mi przypominał. Te oczy. I uśmiech.
- Nazywam się Peter Styles. Jestem ojcem Harry’ego.
________________________________________________
DAM, DAM, DAM!
Już 11. Ojej! To takie piękne :D
Na wstępnie dziękuję za rekordową ilość komentarzy pod ostatnim rozdziałem! Jej. A teraz smutna wiadomość. Straciłam trzech obserwatorów :( Wiem, że nie piszę super, extra, bosko. To jest moje pierwsze ff, tak na poważnie. Zastanawiam się czy chodzi o zakończenie poprzedniego rozdziału. Wiem, że niektórzy mogli pomyśleć, to, że już na początku dam wątek Harry’ego i Scar. To by było za wcześnie.
Ten tydzień był z jednej strony świetny, bo dostałam follow od Jai'a. Niby nic, ale mam ciarki. Nie miałam weny. Nic. Dlatego także przełożyłam datę dodania.
Ten tydzień był z jednej strony świetny, bo dostałam follow od Jai'a. Niby nic, ale mam ciarki. Nie miałam weny. Nic. Dlatego także przełożyłam datę dodania.
Mimo wszystko dziękuję serdecznie tym, którzy dotrwali! Jesteście dla mnie ogromnym wsparciem i motywacją. Nie zapomnijcie o tym! :D
Przepraszam jeszcze za to, że rozdział jest taki nudny :(
Przepraszam jeszcze za to, że rozdział jest taki nudny :(
Proszę, skomentujcie. Chciałbym wiedzieć ile osób to czyta. I czy nadal została :(
Do następnego :)
niedziela, 5 kwietnia 2015
Ten.
Zszokowana wiadomością, która widniała na kartce, wciąż
stałam osłupiała. Kilka razy czytałam te wyrazy tylko dlatego, by przekonać
się, że to nie jest sen, tylko moja bardzo bujna wyobraźnia. Niestety. Chciałam
się skontaktować z Erin i dowiedzieć się czy to prawda, ale telefon wyleciał mi
z torebki.
Wszystko, cały świat się na mnie uwziął. Nieustannie kładł mi kłody
pod nogi. Za każdym razem musiałam otrzepać brudne spodnie i wstać. Niekiedy
było to bardzo trudne. Ale przecież takie jest życie. Lubi nas zaskakiwać,
atakuje nas w najmniej odpowiednim momencie. Nie przewidzimy tego. Trzeba być
odpornym na wszelkie zła, szkody. Każdy radzi sobie z tym na swój sposób.
Niektórzy to po prostu olewają, jakby byli wyprani z jakichkolwiek uczuć, a
inni przejmują się najmniejszymi błahostkami. Wszyscy jesteśmy inni, ale żaden
z nas nie jest idealny.
Czy tam wrócę? Muszę. Nie chcę jej stracić, a wiem, że ten
człowiek jest zdolny do rożnych rzeczy, byle tylko osiągnąć swój cel. Mimo iż
było już bardzo późno, siedziałam na łóżku, rozmyślając co powinnam konkretnie
zrobić. Otulona miękkim kocem bujałam w obłokach. Oczy zaczynały powoli się
zamykać, jednak skutecznie musiałam temu zapobiec. Miałam mało czasu, a tak
dużo do zaplanowania. Nie mogłam tam pójść bez niczego. Każdy błąd może być
moim ostatnim, ale jednego jestem pewna. Nie poddam się tak łatwo.
Perspektywa Erin
Za oknem robiło się już ciemno. Wiatr coraz bardziej
nasilał, przez co wydawał nieprzyjemne dźwięki. Księżyc powoli zawitał, a na
niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy. Przez cały ten czas siedziałam cicho w
kącie. Nie płakałam. Starałam się być silna i nie okazywać słabości temu
dupkowi. Z owiniętymi rękami wokół kolan
czekałam na rozwój sytuacji. Nie krzyczałam. Wtedy podrosła by mu satysfakcja.
Będę udawać, że mi się tu podoba. Cokolwiek, żebym tylko nie musiała oglądać
tego perfidnego uśmieszku. I tak to
wszystko moja wina. Byłam taka naiwna. Tylko skąd miałam wiedzieć, że to
oszustwo. Wszystko było tak realistyczne. Ten telefon. Naprawdę się przestraszyłam...
Zaraz! Przecież ja mam telefon! Siedzę tu już kolejną godzinę i kompletnie o
nim zapomniałam. Porwał mnie i nie zabrał telefonu. Co za idiota... Gdy już
miałam sięgnąć ręką do kieszeni, usłyszałam kroki dochodzące zza drzwi. Czemu
wszystko idzie nie po mojej myśli? Brakuję mi kilku minut i będę wolna, tylko
muszę go jakoś zatrzymać. Błyskawicznie wstałam z twardego podłoża. Nerwowo
rozglądając się, szukałam mebla, który może zablokować wejście. Odruchowo
chwyciłam za kant łóżka i próbowałam przesunąć. Włożyłam w to całą swoją siłę.
Nawet nie drgnęło. Zostawiłam łóżko i pobiegałam pod średniego rozmiaru szafkę.
Z wielkim trudem przesunęłam ją pod drzwi, a sama schowałam się w dużej szafie,
która stała naprzeciwko łóżka. Usiadłam i jeszcze bardziej zdenerwowana zaczęłam szukać
telefonu. Pierwsza kieszeń. Coś wypukłego. Wyciągnęłam i okazało się, że to mój
nowy przyjaciel. Gaz pieprzowy! Teraz to może jedynie pożałować, że otworzy te
cholerne drzwi. Dopiero zaś w drugiej znalazł się telefon. Poczekaj chwilę...
Nasłuchiwałam narastających dźwięków. Czy on próbuje przesunąć szafkę?
Pieprzony dupek.
- No Erin, gdzie się chowasz? – zapytał przesłodzonym
głosem.
Czekałam cierpliwie aż otworzy drzwi od szafy, a wtedy ja
zaatakuje i nie będzie odwrotu. Niestety w szafie znalazł się kurz. Na moje
nieszczęście mam na niego uczulenie. Nos zaczął mnie piec i kichnęłam. Starałam
się to zrobić jak najciszej, ale i tak zdołałam usłyszeć jego głośny śmiech.
- Skarbie, wyłaź z tej narnii – krzyknął, próbując zahamować
śmiech.
Przysunęłam rękę z gazem pieprzowym zaraz przy otwarciu.
Ciężko przełknęłam gulę w gardle. Chciałam, żeby było już po wszystkim.
Siedzieć już w cieplutkim mieszkaniu, popijając kubek gorącego kakao. Zanim
będą przyjemności trzeba trochę pocierpieć. Kroki coraz bardziej zbliżały się w
strony szafy. Serce zaczynało coraz szybciej bić.
- Wyjdziesz z łaski swojej. A może mam ci pomóc? – zapytał
powoli się denerwując.
Odczekałam chwilę. Nie odezwałam się ani słowem. Przecież na
tym to wszystko polegało. Musiał otworzyć szafę...
- Czyli jednak wybierasz tą drugą opcję. Będzie mniej
przyjemna – odezwał się stając przed drzwiami.
Nadszedł ten czas. Dzieliło nas już tylko kilka sekund. Ręce
zaczynały się coraz bardziej trząść, a ja nie umiałam nad tym zapanować.
Chłopak powoli otwierał drzwi. Słyszałam skrzypienie. Dłoń trzymałam w tym
samym miejscu. Światło zaczynało wpadać do szafy, więc szybko kopnęłam w
wewnętrzną stronę i najszybciej jak tylko mogłam wycelowałam w niego gazem. Po
czym nacisnęłam i z butli rozprzestrzeniał się nieprzyjemny dla oczu gaz. Sama
zatkałam je ręką, kiedy on próbował je przemyć.
- Kurwa – jęknął, kiedy gaz zaczął jeszcze bardziej
piec. – Pożałujesz tego. Ty i ta twoja
koleżanka.
Nie tracąc czasu ruszyłam w stronę drzwi. Zwinnym ruchem je
otworzyłam, następnie zamykając je na klucz, by
dłużej zajęło mu wydostanie się z pomieszczenia. Zbiegłam ze schodów i
skierowałam się w stronę drzwi wejściowych. Pociągnęłam za klamkę. Jak na złość
były zamknięte. Ciągnęłam z całej siły. Wszystko na nic. Tętno znacznie
przyśpieszyło. Zdałam sobie sprawę, że to koniec, kiedy z kuchni wyłonił się
Luke.
- Erin co ty tu robisz?! – zawołał podchodząc bliżej.
Powiedzieć prawdę?
Nie, wyszłabym na mięczaka. Przez krótki czas starałam się wymyślić w miarę
dobre wytłumaczenie, jednak nic nie przychodziło mi do głowy.
- Ja... Emm... Zwiedzam? – brzmiało to bardziej jak pytanie
niż odpowiedź, ale nic nie mogłam.
- Tak, uważaj bo ci wierzę – prychnął pod nosem.
W nosie mam czy mi wierzy. Po prostu muszę się stąd jak
najszybciej wydostać. To jest ważne.
- Zaraz stanie się coś niesamowitego. Po raz pierwszy cię o
coś poproszę. Tylko zgódź się – poprosiłam go, przyjmując poważną minę.
- Więc otwórz drzwi. Proszę. Jestem już spóźniona o dobre
kilka godzin, a wiesz jaki jest mój tata.
Nie skłamałam tak bardzo. Mój tata był bardzo surowy. Zawsze
wyznaczał odpowiednie godziny kiedy mogę wychodzić z domu. A teraz będę miała
naprawdę przerąbane, bo nie powiedziałam mu o wyjściu.
Usłyszałam z góry trzask drzwi. Przeraziłam się. I tak to
słowo nie wyraża tego co czułam w tamtej chwili. Byłam cholernie przestraszona.
- Spoko. Trzeba było tak od razu – powiedział, wyjmując z
kieszeni pęk kluczy.
Po chwili otworzył drzwi, a ja wybiegłam z nich niczym
torpeda. Od razu skierowałam się do bramy. Wybiegając na ulicę lekko
odetchnęłam z ulgą. Lecz nie całkiem, gdyż muszę jak najszybciej uciec z tego
terenu i dostać się do domu. Tylko był jeden problem. Nie mojego. Wyciągnęłam
telefon z kieszeni, sprawdzając godzinę. 1.39! O tej porze nie mogę wrócić do
domu. Muszę gdzieś zostać. Tata by mnie zatłukł. Wystukałam numer do brata.
Pozostało się tylko modlić, by odebrał. Przyłożyłam komórkę do ucha i czekałam
aż zaczną się sygnały. Pierwszy, drugi... Nic. Powoli zaczynałam tracić
cierpliwość. Jednak za trzecim odebrał.
- Erin, gdzie ty jesteś?! Rodzice się martwią! – krzyczał do
słuchawki. Jakbym tego nie wiedziała!
- Okazało się, że mamy mieć projekt z historii. Telefon mi
się rozładował, a u Scar nie było prądu. Powiedz rodzicom, żeby się nie
martwili. U mnie wszystko w porządku – uspokoiłam go.
Przynajmniej mam taką
nadzieję.
- No dobra, choć nie wiem czy to coś zmieni – westchnął,
rozłączając się.
Wciąż biegłam. Nie bardzo wiedziałam, gdzie jestem. Wszystko
wydawało mi się takie same. Drzewa, wyglądały niemal identycznie. Bałam się. Przez
horrory wyobrażałam sobie drastyczne sceny. Myśli zaprzątane były krzykami,
można nawet powiedzieć, że wrzaskami. Szelest krzaków i liści rozłożonych na
ziemi. Powoli zaczynało brakować mi tchu, więc musiałam przez chwilę odsapnąć.
Oparłam się o korę wysokiego dęba. Przyglądałam się małym krzewom, które rosły
naprzeciwko drzewa. Były ułożone w idealnej linii prostej. Równo przycięte,
zajmowały kilka metrów. Przetarłam dłonią, spocone czoło i biegłam dalej...
Coraz bardziej zaczynałam przypominać sobie drogę do domu Scarlett. Panowała
mgła. Gęsta, szara mgła. Nie widziałam przed sobą nic. Biegłam bokiem, prawie
rowem. Nie chciałam zderzyć się z jakimś samochodem. To ostatnia rzecz, na
którą chciałam sobie pozwolić. Nogi zaczynały przestawać pracować. Wydawało
się, że zaraz upadnę. Dlatego zaprzestałam biegać i resztę drogi przeszłam
piechotą. Wyszłam z ciemnych lasów, a znalazłam się w mieście. Postawione
gdzieniegdzie lampy, świeciły oświetlając chodnik jak i drogę. Kilka aut
zaparkowane były na parkingu, obok hoteli czy barów. Nie przechodził żaden
człowiek. Żadna żywa istota nie błąkała się na ulicy. Zapomniałam... jedynym człowiekiem
byłam ja. Panowała głucha cisza. Nie
było słychać nawet lekkiego wiaterku. Nic. Żadnej muzyki ani odgłosów opon.
Jedynie dźwięk moich butów, zderzających się o bruk. Wciąż towarzyszyły mi
przeróżne zwidy. Obiecuję, że jeśli wrócę nie oglądnę żadnego horroru.
Kiedy ominęłam rynek, chodnik wcale się nie skończył.
Rozchodził się aż po park. Na szczęście znałam go. Był to park, którym
codziennie chodzę do szkoły. Rano kwitł radością, zaś w nocy wydawał się smutny.
Radość rozpłynęła z mgłą, a zawitała ciemność. Ucieszyłam się, że jestem już
blisko jej domu. Ale co jeśli ona teraz śpi i mi nie otworzy? Spędzę noc na
ławce? No nic... Najwyżej będę walić tak długo, aż jej sąsiedzi nie zadzwonią
po policję, bo jakaś psychopatka próbuje włamać się do domu. Minęłam park. Z
daleko zdążyłam już zauważyć charakterystyczne drzewko, które rosło w
ogrodzie. Weszłam po kilku schodach i podeszłam
pod drzwi. Zapukałam. W normalnych okolicznościach napisałabym do niej, że
stoję przed wejściem, ale nie miała telefonu.
Nikt nie otwierał. Zapukałam jeszcze raz, tylko mocniej.
Czekałam jak ta skończona kretynka o 2 w nocy. Zmusiła mnie do tego sytuacja, w
której się znalazłam. Usłyszałam dźwięk kluczy, dochodzących ze środka. Tak! Po
chwili moim oczom ukazała się dziewczyna.
- Mamo, znowu zapomniałaś klu... – nie dokończyła, kiedy
zaspanymi oczami wpatrywała się w moją osobę. – Erin! – krzyknęła, przytulając
mnie.
- No hej... Dusisz! – powiedziałam ciszej, gdyż
uniemożliwiła mi to Scarlett.
- Boże Święty, jak ja się o ciebie martwiłam. Już myślałam,
że on ci coś zrobił! Właź szybko do domu. Jesteś cała zmarznięta!
Razem weszliśmy do mieszkania, uprzednio Scar zamknęła
drzwi. Usiadłyśmy na kanapie i zaczęłyśmy rozmowę.
- W ogóle nie spałam. Wiesz jak się bałam! – oznajmiła, nie
kryjąc radości. – Jak ty się wydostałaś?
- Zaraz... skąd ty wiesz, że ktoś mnie porwał? – zapytałam zdziwiona.
To było bardzo podejrzane. Przecież jej nie mówiłam, bo
kiedy. Nie zadzwoniłam do niej, a ona i tak o wszystkim wiedziała. Pozostaje
tylko pytanie. Skąd?
- Zostawił mi kartkę na szafce, z informacją, że mam jutro
przyjść do niego i przez ten cały czas myślałam tylko o tym.
Zaczęłam opowiadać jej całą historię od samego początku. O
telefonie, o oszustwie. Wszystko. Byłam bardzo szczęśliwa, że udało mi się
wydostać stamtąd. Nie chcę już go nigdy więcej widzieć. Dla mnie jest nikim.
Wykorzystał mnie, by zwabić Scarlett! Jedynym uczuciem jakim go darzę to jest
nienawiść.
- Mogę u ciebie zostać? – spytałam lekko speszona.
Dziwie się czułam, że musiałam ją pytać o takie rzeczy.
Jednak nie miałam innego wyboru.
- Jasne! Jeszcze się pytasz! Mam śpiwór w szafie. Chodź
pokażę ci – pociągnęła mnie za rękę i zaprowadziła do swojego pokoju. W czasie
drogi oglądałam jej dom. Nigdy wcześniej tu nie byłam, ale widziałam wiele razy
już ten dom. Weszłyśmy do jej pokoju. Scar od razu pokierowała się do szafy, z
której wyciągnęła czerwony śpiwór, po czym rozłożyła go na podłodze. Byłam jej
naprawdę wdzięczna, że pozwoliła mi tu zostać.
- Wiem, że nie tego oczekiwałaś, ale to jedyne co mogę ci
zaoferować – powiedziała siadając na łóżku.
- Żartujesz? Jest naprawdę świetnie! Dzięki, że mogę tu
zostać. Jutro z rana od razu się stąd wynoszę – zaśmiałam się.
- Nie musisz... Ah zapomniałabym. Piżama! – wstała i
podchodząc do jednej szafek, wyciągnęła niebieską piżamę. – Idź się przebrać.
Wskazała na białe drzwi, prowadzących zapewne do łazienki.
Skinięciem głowy weszłam do środka. Rozebrałam się i przemyłam ciało wodą.
Następnie wytarłam je ręcznikiem i założyłam przygotowane ubrania. Te stare,
starannie poskładałam i położyłam w kącie.
- I tak chyba dzisiaj nie zasnę – rzekłam, wychodząc z
łazienki.
Scarlett była już okryta kołdrą i zapewne próbowała zasnąć.
- Ja chyba też – dodała, odwracając się w moją stronę. – To był
chory dzień - podsumowała.
- Zgadzam się – przyznałam, kładąc się w śpiworze. – Nigdy więcej takich wydarzeń.
- Zgadzam się – powtórzyła moje słowa, na co obie się
zaśmiałyśmy.
Ta rozmowa nie miała najmniejszego sensu, jednak dalej ją kontynuowaliśmy.
- Jesteśmy chore – krzyknęła, uderzając się poduszką.
- Zga... – przerwałam, bo usłyszałam niepokojący dźwięk z
dołu.
Przestraszyłam się. Co jeśli on wrócił! Nie myśl tak...
Skarciłam się w myślach.
- Słyszałaś to? – zapytałam wstając.
- Yhym... Lepiej pójdę to sprawdzić. Zostań tu! –
powiadomiła mnie, otwierając drzwi.
Nie chciałam jej puścić samej. Dlatego ruszyłam z miejsca i
podeszłam pod drzwi. Jej nie było już widać. Znów to uczucie. Chciałam się go
jak najszybciej pozbyć. Nienawidziłam go. Takie ukłucie w sercu... Powoli zeszłam
ze schodów. Drżącym krokiem powędrowałam w stronę kanapy.
- Scar! Gdzie jesteś?... Odezwij się, to nie jest śmieszne! –
oburzyłam się.
Nikt nie odpowiadał. W oczach miałam łzy. Byłam już tego
pewna. On wrócił!
______________
Hej i czołem!
Myślałam, że przerwa potrwa dłużej, ale gdy zobaczyłam 10
tyś wyświetleń. Zabrałam się za pisanie rozdziału. Chciałam Wam strasznie
podziękować. Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy! Coś pięknego.
Mam do Was ogromną prośbę! Jeśli przeczytaliście rozdział,
napiszcie komentarz, nawet jeden wyraz. Chcę wiedzieć ile osób czyta to
opowiadanie, bo wyświetleń rozdziałów jest ponad 200, a niektórych nawet 400, a
komentarzy jest tak mało. Jeśli piszecie bloga to wiecie, że one bardzo
motywują, więc proszę Cię. Napisz komentarz :)
edit:
Powstała zakładka Liebster Award
Zapraszam!
edit:
Powstała zakładka Liebster Award
Zapraszam!
I ostatnia rzecz, a mianowicie:
WESOŁYCH ŚWIĄT!!
DUŻO JAJEK, MOKREGO ŚMINGUSA DYNGUSA, ZAJĄCÓW Z CZEKOLADY.
NAJEDZCIE SIĘ, TAK JAK JA TO ZROBIŁAM!
Do zobaczenia!
piątek, 27 marca 2015
Nie rozdział.
Piszę tę informację, bo nie chcę, abyście czekali nie wiadomo ile na nowy rozdział.
Jak już zapewne wiecie Zayn odszedł z 1D. Jest mi tak cholernie ciężko z tego powodu, że po prostu nie daję rady zabrać się na napisanie rozdziału. Gdy tylko najdą mnie myśli o zaczęciu, zaraz wszystko powraca i nie mogę... To jest dla mnie niesamowicie ciężki okres. Naprawdę, teraz nie mam głowy do pisania. Uwierzcie, chciałbym, ale nie potrafię. Nie umiem się zmobilizować, przynajmniej nie teraz. Ten chłopak tyle dla mnie znaczył w 1D, że nie mogę tak szybko zapomnieć. Wiem, że on dalej istnieje, ale nie ma go już w zespole. Domyślam się, że Was zawiodłam. Jestem tego w pełni świadoma. Przepraszam Was najmocniej. Jeśli opuścicie tego bloga, zrozumiem. Nie wiem kiedy pojawi się rozdział. Nie chcę Wam mówić dokładnej daty, bo sama jej nie znam. Na koniec jeszcze, TO NIE JEST ZAWIESZENIE!
Przepraszam wszystkich, których zawiodłam, ale nie umiałam postąpić inaczej.
Do zobaczenia niebawem.
Całuję w nosek :)
Jak już zapewne wiecie Zayn odszedł z 1D. Jest mi tak cholernie ciężko z tego powodu, że po prostu nie daję rady zabrać się na napisanie rozdziału. Gdy tylko najdą mnie myśli o zaczęciu, zaraz wszystko powraca i nie mogę... To jest dla mnie niesamowicie ciężki okres. Naprawdę, teraz nie mam głowy do pisania. Uwierzcie, chciałbym, ale nie potrafię. Nie umiem się zmobilizować, przynajmniej nie teraz. Ten chłopak tyle dla mnie znaczył w 1D, że nie mogę tak szybko zapomnieć. Wiem, że on dalej istnieje, ale nie ma go już w zespole. Domyślam się, że Was zawiodłam. Jestem tego w pełni świadoma. Przepraszam Was najmocniej. Jeśli opuścicie tego bloga, zrozumiem. Nie wiem kiedy pojawi się rozdział. Nie chcę Wam mówić dokładnej daty, bo sama jej nie znam. Na koniec jeszcze, TO NIE JEST ZAWIESZENIE!
Przepraszam wszystkich, których zawiodłam, ale nie umiałam postąpić inaczej.
Do zobaczenia niebawem.
Całuję w nosek :)
sobota, 14 marca 2015
Nine + suprajz!
Mijały kolejne sekundy. Wciąż stałam w tym samym miejscu, co
przed chwilą. Miałam nogi jak z waty. Wyobrażałam sobie, że jeśli postawię choć
jeden krok, upadnę na ziemię. Wydawało
mi się, że jestem teraz sama, odizolowana od wszystkich. Przed oczami miałam
pustkę, lecz słyszałam głos Erin. Musiałam się jak najszybciej otrząsnąć, bo
jeśli nie, mogło się to źle skończyć. Z oddali dochodziły ciche szepty, co za
tym szło, mamy jeszcze kilka sekund i przegramy. Otrząsnęłam się i zaczęłam biec w stronę wyjścia.
Zostało mało czasu. Nie znałyśmy miejsca, więc, nie miałyśmy najmniejszych
szans na ucieczkę. Trzeba było wymyślić coś, co mogło by ich zatrzymać
przynajmniej na kilka sekund. Analizowałam wszystko dookoła, by znaleźć coś co
by mi w tym pomogło. Znajdowaliśmy się na świeżym powietrzu, dlatego miałyśmy
duże utrudnienie. Nagle ujrzałam dość sporych rozmiarów kamień. W głowie
przetwarzałam scenariusz, co z takim głazem można by zrobić. Schyliłam się po
niego. Nie był zbyt ciężki, ale też do najlżejszych nie należał. Zauważyłam
kilka cieni wychodzących zza żywopłotu. I wtedy dotarło do mnie co powinnam
zrobić. Położyłam torbę na trawniku i ściągnęłam z Erin apaszkę. Owinęłam sobie
nią głowę i głośno westchnęłam. Od tego zależy twoje życie. Powtarzałam sobie w
myślach, by dodać choć trochę otuchy.
- Poczekaj tutaj – wskazałam palcem na ziemię. – Jak krzyknę
„Już!” zaczynasz jak najszybciej biec. Postaram się ciebie dogonić, o ile wyjdę
z tego cała. Pamiętaj, zaszliśmy już za daleko, by się teraz poddać.
- Ale... – nie dokończyła, bo zatkałam jej ręką twarz.
- Nie ma żadnych ale. Wrócę, obiecuję... – powiedziałam,
spuszczając głowę.
Nie miałam pojęcia, co się wydarzy, a tym bardziej czy
wrócę. Przynajmniej miałam taką nadzieję. Odwróciłam się i zaczęłam iść na
przód. Starałam się nie myśleć o tym, co miało się za chwilę stać. Marzyłam,
żeby już było po wszystkim. Schowałam się za drzewem, czekając na rozwój
sytuacji. Powoli zaczynałam słyszeć już kroki. Teraz plan trzeba wcielić w
życie. Policzyłam do trzech, po czym cicho wyszłam zza drzewa. Byłam za nimi.
Podążałam, praktycznie depcząc im po piętach. Pierwszy punkt. Znajdź cel.
Drugi. Wyceluj. Trzeci. Uciekaj póki życie ci miłe. To już ten czas... Włożyłam
palce do ust i zagwizdałam. Odwrócili się, mierząc mnie wzrokiem. Byłam
owinięta chustką, mogli dalej zgadywać kto to. Kiedy jeszcze z uwagą
przyglądali się mojej osobie. Tak jak to było na mojej liście. Starałam się
wycelować w Harry’ego, poniekąd to on był moim koszmarem, więc należało mu się
trochę bólu. Rzuciłam kamieniem z całej siły Udało mi się w niego trafić,
co lepsze w miejsce, gdzie światło nie dociera. Celny strzał. Uśmiechnęłam się
pod nosem i krzyknęłam, by uprzedzić Erin. Harry zwijał się z bólu, więc
wykorzystałam tą sytuację i zaczęłam biec. Koledzy chłopaka, zamiast mnie gonić
to śmiali się, że dostał od dziewczyny.
Przynajmniej rozpoznali moją płeć. Punkt za spostrzegawczość. Nie odwracając
się wyminęłam żywopłot i znalazłam się w poprzednim miejscu. Szybko zgarnęłam
torbę i nie tracąc czasu szukałam drogi powrotnej. Miałam marną orientację w
terenie, więc było to bardzo trudne. Chciałam wrócić do tego domu, by znaleźć
te klucze do domu. Jednak wiedziałam, że gdybym teraz zawróciła, już nigdy bym
nie wyszła. Nerwowo przekręcałam głową, chcąc sobie przypomnieć jak tu
trafiłam. Nic nie wydawało mi się podobne. Co chwilę, znajdywałam się w nowych
miejsca. Strach ogarnął mnie jeszcze bardziej, kiedy usłyszałam coraz
głośniejsze kroki. Nie zastanawiając się ruszyłam w jakieś zarośla i przedzierając
się przez nie, próbowałam dojść na drogą. Odpychałam od siebie grube gałęzie,
które podrażniały moją skórę. Suche liście szeleściły pod moimi butami, wydając
nieprzyjemne dźwięki. W niektórych miejscach na moim ciele znalazły się plamy
krwi, przez obtarcia. Musiałam zaryzykować, ale też nie miałam innego
wyjścia. Kiedy spod zielonych liści,
ujrzałam jakąś drogę. Odetchnęłam z ulgą. Udało się. Zrobiłam to. Muszę przyznać, że
poszło łatwiej niż się spodziewałam. Ostatni raz spojrzałam na ten dom i
poszłam w kierunku lasu. Nie myślałam o niczym innym niż o tych przeżyciach.
Kiedy już dotarłam do lasu, znów uderzyło mnie to dziwne uczucie. Nie potrafię
tego wytłumaczyć. Ono tak nagle przychodzi i równie odchodzi. Przypomniałam
sobie także o Erin. Nie miałam pojęcia, co się z nią stało. Dlaczego nie
zadzwoniła? Wsadziłam dłoń do torebki w poszukiwaniu telefonu. Przeglądam
wszystko po kolei. No nie... Nie znowu. Jak to mówią, historia lubi się
powtarzać... Musiał mi wypaść kiedy zabierałam torbę, dlatego nie słyszałam
dzwonku. Przecież nie było go przez cały czas. Mogę być pewna, że to nie wróży
nic dobrego.
Perspektywa Harry’ego
Gdy tylko oberwałem tym kamieniem, upadłem na ziemię. Siły,
ile ta dziewczynka włożyła na ten rzut była zaskakująca. Bolało tak cholernie,
że nie byłem w stanie się ruszyć. Na pogorszenie sytuacji te dwa kołki zamiast
ją łapać. Śmiali się do nieprzytomności. Miałem ochotę im przywalić, nie
zwracając uwagi kim oni dla mnie byli. Zastanawiało mnie jedno pytanie. Kim ona
była? Wcale nie byłbym zdziwiony, gdybym dostał od chłopaka, ale dziewczyna?
Tego bym się nie spodziewał za żadne skarby. Musiałem znieść ból i jak najszybciej
wstać z ziemi. Kiedy chłopaki to zauważyli szybko spoważnieli, ale ich kolor twarzy
mówił sam za siebie. Przewróciłem oczami i zacząłem iść w kierunku, którym
uciekła. Byłem wściekły, chociaż i to słowo nie wyraża moich emocji. Już kiedy
miałem kopnąć w drzewo, usłyszałem cichą muzykę. Przecież nie mam sąsiadów,
więc impreza odpada. Nawet jeśli bym miał, to kto robi imprezy po południu?
Zbliżyłem się, nasłuchując bardziej. Znajdowałem się już całkiem blisko, na
tyle, że mogłem rozpoznać tekst. Rozglądałem się po obu stronach. Nic nie
widać. Zrobiłem jeszcze kilka kroków i coś podkusiło mnie do spojrzenia w dół.
Moja intuicja nie zawiodła. Na trawie leżał telefon, najprawdopodobniej ktoś
dzwonił. Schyliłem się, by go podnieść. Odblokowałem i odebrałem połączenie.
- Boże Scar! Tak się martwiłam, że cię znaleźli, albo
gorzej. Powiedz gdzie jesteś, zaraz po ciebie przyjadę! – mówiła to bardzo
spontanicznym, pełnym energii głosem.
Scar? To imię, akurat skądś kojarzę... Czyli to rolę się
odwróciły. Teraz to ona mnie będzie śledzić? Co za dziewczyna. Jeszcze odważyła
się rzucić tym głazem. Zaczyna mnie coraz bardziej intrygować. Przeczuwam, że szybciej będę musiał się jej
pozbyć. Skoro ona się ze mną tak bawi, to ja nie będę dłużny.
- To nie Scarlett... – odpowiedziałem zaciekawiony rozwojem
sytuacji.
- Kim jesteś i co jej zrobiłeś, ty dupku! – krzyknęła do
słuchawki.
- Już mi dałaś imię, to po ci następne? – zaśmiałem się,
trochę oddalając się od poprzedniego miejsca.
- Nie żartuj sobie, dupku! Gdzie ona jest?! Jeśli jej coś
zrobiłeś nie skończy się tylko na twoich jajach!
Groziła mi? To było takie złe, że aż śmieszne. Dziewczyna mi
grozi. Te słowa nawet do siebie nie pasują. Ta jej koleżanka miała podobny
charakterek. Gdzie one się znalazły? W psychiatryku?
- Och, czyli widziałaś ten mały incydent – oznajmiłem,
podkreślając ostatnie słowo. – Jeśli chcesz ją zabrać, wróć tu.
Sam nie wierzę, jak udało mi się wymyślić tak genialny plan
w tak krótkim czasie. Jednym słowem jestem mistrzem w tych klockach.
- Skąd mam wiedzieć, że to nie pułapka? – zapytała bardziej
przejętym tonem.
- Mam jej telefon? Jeśli nie będziesz tutaj za pół godziny, już nigdy jej nie zobaczysz – uśmiechnąłem się przypominając tę sytuację. – Tylko żadnych
numerków. Mam więcej dupków, którzy zachcą cię poznać.
- Dobra, dupku. Ale jaka jest pewność, że oddasz ją z
własnej woli? – powiedziała, na co zacząłem się niecierpliwić.
- Masz moje słowo. Po prostu chciałem poznać wspólniczkę
zamachu na mnie – odpowiedziałem, rozłączając się.
To był chyba najlepszy pomysł w moim życiu. Ta dziewczyna
jest tak naiwna. Jeśli powiedziałbym, że mam w domu jednorożce, też by
uwierzyła? Poszedłem do domu, gdzie zastałem siedzącego Luke’a na kanapie.
Czyli Liam już sobie poszedł i świetnie.
- Za chwilę będziemy mieć gościa – oznajmiłem, podchodząc do
lodówki i wyciągając z niej piwo.
- Znowu jakaś laska? – zapytał jakby wiedział, co miałem za
chwilę powiedzieć.
- Zgadłeś, tylko, że do innych celów – powiedziałem, rozsiadając
się na kanapie.
- Nie wierzę! – krzyknął, udając zdzwionego.
Nie mogłem się doczekać, kiedy wejdzie do domu w
poszukiwaniu porwanej, po czym sama nią będzie. A ta pierwsza nigdy nią nie była.
Luke nie wyglądał na przejętego sytuacją, bardziej zaciekawiony był głupim
filmem w telewizji. Nie miałem nic ciekawszego do roboty, więc przyłączyłem się
do niego. Oglądałem dopóki w drzwiach nie rozebrzmiał dzwonek. Uradowany
wstałem z kanapy, a Luke poszedł do swojego pokoju. Zabawę czas zacząć!
Otworzyłem drzwi, a przed oczami stanęła ładna blondynka. Czyli ta zabawa
będzie jeszcze lepsza niż myślałem.
- Zgaduję, że to ty, więc... Spróbuj coś zrobić, a właduję
ci ten gaz pieprzowy w ślepia! – krzyknęła, ukazując w dłoni gaz.
- Uznajmy, że się przestraszyłem – prychnąłem, po czym
weszła do środka.
Zaczęła się niepewnie rozglądać. Jakby spodziewała się
czegoś innego. Oczywiście, że się spodziewała.
- Prowadź – nakazała. – Jeszcze założyłeś jakąś pułapkę na
myszy, więc nie będę ryzykować.
Przytaknąłem, wymijając są. Weszliśmy po schodach,
prowadzących do jednego z pokoi.
Przeszliśmy przez długi korytarz, do
ostatniego pokoju. Powoli zacząłem otwierać drzwi. Podeszła i wpatrywała kawałek
pomieszczenia.
- Wejdź – machnąłem ręką. Postawiła pierwszy krok, kiedy ja
popchnąłem ją i zatrzasnąłem drzwi.
- Teraz uznajmy, że dotrzymałem obietnicy.
Perspektywa Scarlett
Kilka godzin bez celu błądziłam w lesie. Kiedy tylko udało
mi się z niego wydostać znalazłam się na końcu miasta. Musiałam przejść
piechotę, gdyż żaden autobus teraz nie kursował. Weszłam na chodnik i zaczęłam
przemierzać kolejne metry, w celu dotarcia do mieszkania. Zapewne wyglądałam jak
chodząca katastrofa, ponieważ ludzie omijali mnie szerokim łukiem. Nie dziwię
im się. Marzyłam jedynie, by coś zjeść, umyć się i pójść spać. Na szczęścia
jutro była niedziela, więc nie musiałam martwić się o szkołę. Ale w mojej
głowie, dalej pozostała Erin. Nie skontaktowałam się z nią ani razu. Boję się o
nią. W głębi duszy mam nadzieję, że nic jej się nie stało i teraz śpi. Mijałam
kolejne sklepy, budynki. Wydawało mi się, że ta droga jest coraz dłuższa. Nogi
coraz bardziej zaczęły mi odmawiać posłuszeństwa, więc co chwilę się o nie
potykałam. Szłam ze spuszczoną głowę, co wyglądało jakbym była pijana. No
niestety pomylili się, choć niewiele. Może nie byłam pijana, ale taka się
czułam. Wszystko dookoła wydawało mi się takie inne. Mamrotałam pojedyncze
słówka pod nosem i przechylałam się z boku na bok. Nagle wpadłam na czyjś tors.
Leniwie podniosłam głowę i ujrzałam przystojnego mulata. Miał włosy postawione
ku kurze i śliczne, czekoladowe oczy. Kiedy zauważyłam jego wygląd.... Zaczęłam
poprawiać swój.
- Znam cię skądś – rzekł, wpatrując się w moje poczynania.
- Nie sądzę – odpowiedziałam, uśmiechając się. – A tak po za
tym, to przepraszam za moją ślepotę.
- Nie szkodzi. Jak chcesz to wpadaj na mnie częściej.
- Dobrze, jak tylko znajdę okazję to zadzwonię do ciebie, bo
nie mam na kogo wpaść – zaśmiałam się. – A teraz muszę już iść, więc do
zobaczenia.
- Mam taką nadzieję.
Jak gdyby nigdy nic, wyprostowałam się i ruszyłam dalej.
Po kilkudziesięciu minutach dotarłam do domu, można
powiedzieć pół żywa. Otworzyłam drzwi i wpadłam na kanapę, rzucając na podłogę
torebkę, która wydawała mi się zbędna.
Zamknęłam oczy, ale nie dałam ponieść się snu. Wiedziałam, że muszę wstać,
ogarnąć się, a potem dopiero mogę spać. Tak też uczyniłam. Zleciałam z kanapy,
po czym szybko wstała z zimnego podłoża. Weszłam po schodach do swojego pokoju.
Zabrałam z szafki piżamę i poszłam wziąć prysznic. Byłam wykończona tym dniem...
Ruszyłam w stronę łazienki, zamknęłam drzwi na klucz, choć i tak wiedziałam, że
nikt nie wejdzie, bo mamy nie było w domu. Ale tak dla pewności nie zaszkodzi.
Rozebrałam się, weszłam pod prysznic, ustawiając odpowiednią temperaturę.
Zaczęłam „zmywać z siebie dzisiejszy dzień”.
Po kilku minutach stałam już owinięta ręcznikiem i przeglądałam się w
lustrze. Teraz czułam się o wiele lepiej! Ubrana wróciłam do pokoju, gdzie
zastałam zaświeconą lampkę nocną. Dziwne. Jak tu przyszłam była zgaszona.
Powędrowałam w jej kierunku, chcąc ją zgasić. Lecz kiedy spojrzałam na nią z
bliska, ujrzałam małą kartkę. Wzięłam ją i zaczęłam czytać.
„Mam twoją koleżankę. Jeśli chcesz ją zobaczyć, wróć jutro pod
drzewo. Nie muszę ci chyba tłumaczyć które, bo sama najlepiej wiesz.
Ps. Oberwiesz za ten kamień :)”
__________________________________________________________________________________
Taki krótszy trochę :(
No ale cóż...
Przychodzę dzisiaj jeszcze z niespodzianką! ZWIASTUNEM mojej
roboty! Obiecuję, że już nigdy więcej nie wezmę się za robienie zwiastuna. NIGDY!
Ale zanim go oglądniecie, chcę żebyście przeczytali, to co chcę Wam powiedzieć.
Jak już niektórzy wiedzą dostałam bardzo ważną (dla mnie) nominację na spis1d.
Nominowane są te blogi, które są częściej odwiedzane. To jest niesamowite!
Pamiętam jak w listopadzie podajże pisałam prolog i zastanawiałam się nad
fabułą. Dziś jest 20 obserwatorów i ponad 8.500 wyświetleń. Chcę Wam serdecznie
podziękować! Naprawdę, nigdy bym się nie spodziewała takiego rozwoju. Dziękuję!
Zwiastun:
POPRAWIONY!
Oraz zapraszam do komentowania :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)