poniedziałek, 29 grudnia 2014

Four.

       Zakładając torbę na ramię, wyszłam z klasy i podążałam w kierunku drzwi frontowych szkoły. Z tego co zaobserwowałam to Luke jeszcze gramolił się w tyle. Pchnęłam uchwyt, wychodząc na świeże powietrze. Jednak szybko zrezygnowałam z dalszej drogi, ponieważ zauważyłam krople deszczu. Chłopak cicho się zaśmiał dołączając do mnie.

            - Auto jest zaparkowane kawałek przed szkołą, więc będziesz musiała się trochę zmoczyć.

            - Nie wziąłeś parasola? Czy czegokolwiek?

            - Nie księżniczko. Jednak nie jesteś sama, a teraz rusz tyłek i idź przed siebie – powiedział, omijając mnie i wychodząc.

       Gdybym wiedziała, że będzie padać na sto procent zabrałabym parasol, przecież rano było tak słonecznie. W życiu bym nie pomyślała, że później będzie zanosić się na deszcz.

       Niechętnie przekroczyłam próg drzwi, małymi kroczkami podążałam w stronę Luke, który był znacznie dalej niż ja. Nie dziwię się. On miał chociaż kaptur, więc spokojnie mógł dojść bez umoczenia włosów. Po długim marudzeniu dotyczącego pogody wreszcie stanęłam koło samochodu. Blondyn siedział już w środku, przeglądając komórkę. Otworzyłam drzwi, po czym próbowałam zgrabnie wsiąść. Silnik odpalił i wyjechaliśmy spod szkoły. Dopiero teraz zrozumiałam, że siedzę w samochodzie Luke’a, chłopaka, przed którym ostrzegała mnie Erin. Do tej pory nie wydawał się taki zły. Pomijając jego pewność siebie, której mu zazdroszczę jest do wytrzymania.

            - Mam jedno pytanie, które ciekawi mnie już od początku pobytu w szkole – rzekłam odrywając wzrok od szyby.

            - Nie lubię odpowiadać na pytania, ale zrobię mały wyjątek  – oznajmił.

            - Tylko odpowiedz szczerze. Skąd znasz chłopaka, który stał koło ciebie na parkingu pierwszego dnia?

            - Kolega, a co? Podoba ci się? – zażartował spoglądając na mnie.

            - Nie! – błyskawicznie zaprzeczyłam. – Tylko skądś go kojarzę, ale to nie ważne… Dobra, zakończmy już ten temat.

            - OK – krótko odpowiedział, nie pytając o nic więcej.

       Chwilę później Luke włączył radio. Piosenka, która leciała nie bardzo podchodziła pod mój gust muzyczny. Był to chyba rap? Nie chcąc tego słuchać, sięgnęłam ręką, by zmienić utwór, jednak gdy od guzika dzieliły mnie milimetry, chłopak spojrzał na mnie z miną mordercy.

            - Nawet nie próbuj! – ostrzegł, wracając do poprzedniej pozycji. 

       Zdziwiona i speszona jego zachowaniem, schowałam rękę z powrotem i zastanawiając się  dlaczego ja się zgodziłam na ucieczkę ze szkoły. Przecież jak nauczyciel zobaczy, że mnie nie ma. To będę miała przechlapane. Pewnie Luke będzie miał to wszystko w dupie, bo nieraz miał karę od nauczycieli, ale ja nigdy im się nie sprzeciwiłam. Wolałam nie przysparzać mamie więcej problemów niż miała dotychczas.

            - Tu mnie wysadź, mam niedaleko.

            - Jak chcesz – wzruszył ramionami i zatrzymał się.

       Wysiadłam z samochodu i czekałam aż odjedzie bym mogłam spokojnie dojść do domu. Po chwili tak się stało. Z tylnej kieszeni wyciągnęłam słuchawki i podpięłam je do telefonu. Wybrałam pierwszą playlistę i wypadło na piosenkę Eda Sheerana – Give me love. Zasłuchana w piosenkę nawet nie zauważyłam kiedy stałam przed wejściem do domu. Wyjęłam klucz spod doniczki na kwiatka i wsadzając go to dziurki, przekręciłam wchodząc do mieszkania. Ściągnęłam kurtkę i powiesiłam ją na haku. Mamy nie było, ponieważ miała jakąś ważną konferencję, na której musiała być. Jakoś musiała zarobić na nasze utrzymanie. Kilka razy mówiłam jej, że się przemęcza i poszukam pracy, ale ona nigdy na to mi nie pozwoliła. Zawsze twierdziła, że szkoła teraz jest najważniejsza i nią powinnam się zająć, a ona da radę. Jak przychodzi zmordowana z pracy to aż mi serce pęka. Tak bardzo chciałabym jej pomóc. Chociażby rozdawać ulotki za marne pieniądze, ale to już zawsze coś.

       Usiadłam na miękkiej kanapie, po czym wzięłam do ręki pilota i zaczęłam przerzucać kanały w poszukiwaniu jakiegoś filmu lub serialu. Niczego nie było, same telenowele, wiadomości i programy rozrywkowe. Zrezygnowana wstałam i udałam się do pokoju, gdzie zrobiłam zadanie domowe. Był to dopiero początek szkoły, a już tyle zadają. Nie chcę wiedzieć ile będę musiała siedzieć nad książkami pod koniec semestru. 

       Nim spostrzegłam zegar wskazywał już 21, a nic wiele nie zrobiłam. Usłyszałam trzask drzwi, co sygnalizowało powrót mamy. Pędem wstałam z łóżka i wybiegłam z pokoju, schodząc po schodach do salonu. Mimo tych wszystkich przeszkód jakie spotkałyśmy na naszej drodze w życiu, byłyśmy ze sobą naprawdę bliskie.

            - Jak było w pracy? – zapytałam, podchodząc i przytulając ją.

            - Nijak. Szef katuje, jeszcze nigdy nie widziałam tak podłego człowieka. Uwierz mi, wiem co mówię. Jeszcze ta dzisiejsza konferencja… To były tortury  - odpowiedziała, siadając zdyszana na krześle obok stolika.

            - Może jednak poszukam pracy…  W szkole dam radę. Pogodzę to – oznajmiłam pewna swojego wyboru.

            - Nie! Ty się musisz kształcić, musisz być kimś. To są Scarlett inne czasy. Nie poradzisz sobie w życiu, a gdy mnie już zabraknie wylądujesz na ulicy, bo kelnerka to nie jest dobrze płatny zawód. Mogłabyś zostać adwokatem albo lekarzem, ale to tego trzeba cię uczyć. Nic teraz nie ma się za darmo.

       I znów ta sama śpiewka...

       Zamilkłam. Wiedziałam, że dalsze kontynuowanie tej rozmowy byłoby bez sensu. 

       Nazajutrz obudził mnie budzik. Niechętnie wyciągnęłam rękę, by go wyłączyć. Jedynym powodem dla którego szybciej wstałam był fakt, że dzisiaj jest piątek. Z drewnianej szafki wyciągnęłam dzisiejsze ubrania. Weszłam do łazienki, zamykając drzwi na klucz. To był mój taki odruch. Podeszłam pod umywalkę, po czym odkręciłam wodę i zimną przemyłam twarz. Następnie wyszczotkowałam zęby i ubrałam się. Zeszłam na dół, by zjeść śniadanie, ale rano przeważnie nie jestem głodna, więc tylko usiadłam na krześle. Przeczekałam kilkanaście minut i wyszłam z domu. Znów czekała mnie 10 minutowa droga do szkoły. Ku mojemu zaskoczeniu ktoś zaparkował samochód przed domem. Podeszłam i przyjrzałam się bardziej kierowcy. To był Luke, ale skąd on wie gdzie ja mieszkam. Przecież wczoraj specjalnie kazałam mu mnie wysadzić wcześniej, by się o tym nie dowiedział. Kiedy mnie zauważył wyszedł z auta i podążał w moim kierunku. Ubrany był na czarno. Co za nowość... Speszona szłam dalej nie okazując żadnego zaskoczenia, aż do mnie dołączył, wtedy nie wiedziałam co powiedzieć i jak się zachować.

            - Co powiesz na to, jeśli podwiozę cię do szkoły?

            - Dzięki, poradzę sobie bez twojej jakże wielkiej pomocy – odpowiedziałam obojętnie.

            - Nie chcesz się przejechać ze wspaniałym, mega przystojnym Luke’iem? No weź, nie oszukujmy się.

            - Wiesz co, oświecę cię, nie! I ani z jednym z wymienionych wcześniej argumentów się nie zgodzę.

            - Nie doceniasz tego, gdybyś wiedziała ile dziewczyn chciałoby być na twoim miejscu, nawet dla większej popularności i zainteresowania.

            - Yyy...Zero? Proszę cię, kto by zachwycał się takim palantem, oprócz pustych lasek z wielkim ego – powiedziałam, po czym ominęłam go, ale on mnie dogonił i chwycił za rękę.

            - A zdziwiłabyś się...

            - Sugerujesz coś? – zapytałam, patrząc na niego jak na idiotę.

            - Zapytaj Erin. Ona powinna wiedzieć coś na ten temat,  ja się już zamykam, a teraz wsiadaj – pociągnął mnie, próbując wsadzić do samochodu.

- Czekaj, czekaj. Erin? Ta Erin? Blondynka?

            - Słońce, wiem jaki ona ma kolor włosów. Tak ta Erin, z którą się kumplujesz. Niesamowite! – udał zachwyconego, po czym wrócił do normalnej miny bad boy’a, dodając. – Albo tam wejdziesz teraz albo użyję siły. Gdybym był na twoim miejscu wybrałbym to pierwsze.

            - No spokojnie, już wchodzę... Ale powiesz mi coś więcej na temat Erin.

            - Tak, tak i co jeszcze, kartkę na święta też wysłać? – odpowiedział zamykając drzwi.

        Okrążył auto i wsiadł na miejscu kierowcy. Pociągnęłam za klamkę, chcą wyjść.

            - Zamknąłeś drzwi?! – krzyknęłam wpatrując się w szybę.

            - Wiedziałem, że będziesz chciała wyjść. To tak na wszelki wypadek.

            - Jesteś psychiczny! 

            - Z tym się zgodzę, a teraz zamknij tą jadaczkę, próbuję się skupić na drodze.

            - Akurat – prychnęłam, krzyżując ręce na piersi. –  No powiedz mi coś o Erin, proszę?

            - Ty umiesz prosić? O chyba, że tak, więc co chcesz wiedzieć? – zapytał, jakby nie wiedział co chcę.

            - Najlepiej wszystko.

            - Cóż, Erin była kiedyś moją dziewczyną, sama należała do tych twoich plastików o resztę tej historii, zapytaj ją.

            - Co kurwa?! Erin była TWOJĄ dziewczy...czy – zająkałam się, nie umieć dokończyć tego słowa.

            - Dziewczyną. Trudno to teraz pojąć. Nie wiem, co mi wtedy strzeliło do łba.

       Dojechaliśmy pod szkołę, więc  Luke zakończył rozmowę. Samochód się zatrzymał i kiedy wyszłam z niego wszystkie pary oczu zostały skierowane na mnie. Natomiast wyraz ich twarzy był nie do opisania. Niektórzy, zabijali mnie wzrokiem. Tutaj mówię o grupce lalek, bo inaczej ich nazwać nie mogę. Ta ich sztuczność... Obrzydliwe!  

             - A nie mówiłem? – szepnął mi do ucha, po czym odszedł.

       Powolnym krokiem szłam w stronę szkoły, kiedy wszyscy zebrani dalej się na mnie gapili. Mogę się tylko cieszyć, że moje policzki nie były w kolorze buraka. Gdzieś w tyle zauważyłam głowę Erin, której dzisiaj miałam dużo do powiedzenia.  Kiedy do niej dotarłam, chwyciłam ją za rękę i zaprowadziłam do jakiegoś kąta.

            - Dlaczego przyjechałaś z Luke’iem do szkoły. Przecież mówiłam ci, żebyś się trzymała od niego z daleka – zaczęła.

            - Brzmisz jakbyś była zazdrosna.

            - O kogo, o Luke’a? Śmieszna jesteś. Po prostu się martwię, nie chcę żeby cię skrzywdził...

            - Jak ciebie? – dokończyłam.

            - C...o? – twarz Erin wyraźnie przybrała inny kolor. Zaczęła się denerwować.

            - Wiem o wszystkim, o tym, że byłaś jego dziewczyną, że byłaś inna niż teraz, ale nie wiem jaki był tego powód.

            - Skąd to wszystko wiesz? Miałaś się o tym nigdy nie dowiedzieć – powiedziała, kiedy pojedyncze łzy spływały po jej policzkach.

            - Czemu? Myślałaś, że wtedy cię nie polubię? Erin to by niczego nie zmieniło.

            - Teraz tak mówisz, ostrzegłam cię przed Luke’iem, po to żebyś nigdy nie musiała odczuwać tego co ja, żebyś się w nim nie zakochała, bo to jest pierwszy krok to piekła jakim jest nim on sam.

            - Nie płacz już, słyszysz? Tylko opowiedz mi od czego to się zaczęło.

            - No więc wszystko było normalnie, Luke’a omijałam jak ognia, ale gdy zaczął przyjaźnić się z moim bratem, przychodził do nas często i wtedy coś we mnie pękło. Za każdym razem kiedy przyszedł mogłam się na niego patrzyć godzinami. Po prostu się w nim zakochałam, Luke po jakimś czasie odwzajemnił to, więc byliśmy parą. Jednak w szkole wszystko zostało jak wcześniej. Chciałam się zmienić i być tą, której nie będzie musiał się wstydzić. Zaczęłam być tą sztuczną laską, która chodzi w krótkich spódniczkach na piętnastocentymetrowych szpilkach. Na początku związku było wszystko świetnie, z czasem zaczęły się kłótnie, zaczął mnie krzywdzić psychicznie, nie bił mnie, ale zdradzał, na moich oczach całował się z inną. Jego nie obchodziły moje uczucia. Traktował mnie jak zabawkę. Zerwałam z nim i od tamtej pory boję się komukolwiek zaufać.

            - Tak mi przykro... – przytuliłam ją, po chwili pomagając jej wstać, bo zadzwonił dzwonek.

       Weszłyśmy do klasy. Na szczęście nie było nikogo, oprócz kujonów siedzących w pierwszych ławkach i uczących się na lekcje. Nawet nie zwracali na nas uwagi, więc spokojnie usiadłyśmy czekając na resztę uczniów. Wyciągnęłam podręczniki do matematyki, bo taka była teraz lekcja. Nie byłam zdenerwowana, że nauczyciel mnie zapyta. Ostatnia lekcja była całkiem łatwa, więc zdołałam ją opanować.  Wkrótce rozpoczęła się lekcja, wszyscy umilkli i zaczęli zapisywać nowy temat w zeszytach. Nie bardzo mogłam skupić się na tym, ponieważ w głowie miałam dalsze myśli dotyczące Luke’a i Erin. Jaką on musiał być świnią, że ją zdradzał. Przecież związek opiera się na zaufaniu i wierności. Zaczęłam przemyśleć wszystko, o czym opowiadała mi dziewczyna. Aż mi trudno uwierzyć w te wydarzenia.  Ile się działo przed moim przyjściem do tej szkoły...
Kiedy się ocknęłam zadzwonił dzwonek, a ja nawet nie zapisałam durnych obliczeń. Będę musiała pożyczyć zeszyt od Erin. Wyszliśmy z klasy, wzrokiem zaczęłam szukać blondynki. Po chwili zastałam ją rozmawiającą z nauczycielem. Poczekałam chwilę i zaczęłam powoli iść przed siebie.

            - Scar, czekaj! – usłyszałam krzyk dziewczyny.

            - Pożyczyłabyś mi zeszyt, nie bardzo nadążałam z pisaniem... – powiedziałam, kiedy do mnie dołączyła.

            - Jasne, czekaj chwilę – odsunęła plecak i poszukała właściwego zeszytu, po czym mi go wręczyła.

       Podziękowałam jej i ruszyłyśmy dalej. Stanęłam kiedy w oddali zauważyłam swoją mamę. Co ona tu robi, przecież powinna być teraz w pracy. Podbiegłam do niej aby dowiedzieć się w jakim celu przyszła.

            - Co tutaj robisz? 

            - Nie wiem, dyrektor mnie wezwał. Powiedział, że ta sprawa nie może czekać.


       Zaniepokoiłam się, po chwili wyszedł dyrektor i zaprosił ją do środka, co gorsza mnie też. Nie wiedziałam o co chodzi, dopóki nie zobaczyłam Luke’a siedzącego przy biurku.

-------------------------------------

I jest czwarty, a ja jak zwykle spóźniona. 
Jak wam minęły święta, bo mi jakoś normalnie nie działo się nic niezwykłego.
Jeśli jeszcze ktoś czyta, a nie zaobserwował bloga to bardzo proszę, by to zrobił :)
Możecie dodawać się do informowanych, wtedy szybciej dowiecie się o nowych rozdziale.
I ostatnia rzecz:
Chciałam wszystkim niesamowicie podziękować, za komentowanie. Zawsze je czytam z uśmiechem na ustach. To jest naprawdę przyjemne, wiedząc, że ktoś czyta moje coś...
Jeszcze raz DZIĘKUJĘ:) I zachęcam dalej:

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ:)

Zapomniałbym:
Udanego Sylwestra:)

sobota, 13 grudnia 2014

Three.

       Marcel… Jedno z najładniejszych imion jakie kiedykolwiek słyszałam. Kojarzyło mi się z czymś słodkim, co w zupełności się zgadzało, bo chłopak o tym imieniu był naprawdę uroczy. Nie wyróżniał się  niczym od innych ludzi, był po prostu sobą. Intrygowało mnie to, że nie udawał kogoś innego.

            - Może się jeszcze kiedyś spotkamy – powiedział lekko się uśmiechając. – Byłoby wspaniale!

            - Nie może, tylko na pewno. Daj mi numer telefonu to się zdzwonimy - oznajmiłam, wyciągając z kieszeni komórkę.

            - Świetny pomysł! - przyznał.

       Po wymienieniu się numerami, zapomniałam o swojej potrzebie i wróciłam do stolika, gdzie zdenerwowana Erin piła swoją kawę.

            - No, myślałam, że tam zamieszkałaś - wykrztusiła, biorąc kolejnego łyka.

            - Spokojnie już wróciłam i nigdzie na razie się nie wybieram – zaśmiałam się siadając na krześle.

            - Dlaczego jesteś taka uśmiechnięta? - zapytała, odkładając pusty kubek na stole.

            - Bez powodu. Cieszę się, że spędzam z tobą wolny czas.

            - Już ci wierzę. Siłą zmusiłam cię, żebyś wyszła ze mną na miasta, więc twoje tłumaczenie jest bezsensowne.

            - Czy to jakieś przesłuchanie? Jeśli tak to proszę przestań, nie czuję się przy tym komfortowo – spojrzałam na malutki, niebieski wazon stojący przed nami, chcą uniknąć jej wzroku.

            - Wyjdźmy już… - rzekła Erin.

       Nie zwracając uwagi blondynki, spojrzałam na telefon. Brak wiadomości. Serio?! Myślałaś, że po 10 minutach znajomości napisze do ciebie? Ale ty jesteś głupia! – kłóciłam się ze swoimi myślami
Po krótkiej chwili wyszłyśmy z kawiarni. Erin nalegała by pójść do galerii, ponieważ były wyprzedaże. Nie byłam co do tego przekonana. Nie lubiłam tak spędzać wolnego czasu. Preferowałam czytanie książek, tylko nie lektur szkolnych. Według mnie były one nudne. Niedawno zaczęłam czytać ,,Dary Anioła". Już gdy wpatrywałam się w pierwsze strony, z pewnością mogłam stwierdzić, że ta książka jest niesamowita i na pewno nie odłożę jej na bok.

            - Patrz jaka śliczna sukienka! –krzyknęła  Erin wpatrując się w manekin. – Muszę ją mieć! –dodała, wchodząc do sklepu.

       Nie odzywając się ani słowem, podążałam za nią. Rzeczywiście, sukienka, o której mówiła była śliczna i świetnie będzie współgrała z jej jasną karnacją.

            - Jest idealna! -  powiedziała patrząc w lustro i gładząc śliską powierzchnie ubrania.

       Podeszła do kasy, by za nią zapłacić. Przez cały ten czas uśmiechała się od ucha do ucha. Była wniebowzięta nowych zakupem. Widać było, że humor jej się znacznie poprawił, z czego także ja byłam zadowolona.

            - Założę ją na imprezę u Maxa – zawołała wychodząc.

            - Kto to Max? – zapytałam zaciekawiona nowym nieznajomym Erin.

            - Max to kapitan drużyny footballowej.  Co roku urządza imprezę, na którą zaprasza wszystkich starych oraz nowych uczniów. Głównym celem tego ”spotkania” jest zapoznanie się z nimi. Muszę ci coś jeszcze powiedzieć. W tym roku jesteś jedyną nową uczennicą, więc licz się z dość sporym zainteresowaniem – oznajmiła lekko szturchając mnie łokciem.

            - A co będzie jeśli  nie przyjdę? Odwoła ją?

            - Nie wiem, jeszcze nikt tak nie zamieszał w planach dotyczących imprezy, no ale mi tylko nie mów, że ty nie przyjdziesz! – krzyknęła zatrzymując się na środku korytarza.

            - Nie mam ochoty na imprezy. Niedawno umarł mój tata. Przewracał by się w grobie, gdyby zobaczył mnie na imprezie… - marudziłam, chcą znaleźć co raz to nowe wytłumaczenie.

            - Przesadzasz! Na pewno by się ucieszył, że nie płaczesz cały dzień w poduszkę. Jesteś młodą, śliczną dziewczyną i musisz to wykorzystać – próbowała zmienić moją decyzję, ale bez skutku.

            - Zastanowię się jeszcze… - nie chciałam jej na razie dawać jakiejkolwiek nadziei, gdyż sama nie byłam pewna czy dożyję tego dnia. – Od tego wszystkiego zaczęła boleć mnie głowa. Chyba pójdę do domu.

            - Jeszcze nic nie kupiłaś! No, skoro boli cię głowa… To idź do domu i odpocznij, ale wiedz, że jeszcze ci nie odpuściłam. Zamówić ci taksówkę? O tej porze nie powinnaś wracać sama do domu.

            - Bez obaw, dam radę – zapewniłam ją

       Zimny wiatr wiał ze strony wschodniej, z czego nie byłam zadowolona, bo dmuchał mi prosta w twarz, co i bez tego sprawiało, że nie jest mi ciepło. Poprawiając skórzaną kurtkę oraz przerzucając włosy do tyłu ruszyłam przed siebie. Wyszłam na miasto i skręciłam w jedną z mniej zaludnionych uliczek. Otaczały ją wysokie drzewa, postawione gdzieniegdzie lampy, które swoim jasnym światłem, oświetlały asfalt. Co kilkanaście metrów była także postawione drewniane ławki, na których codziennie siedzieli setki ludzi. Jednak kiedy weszłam na tą drogę nikogo nie widziałam, choć mogłam przyrzec, że przed chwilą jeszcze byli. Gdzie oni się podziali przecież nie mogli od tak sobie zniknąć. Nagle zza zakrętu wyszedł mężczyzna. Był za daleko bym mogła bardziej go opisać. Ponieważ oprócz niego nie było żadnej innej żywej istoty zaczęłam się lekko niepokoić. Udając, że nic mnie nie interesuje, wpatrywałam się w liściaste drzewa, które rosły naprzeciwko mnie. Jednak, gdy był bliżej mnie oderwałam wzrok i spojrzałam na niego, czego po chwili pożałowałam. Znów go zobaczyłam. Chłopaka, który zniszczył mi życie. Każde wydarzenie, każda nawet najmniejsza łza, która spływała po moim policzku, była dzięki niemu. Wpatrywał się we mnie zdziwionym wzrokiem, lecz nie wypowiedział ani słowa. W duchu modliłam się, by się nie zatrzymywał, na szczęście tak się stało. Jedynie gdy był już za mną odwrócił się i posłał cwaniacki uśmiech. Koszmar, o którym marzyłam, by był tylko jedną, okropną pomyłką stał się rzeczywistością. Nadzieja na normalne życie, właśnie legła w gruzach…

       Reszta drogi, może nie minęła przyjemnie, ale była bez żadnych nowych niespodzianek. Otworzyłam drzwi i ściągnęłam kurtkę, po czym zawiesiłam są na metalowym wieszaku.

            - Wróciłam! – krzyknęłam szukając wzrokiem mamy.

       Cisza. Postanowiłam się bardziej rozejrzeć. Sprawdziłam większość pomieszczeń, lecz w żadnych z nich jej nie było. Przyszła kolej na kuchnię. Pusto. Nagle zauważyłam karteczkę leżącą na stole, od razu poznałam charakterystyczne dla niej pismo.

„Wrócę później. W lodówce masz obiad.”

       No nic…

       Podgrzałam zupę i resztę wieczoru spędziłam leniuchując przed telewizorem.
Już następnego dnia, gdy postawiłam pierwsze kroki w szkole zaatakowała mnie Erin. Była bardzo zadowolona, wręcz skakała ze szczęścia.

            - Scar! Mogę do ciebie mówić Scar? Jasne, że tak… - odpowiedziała na swoje pytanie, poprawiając spadającą torbę z jej ramienia. Nie pozwalając mi dojść do słowa, kontynuowała: - Max pytał o ciebie! Chciał się z tobą spotkać, powiedziałam mu, żeby chwilę poczekał i przybiegłam!

            - Mów powolniej, bo się zadyszysz. Z resztą ja się nigdzie nie wybieram. Powiedz mu, że umarłam albo wyjechałam do Kanady.

            - Yyy… Sama mu to powiedz – oznajmiła obracając mnie do tyłu.

            - Ty jesteś Scarlett. Ta nowa? – kiwnęłam głową. – Jesteś ładna, czemu mi nikt tego nie powiedział?! – skierował się do towarzyszy obok.

       Speszona stałam wpatrując się w podłogę. W tym czasie ona była jedną z najciekawszych rzeczy, którą podziwiałam, ale nie można zapomnieć o suficie...

            - Na lunch przyjdź do naszego stolika to pogadamy, a teraz muszę iść – machnął ręką i odszedł, znikając wśród nastolatków.

            - Aaaaaa! – zapiszczała blondynka przytulając mnie.

            - Dlaczego tak się cieszysz, to jest normalny chłopak?

            - Hmm… Dlaczego tak się cieszę? No nie wiem. Może, dlatego że najładniejszy chłopak w szkole zaprosił cię do swojego stolika. Co jak co, ale oprócz plastików to nikogo tam nie zapraszał.

            - Jeśli chcesz możesz iść za mnie, nie zależy mi na tym – oznajmiłam podchodząc pod szafkę i wyciągając z niej książki na pierwszą lekcje.

            - Żartujesz sobie? Każda normalna dziewczyna zabiłaby się, żeby usiąść koło niego.

            - No właśnie normalna. Ja nią nie jestem. Przykro mi – odeszłam, kierując się w stronę klasy.

            - Przestań! To jest mega ciacho. Dlaczego tak się zachowujesz?

            - Jak?

            - Unikasz chłopaków jak ognia. Dziewczyno, masz 19 lat. Ciesz się życiem. Potem, gdy będziesz miała 60 lat, będziesz żałować, że tego nie wykorzystałaś.

            - Zrozum, ja nie umiem rozmawiać z chłopakami.  Oni są dla mnie obcy. Całe życie byłam odizolowana od świata. Nawet nie miałam przyjaciółki. Jedynymi osobami, z którymi gadałam byli moi rodzice – zatrzymałam się na chwilę.

            - Ale teraz masz mnie.  Jak będziesz tak dalej użalać się nad sobą, to wszyscy się odwrócą od ciebie – wychrypiała spoglądając na jakiegoś chłopaka.

            - Postaram się zmienić, ale wiedz, że to będzie trudne – powiedziałam z rezygnacją.

       Naszą rozmowę przerwał dzwonek na pierwszą lekcję. Jak ja już miałam to w zwyczaju pędem ruszyłam do ławki. Dzisiaj pierwszą lekcją była historia. Ten przedmiot nie sprawiał większych problem, co nie znaczy, że go lubiłam. W ogóle przez cały okres w moim życiu nie lubiłam się uczyć, ale szkoły nie mogłam rzucić, więc wzięłam się w garść i postanowiłam, że ten rok skończę bez żadnej jedynki na świadectwie. Jeszcze nie poznałam wszystkich nauczycieli, ale tych których już zdążyłam wydawali się naprawdę fajni. Nie byli sztywni jak poprzedni.

            - Nie siedzisz ze mną? – zapytałam zdziwiona zachowaniem Erin.

            - Chciałabym, ale teraz lekcje są z panem Brown’em. Na jego zajęciach siedzi zawsze chłopak z dziewczyną – odpowiedziała ponuro, wyciągając książki.

       Chwilę później do klasy zawitał sam nauczyciel. Nie był stary, więc to było bardzo dziwne, że panują u niego takie zasady. Z takimi jeszcze nigdy w życiu się nie spotkałam.

            - Dzień dobry! Widzę, że siedzicie już pojedynczo. Bardzo się cieszę. Za chwilę zrobię losowanie, proszę tylko zachować spokój – położył dziennik na stole, rozsiadając się wygodnie na krześle. – Nie tracąc czasu, proszę bardzo numer 1 z 14. – Dodał, po czym wyznaczone osoby zaczęły się przesiadać.

            - 8 z 19, czyli Victoria i Jack. Następnie 5 z 6. Kto to jest? Scarlett i… Luke. O! Mój ulubiony uczeń – Powiedział z sarkazmem.

       Było tyle innych chłopaków w klasie, ale co z tego i tak on musiał być ze mną. Nie stawiając oporu przesiadłam się ławkę przed poprzednią. Po chwili dołączył także Luke. Przez ten czas odbywało się dalsze losowanie, lecz ja już nie zwracałam na nie uwagi. Nawet nie wiedziałam kiedy przesiadła się Erin. Patrzyłam się na zegarek i odliczałam minuty do końca. Ponieważ było ich jeszcze sporo, oderwałam wzrok i starając się nie odwracać w bok otworzyłam książkę. Jednak kątem oka widziałam, że mi się przygląda, co mnie nie co rozpraszało.

            -  Możesz się na mnie nie gapić! – krzyknęłam, nie wytrzymując.

            - Mogę, ale nie chcę – rzekł obojętnie, dalej nie spuszczając ze mnie wzroku.

            - Harrison, Hemmings nie rozmawiać na lekcji! Za karę zostajecie po lekcjach! – oburzył się nauczyciel.

       Trzeci dzień szkoły, a ty już w kozie. Oby tak dalej!

       Po zapisaniu krótkiej notatki zadzwonił dzwonek i mogliśmy wyjść z klasy. Chwilę poczekałam na Erin, która jeszcze guzdrała się z schowaniem książek do plecaka.

       Właśnie była pora lunchu. Co oznaczało, że tą chwilę będę musiała spędzić przy stoliku z Maxem.  Wolałam tam nie iść, ale chciałam udowodnić Erin, że nie jestem wstydliwa. No może trochę… Kiedy miałam już wchodzić na stołówkę coś lub raczej ktoś pociągnął mnie za rękę. Był to we własnej osobie Max. Lekko się uśmiechał i wtedy wydawał się całkiem niegroźny.

            - Mam nadzieję, że szłaś do nas, ale żebyś się nie zgubiła to cię zaprowadzę – oznajmił popychając drzwi.

Wszystkie pary oczu wylądowały na nas, co oczywiście doprowadzało mnie do szału. Brunet wzrokiem szukał swoich kolegów, po czym po chwili ich znalazł.

            - Możesz mnie już puścić? – zapytałam próbując się wyrwać z ucisku.

            - A jasne. Tylko nie uciekaj.

       Chwilę później znalazłam się przy stoliku. Usiadłam na ławce, koło Max’a. Zaraz koło niego siedziała jakaś lasia.  Naprzeciwko niej blondyn o brązowych oczach, a przede mną… Luke! Od razu, gdy go zauważyłam spuściłam wzrok, z nadzieją, że mnie nie zobaczył.

            - No więc, za tydzień odbyła by się impreza – zaczął Max. – Oczywiście wstęp obowiązkowy, jak już wiecie. Scarlett przyjdziesz, prawda?

            - Yyy… Nie wiem jeszcze.

            - I tak wiem, że przyjdziesz – odpowiedział kładąc rękę na stoliku.

       Jaki pewny siebie…

       Jeszcze przez chwilę posiedzieliśmy w ciszy, znaczy tylko ja i zadzwonił dzwonek.

 * * *

            - Powtórzcie sobie tą lekcję, żeby nie było potem żadnych niespodzianek. – krzyknął nauczyciel od biologii, gdy już wychodziliśmy z klasy.

       Wszyscy już szli do domu, a ja gdzie szłam? Do klasy, bo musiałam zostać po lekcjach. I to jeszcze z kim. Wszystko przez niego. Gdyby tak się na mnie nie gapił, teraz byłabym w drodze do domu. Moje rozmyślenia przerwał dzwonek telefonu. Pospiesznie wyciągnęłam go z kieszeni, sprawdzając kto dzwoni. Był to Marcel. Ucieszyłam się wtedy, dzięki niemu troszkę humor mi się poprawił.

            - Jesteś już w domu? – zapytał.

            - Nie, muszę siedzieć w kozie z takim jednym gnojkiem – powiedziałam zażenowana.

            - A kto zasłużył na miano bycia gnojkiem?

            - Taki Luke. Nie znasz go. Chodzi ze mną do klasy – odpowiedziałam bawiąc się kosmykiem włosów.

            - Luke? Czy znam jakiegoś Luke’a? Masz rację nikogo o takim imieniu nie kojarzę. Ale dlaczego musisz zostać po lekcjach, chciałem cię gdzieś zabrać.

            - Naprawdę? Zawsze możemy iść jutro – uśmiechnęłam się do słuchawki.

            - OK. No to widzimy się jutro pod twoją szkołą.

            - Skąd wiesz gdzie chodzę do szkoły? – zapytałam zdziwiona jego wiedzą.

            - Aa… Zapomniałem ci powiedzieć. Widziałem cię dzisiaj rano jak właśnie skręcałaś.

            - Aha. Dobra, muszę kończyć. Do jutra!

       Rozłączyłam się, bo do klasy wszedł Luke. Podszedł pod ławkę, wziął plecak i jakby wybierał się, by wyjść.

             - Gdzie ty idziesz? – oburzyłam się.

            - Serio, myślisz, że będę tu siedział? – odpowiedział pytaniem na pytanie, po chwili kontynuując. – Zawsze, możesz iść ze mną. Pokażę ci kawałek tego miasta, bo zapewne nie znasz całego.

            - Pojebało cię?

            - Wiesz, nauczyciel nigdy nie przychodzi sprawdzać czy są uczniowie, więc strać sobie tą godzinę, tak to byś mile spędziła czas…

            - Mile? Chyba nie, ale wiesz, pójdę! – oznajmiłam wstając z krzesła, dodając. – Ale do domu!

            - Chcesz, żebym cię podwiózł?  Na dworze pada deszcz… więc ciekawe czy masz parasol.


            - Wygrałeś!

__________________________________________

Wreszcie skończyłam. Ten rozdział chyba pisało mi się najgorzej. Gdy byłam przy trzeciej stronie wyłączył mi się laptop, a gdy już go włączyłam była tylko mniejsza połowa, ale wzięłam się w garść i napisałam resztę. Przepraszam was, że to tak długo zajęło, ale szkoły nie rzucę. Jeszcze  tyle teraz zadają... Ok, tyle moich rozżaleń. Teraz czekam na wasze opinie! 

Przeczytałeś? - Skomentuj!

Komentarze naprawdę motywują. Uwierzcie mi!
Pozdrawiam i całuję was mocno!

Do następnego!:)

sobota, 15 listopada 2014

Two.

       To wszystko o czym opowiadała mi mama nie mogło być prawdą. Jest mi tak trudno uwierzyć w te wszystkie wydarzenia. Nie mam pojęcia co teraz począć. Użalać się nad sobą czy wziąć się w garść. Chciałabym, mieć tyle siły i zapomnieć o tym. Żyć jak przedtem, jakby to się nigdy nie wydarzyło, ale się nie da. Tyle lat kłamstw ze strony najbliższych mi osób, za którymi byłabym wstanie wskoczyć w ogień. Od małego uczyli mnie, że nie wolno kłamać, że lepiej powiedzieć prawdę, niż oszukiwać. Jaki oni dają przykład?

       Miałam siostrę. Siostra to słowo dla mnie brzmi zupełnie nieznanie. Tak dużo pytań przychodzi mi w tej chwili do głowy. Czy była ona podobna do mnie? Ile miałaby teraz lat? Gdzie jest jej grób? Dlaczego nigdy nie byliśmy na nim? Czemu w rodzinnym albumie nie ma jej żadnego zdjęcia? W ogóle dlaczego ona umarła?

       Nie potrafię wyobrazić sobie życia z innymi osobami oprócz moich rodziców. Przez cały ten czas liczyłam się tylko ja, nawet nie przyszłaby mi jakakolwiek myśl, że mogłoby się to zmienić. Moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej gdyby ona żyła…

       Gdy wyrzucałam już dwudziestą przepłakaną chusteczkę do kosza, za drzwi wyłoniła się mama.

            - Przepraszam, że ci to powiedziałam, ale kiedyś się tego musiałaś dowiedzieć – powiedziała ze łzami w oczach.

            - Dlaczego tak długo to przede mną ukrywałaś? Czemu nie mogłaś mi tego wcześniej powiedzieć? 

            - Czy pomyślałaś w ogóle o mnie? Pomyślałaś o moich uczuciach, ty wiesz jak ja się teraz czuję? Nie wiesz… Właśnie w tym problem – wychrypiałam łamiącym się głosem.

            - Byłaś wtedy za mała, żeby to zrozumieć, zresztą ja do tej pory nie mam pojęcia o co do końca z tym chodzi.

            - Teraz też jestem? Co by było gdybym nie zaglądnęła do tej teczki? Powiedziałabyś mi?

            - Tak, tylko później. Dopiero umarł tata, chciałam się trochę otrząsnąć. – spuściła głowę w dół i zaczęła przyglądać się swoim paznokciom.

            - Jak ty chcesz się otrząsnąć, skoro nie jesteś ze mną szczera!

       Łzy coraz szybciej zaczęły spływać po moich policzkach, nie mogąc nad tym zapanować. To wszystko mnie przerosło. Ta przeszłość, która kiedyś wydawała mi się nudna, teraz wolałabym jej nie znać.

            - Nawet nie wiesz jak mi jest przykro. Chciałabym cofnąć czas, chciałbym cofnąć się do czasu, wtedy kiedy jeszcze tata żył, wtedy kiedy życie było takie piękne, ale nie mogę i muszę się z tym pogodzić. Zostałyśmy same i musimy się trzymać razem. Pomożesz mi w tym? – zapytała, lekko się uśmiechając.

            - Postaram się… - wyszeptałam, po czym przytuliłam moją rodzicielkę.

            - Zakończy ten temat w naszym życiu i zacznijmy wszystko od nowa. Tylko ja i ty.

       Jeszcze przez krótką chwile trwaliśmy w bezruchu, później mama wyszła, by przygotować kolację.

       Teraz to ja czuję się winna, bo nie opowiedziałam jej wszystkiego. Gdybym jej powiedziała to od razu, kazałaby się pakować i wyjeżdżać, a może ten chłopak to nie był on, tylko mi się coś przewidziało, musi być na to jakieś solidne wytłumaczenie. 

       Strach, zdenerwowanie, stres towarzyszył mi dzisiaj przez cały dzień. Naprawdę jestem już tym zmęczona. Chciałabym żeby był to koniec tego wszystkiego, ale obawiam się, że to dopiero początek…

Perspektywa Harry’ego

       Po skończonym ``śledztwie’’ wróciłem do domu, gdzie już w progu przywitał mnie Luke z miską chipsów? Jego oczy nie wyrażały niczego po za zdziwieniem, może to była złość, ale nie mogłem go wziąć na poważnie, bo naprawdę śmiesznie wyglądał.

            - Dlaczego mnie pozostawiłeś na parkingu? – podszedł bliżej auta, wymachując rękami na wszystkie możliwe strony.

            - Bo tak – powiedziałem krótko, omijając go i wchodząc do mieszkania.

            - Bo tak? Mógł mnie ktoś porwać! - krzyknął, wchodząc tuż za mną.

            - Proszę cię. Ile ty masz lat? Jedyną osobą na tej ulicy, która może kogoś porwać to jestem nią ja – westchnąłem i usiadłem na kanapie, włączając pilotem telewizor.

            - Bardzo śmieszne. Taki z ciebie gangster jak ze mnie baletnica.

            - Skoro nią jesteś to dlaczego cię nigdy w spódnicy nie widziałem.

            - Um nie wiem, bo ja tylko przed smerfami tak chodzę… Ogarnij się lepiej, dobrze ci radzę. – warknął wchodząc po schodach prowadzących na górę.

            - Tylko podłogi nie rozwal jak będziesz tańczył - zażartowałem, kierując głowę w stronę schodów.
            - Spadaj! – oburzył się, znikając z punktu widzenia.

       Zostałem sam patrząc w telewizor, ale nie mogłem się na nim skupić. W mojej głowie cały czas był obraz tej dziewczyny. Jeszcze nie dawno pamiętałem jej imię. Skyler? S… Scarlett! Tak, to była Scarlett. Ostatnim razem widziałem ją może rok temu, gdy obserwowałem tą rodzinkę, szykując plan zemsty dla jej tatusia. Nigdy nie zapomnę jak błagał bym go puścił. A wiecie co ja wtedy zrobiłem? Wstrzyknąłem mu truciznę. Nie chciałem go zabijać od razu, pragnąłem by umierał powoli w cierpieniach. Z każdym kolejnym dniem mógł umrzeć, to pewnie nie dawało mu spokoju, świadomość, że za chwile może go zabraknąć i pozostawić córkę i żonę samą. Musiało mu być ciężko. Właśnie o to chodziło, od tamtego czasu, gdy mój ojciec umarł w jego domu przeszukałem centymetr po centymetrze, przeszukując wszystkie kartki, aż w końcu znalazłem jego adres. Najdziwniejszą rzeczą było to, że nadal tam mieszkał. Każdy normalny człowiek po zabiciu kogoś, od razu by uciekł, a on? Spał sobie spokojnie myśląc, że nie będę się zemścił? Niedoczekanie… Gdy on już umarł, wcale nie odczułem tej satysfakcji, dalej było mi mało. 

       Zabicie jednej osoby z tej rodziny, nie wypełniło tej złości, którą przeżyłem, kiedy zobaczyłem zwłoki ojca leżących w kałuży krwi na strychu, więc postanowiłem, że to nie będzie koniec, że ta rodzina długo mnie zapamięta. Żeby zemścić się na pozostałych członkach, muszę wymyślić plan idealny, tak żeby nic nikt nie podejrzewał, tak jakbym był zupełnie innym, człowiekiem.

Perspektywa Scarlett

22 czerwca 2014

       Z tatą było coraz gorzej, więc mama zawiozła go do szpitala. Boję się, tak strasznie boję się o jego zdrowie, że może umrzeć. Chciałabym mu pomóc, ale nie wiem jak. Mama chodzi jak na szpilkach. Cały czas płacze, nie może wykrztusić z siebie żadnego słowa, a tak bardzo chciałbym się dowiedzieć co z nim jest. Dlaczego ona udaje, że mnie nie ma? Przecież jestem, żyję i potrzebuję choć trochę zainteresowania. Miejmy nadzieję, że stan zdrowia taty się poprawi i mama nie będzie musiała już nigdy więcej płakać, bo mi tak trudno jest na to patrzeć. Wolę nic nie mówić, nie chciałabym jej zranić, ja tylko chcę, żeby była szczęśliwa tak jak dawniej.

25 czerwca 2014

       Miałyśmy odwiedzić tatę w szpitalu. Byłam tym przerażona. Nie miałam pojęcia jak on będzie wyglądał.  Czy zastanę go zdrowego czy ledwo żywego. Marzyłam, żeby było to pierwsze, ale po tym co zobaczyłam, gdy weszłam do jego małego, pokoju drastycznie mną wstrząsnęło. Nie widziałam w nim życia, miał podpuchnięte, zamknięte oczy. Jego skóra była biała jak papier. Wydawało mi się, że schudł. Już nie promieniał radością, lecz prawie umierał. Widziałam to. Ledwo oddychał. Z trudem łapał oddech. Lekarze nic z tym nie robili, nie dawali mu szans na przeżycie, ale ja w głębi duszy dalej miałam nadzieję, że przeżyje, że nie długo pójdziemy na lody, będziemy się cieszyć najcenniejszym darem jakim jest - życie.

3 lipca 2014

       Dzisiaj obędzie się pogrzeb taty. Tak ciężko jest mi się z tym pogodzić, że jego już nie ma z nami. Jeszcze miesiąc temu było wszystko w porządku. Żyliśmy jak normalna rodzina, a dziś? Można powiedzieć, że nie ma dzisiaj. Z coraz to nowym dniem, odczuwam większą pustkę. Brakuje mi go. Tyle nocy nie przespałam, wmawiając sobie, że to jest sen, z którego zaraz się obudzę. Pożegnanie się z kimś bliskim, zawsze było i będzie najgorszym dniem w życiu. Odchodzi ktoś na którym ci zależało, którego kochałeś bezgranicznie i nadchodzi dzień by się z nim pożegnać. Całą ceremonię przepłakałam, z resztą nie tylko ja. Gdy patrzyłam na trumnę stojącą przede mną, myśl, że w środku leżał mój tata doprowadzała mnie do szału. Zebrało się tyle ludzi, by uczcić jego pamięć to było bardzo mile z ich strony. Kiedy już pochowaliśmy go na cmentarzu i cała uroczystość dobiegła końca wszyscy rozeszli się do domu. Ostatni wdech, ostatnie spojrzenie i wypowiedzenie tego słowa: Żegnaj!

       Ze łzami w oczach przeglądałam kartki zeszytu, w którym opisywałam moją codzienność, dni, które szczególnie pozostaną na zawsze w mojej pamięci, dni, których wtedy nie doceniałam, dni, w których mój anioł jeszcze żył…

Wykończona dzisiejszym dniem, położyłam się w łóżku i błyskawicznie zasnęłam.

***

            - Nie daj się prosić. Wyskoczmy gdzieś po szkole – nalegała Erin.

            - Nie mam ochoty… - powiedziałam, ponurym wzrokiem przyglądając się szkolnym szafkom.

            - Tylko na jedną kawę. Zajmie to niecałą godzinkę.

            - No nie wiem

            - Proszę. Zgódź się! - marudziła, próbując mnie przekonać do zmiany decyzji.

            - No dobrze, ale tylko godzina.

       Tak na prawdę to wyczekiwałam tego, aż ona mnie gdzieś zaprosi. Nie chciałam siedzieć cały dzień przed telewizorem lub telefonem. Dobrze mi to zrobi. Przynajmniej mam taką nadzieję.

       Kiedy przeszłyśmy wzdłuż szeregu szafek, na końcu ich zauważyłyśmy opierającego się o szafkę Luke’a, wyglądało to tak jakby czegoś przysłuchiwał.

            - Podsłuchiwałeś nas?! - krzyknęłam, wpatrując się w niego.

            - Nie tym tonem. Nie zapomnij do kogo mówisz. – odpowiedział prostując się.

            - Do kogo mówię? Do przydupasa, który kibluje już drugi rok w trzeciej klasie. Gratuluję inteligencji!

            - Uważaj skarbie. Mój kolega jest jeszcze większym przydupasem i na pewno z miłą chęcią cię pozna, albo nie, nie musi. On cię już zna. Jeden niepewny krok, lądujesz w piekle. Wybieraj… - ostrzegł.

            - Spieprzaj! – machnęłam ręką, odwracając się do niego plecami.

       Ruszyłam przed siebie, łapiąc za ramię Erin, która przyglądała się całemu zdarzeniu.

            - Ostra… - usłyszałam za sobą.

       Byłam zszokowana, tym jak się zachowałam. Normalnie nigdy się nie odzywałam, a tym bardziej nie przeklinałam. Coś we mnie pękło, coś w sobie dusiłam, ale nie jestem w stanie powiedzieć co to było.

       Jeszcze jedna rzecz zakłócała moje myśli. Czy chodziło mu o tego chłopaka ze zdjęcia? Wolałabym nie wiedzieć jaka jest prawda, ale jeśli to rzeczywiście on to o jakie piekło mu chodziło? Czy ta historia się kiedyś zakończy?

       Moje rozmyślenia przerwał dzwonek na lekcje. Szybkim krokiem szłam w stronę klasy, by jak najprędzej zająć sobie miejsce przy oknie.


       Ostatnie zajęcia minęły w mgnieniu oka. To znaczy, że czekał mnie wypad na miasto. Podekscytowana dziewczyna trąbiła o tym już od końca drugiej lekcji. Musiało jej na tym zależeć. Był to też dobry pomysł na lepsze zapoznanie się ze sobą.

       Wyszłyśmy z klasy i powędrowałyśmy w stronę drzwi. Miałyśmy dużo czasu, więc pośpiech był niepotrzebny. Znalazłyśmy się na parkingu, gdzie obmawiałyśmy plan naszego wyjścia.

            - To może najpierw pójdziemy na kawę? – zaproponowała blondynka.

            - Jasne, czemu nie – zgodziłam się.

       Droga do miasta zajęła nam mniej niż 15 minut. W tym czasie zdążyłam zauważyć, że Erin lubi mówić. I to naprawdę dużo. W przeciwieństwie do niej ja jestem niczym.

       Dotarłyśmy do kawiarni, zajęłyśmy stolik naprzeciwko baru. Koleżanka poszła złożyć zamówienie, więc mogłam spokojnie rozejrzeć się po pomieszczeniu. Blisko nas usiadła dziewczyna pijąca kawę, wyglądała na bardzo zmęczoną. Trochę dalej siedział młody chłopak w okularach. Uporczywie czytał jakąś książkę. Po jego minie i zmarszczkach było widać, że nic z przeczytanego fragmentu nie rozumie.  To właśnie on przykuł najwięcej mojej uwagi. Nie zdążyłam zauważyć kiedy Erin wróciła.

            - Komu się tak przyglądasz? – przerwała moją obserwację.

            - Nikomu… Too. Opowiedz mi coś o sobie.

            - Mieszkam w tym mieście od przedszkola. Mam starszego brata Liam’a. Musisz go poznać. Jest naprawdę świetny. Moje życie nie wyróżnia się niczym szczególnym, można powiedzieć, że jest normalne. A ty? Opowiadaj, dlaczego się przeprowadziłaś? - zapytała, oczekując odpowiedzi, o której nie chciałam za bardzo mówić.

            - Noo, więc przeprowadziłam się tu ze względu na śmierć taty. Szczerze powiedziawszy na początku nie podobał mi się ten pomysł, ale musiałam się z tym pogodzić. Teraz nie żałuję, bo przecież poznałam ciebie i lepiej bym sobie nie mogła wymarzyć. Nie mam rodzeństwa. Mama pracuje w biurze jako asystentka dyrektora jednej z firm podróżniczej. Przedtem mieszkałam w Nowym Jorku, ale los wolał, żebym zamieszkała tu – zaśmiałam się.

            - Przykro mi z powodu twojego taty.

            - Jest dobrze, nie musisz mi współczuć - zapewniłam.

            - Jak chcesz…

       Wreszcie mogłyśmy zakończyć tą rozmowę, bo kelnerka przyniosła nasze zamówienia. Zanurzyłam rurkę w kubku kawy i zaczęłam pić. Nagle Erin przerwała ciszę, która w tamtej chwili panowała.

            - Dlaczego tak naskoczyłaś na Luke’a?

            - Sama nie wiem. Podsłuchiwał nas, a ja tego nienawidzę – odpowiedziałam obojętnie.

            - Wiesz, że on może cię zniszczyć.

            - Jestem tego świadoma, ale nie boję się go. To dalej gówniarz – westchnęłam opierając łokcie o kant stołu – Muszę iść do łazienki.

            - Tylko się nie zgub. – zażartowała.

            - Bez obaw

       Rozpoczęłam poszukiwania drzwi z napisem WC, ale nigdzie takich nie mogłam znaleźć. Weszłam w jedyne drzwi znajdujące się tej kawiarni. Po otworzeniu ich zauważyłam, że łazienka jest na końcu długiego korytarza. Powolnym krokiem ruszyłam przed siebie. Przez cały ten czas byłam rozkojarzona i wpatrywałam się w podłogę, dlatego na kogoś wpadłam. Gdy podniosłam głowę zobaczyłam wcześniej oberwanego przeze mnie. Z bliska wyglądał naprawdę słodko.

            - Przepraszam. Nie patrzyłam pod nogi –zaczęłam się tłumaczyć.

            - Nie ma sprawy. Może zamiast przeprosin powiesz mi swoje imię?

            - Scarlett

            - Jestem H.. Marcel. Miło mi cię poznać.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

I drugi rozdział zakończony! Jak wam się podobał? Opinie zapiszcie w komentarzu. Zajmie wam to tylko minutkę.
Chciałam podziękować za 7 obserwatorów! To jest naprawdę wspaniała rzecz. Dziękuję też za ponad 700 wyświetleń. Nawet nie wiecie jak strasznie się cieszę i to wszystko dzięki wam.
Dodałam nowe osoby do zakładki ,,Bohaterowie’’. Koniecznie zajrzyjcie. xD
Jeśli chcecie być informowani to także zapraszam do zakładki ,,Informowani’’.
Jeszcze raz serdecznie dziękuję!
Jeśli przeczytałeś ten taki sobie rozdzialik POZOSTAW KOMENTARZ 


     

poniedziałek, 3 listopada 2014

One.

 *Drrrrrrrrrrrrrrrryn


             - Nieee! Zrób mi chociaż jedną przysługę i ucisz się przynajmniej na piętnaście minut… -wymamrotałam tuląc się do mojej mięciutkiej poduszki.

       Pierwszy dzień w szkole. Zapomniałam dodać. W nowej szkole. Jak się czuję? Nijak. Mam mieszane uczucie. Z jednej strony ciekawią mnie nowe przygody, doznania.  Z drugiej zaś na samo słowo ”szkoła” robi mi się niedobrze. Zawsze przerażała mnie ilość osób przebywająca w ciasnych korytarzach, śmiejąca się młodzież, która tylko wypatruje nową ofiarę. I tego się boję, że mogę być nią ja… Przyjaciółki, ich chyba nie miałam od przedszkola, być może dlatego, że nie lubiłam wyróżniać się z tłumu. Samotnie siedząc w jakimś ciemnym kącie, nikt mnie nie zauważał. Lekcje spędzałam siedząc w ostatnich ławkach, przez czterdzieści pięć minut wpatrując się w okno i oglądając przejeżdżające samochody lub matki z dziećmi spacerujące po parku. Nie odzywałam się, praktycznie nigdy, czasem jedynie gdy nauczycielowi się nudziło i wziął mnie do pytania. Teraz mam wrażenie, że w tym mieście, w tej szkole będzie bardzo podobnie, a może wręcz identycznie…

       Zmęczona wyczołgałam się z łóżka, podchodząc do drewnianej komody i wyciągając z niej dzisiejszy strój. Nie było to nic specjalnego. Czarne rurki, biała bluza z czaszką i trampki tego samego koloru co spodnie. Weszłam do łazienki i wykonałam poranną toaletę. Po szybkim prysznicu, umyciu zębów, ubraniu się i uczesaniu moich długich brązowych włosów, zeszłam na dół, by zjeść śniadanie. Mama krzątała się po kuchni w niewiadomych celach. Ponieważ nie byłam aż tak głodna jak mi się wydawało, sięgnęłam do miski po soczyste, czerwone jabłko.

       Do tej pory nie mam pojęcia, dlaczego musiałyśmy wyjechać z rodzinnego miasta, nie chciałam mamy o nic pytać, bo wiedziałam, że to dla niej nie był najlepszy temat do rozmów, dlatego jakby nigdy się nic nie wydarzyło pożegnałam się z nią i wyszłam na dwór. Do szkoły nie miałam daleko, może jakieś dziesięć minut piechotą, więc nie musiałam się spieszyć. Wyciągnęłam słuchawki z tylnej kieszeni mojej torebki i puściłam pierwszą, lepszą piosenkę. Wypadło akurat na Imagine Dragons - Monster. Sama nie mam pojęcia dlaczego, ale uwielbiam tą piosenkę. Opowiada o człowieku, który chciał się zmienić, próbował, ale nie potrafił. Nie chciał być potworem, lecz nie mógł nad tym zapanować. 

       Gdy tak rozmyślałam o tym utworze, zdążyłam już dojść do szkoły. Ten budynek był ogromny. Mogę być tego pewno, że kiedy tam wejdę to się zgubię. Pchnęłam ciężkie, szklane drzwi i od razu do moich uszu wtargnął głośny gwar, rozmowy nie znanych mi dotąd ludzi. Zaniepokojona ich ilością, zaczęłam się rozglądać na lewo i prawo, szukając cichego miejsca, w którym mogłabym przesiadywać przerwy. Jednak przypomniałam sobie, że miałam jeszcze do odebrania plan dzisiejszych zajęć. Po kilku minutach odnalazłam sekretariat. Lekko zapukałam w śnieżnobiałe drzwi. Kiedy usłyszałam pozwolenie, weszłam do małego pomieszczenia, gdzie kobieta w średnim wieku z okularami na nosie siedziała na krześle przy biurku.

             - Słucham? – zapytała spoglądając na mnie złośliwym wzrokiem.

             - Dzień Dobry. Przyszłam odebrać plan lekcji. Jestem tu nowa… - moją wypowiedź przerwała sekretarka.

             - Aa już wiem. Ty jesteś Scarlett. Słyszałam o tobie. Masz ten plan lekcji i do widzenia.

       Wręczyła mi go do ręki i wskazała palcem na drzwi. Serio? Kogo tu zatrudniają… Na pewno nie ma męża, albo miała, ale już dawno spadł z mostu…

             - Jędza – szepnęłam.

       Wychodząc, spojrzałam na kartkę i zobaczyłam, że pierwsza lekcja to chemia. Super! Tak na początek dnia, dać taki przedmiot. Powinni za to karać!

       Do klasy weszłam równo z dzwonkiem, parząc przed siebie, zauważyłam tylko zajęte ławki. Przeszłam po całej klasie w poszukiwaniu wolnej i na szczęście nie trwało to długo. Usiadłam bokiem na twardym siedzeniu i wypakowałam książki.

             - Jesteś tu nowa? – usłyszałam za sobą dziewczęcy głos.

             - Taaaa… - odpowiedziałam, odwracając się w stronę dziewczyny.

             - Cześć! Jestem Erin. – przedstawiła się wyciągając rękę.

       Była to długowłosa blondynka, o ślicznych szmaragdowych oczach. Zapewne ma niezłe branie chłopaków...

             - Scarlett – potrząsnęłam jej małą dłoń..

             - Nie przyzwyczaiłam się do rozmawiania z obcymi ludźmi – dodałam zmieszana.

             - Już nie jestem obca... – uśmiechnęła się szeroko.

       Do klasy wtargnął jeszcze jakiś uczeń. Miał na sobie czarną bluzkę opinającą jego umięśnioną klatę, oraz tego samego koloru spodnie i buty. Na jego głowie widniały krótkie postawione ku górze blond włosy. Na grzecznego, to on raczej nie wyglądał.

             - Kto to jest? – zapytałam szeptem Erin.

             - To jest Luke. Siedzi w trzeciej klasie już drugi rok. Nie rozmawiaj z nim, najlepiej w ogóle do niego nie podchodź.

             - Taki mam zamiar… - powiedziałam przerażona tym co usłyszałam.

       I ostatnią osobą, która weszła przez drzwi do tego pomieszczenia była to nauczycielka. Chemia była jak chiński. Trudny i nie zrozumiały. Dla mnie lekcja tego przedmiotu była jak szkoła przetrwania, z której nie wiadomo czy wyjdziesz cały.

        Opierając głowę o dłoń, słuchałam wypowiedzi nauczycielki. Wydawało mi się, jakby mówiła w innym języku. Odwróciłam głowę w bok i zauważyłam, że ten chłopak, o którym opowiadała Erin. Luk… Lukas? Logon? Nieważne… On mnie obserwował. Gdy to zauważyłam szybko spuściłam głowę i powróciłam do wcześniejszej pozycji.

Dzwonek!

       Tak długo przeze mnie wyczekiwany. Praktycznie wybiegłam z klasy. Tuż za mną szła zdziwiona moim zachowaniem Erin.

             - Gdzie ty tak pędzisz? Zaczekaj! - zawołała.

       Zwolniłam, więc w końcu mogłam jej powiedzieć o co mi chodziło.

             - Ten Lukas…

             - Luke. - poprawiła.

             - Luke... – prychnęłam zażenowana. – On się na mnie gapił. Nie mam pojęcia czemu. Przecież ja mu nic nie zrobiłam!

             - Jesteś tego pewna? – zapytała patrząc na mnie jak na idiotkę.

             - Tak! Przecież tego nie wymyśliłam, w ogóle po co miałabym to robić?


Perspektywa Luke’a

             - Stary, wyślij mi jeszcze raz zdjęcie tej dziewczyny – zdenerwowany wcześniejszą sytuacją powiedziałem do Harry’ego.

             - Po co?…

             - Nie pytaj, tylko wysyłaj! – przerwałem mu.

       Chwilę później dostałem sms-a ze zdjęciem dziewczyny, którą Harry szukał od ponad roku. To była ona! Byłem tego pewien, wtedy kiedy ją zobaczyłem, ale żeby się upewnić musiałem mieć jej zdjęcie. Ponownie wybrałem numer przyjaciela, by go o tym poinformować.

             - Wiesz… Co powiesz na to, jeśli ona jest nowa w tej szkole i chodzi ze mną do klasy?

             - Nie pierdol! – krzyknął do słuchawki, jakbym był głuchy i nie wystarczało by powiedzieć normalnym tonem.

             - Kończę lekcje o 14.00. Zapewne ona też, więc przejedź i  się przekonasz na własne oczy.

             - Mam nadzieję, że to nie jest wymówka po to, bym przyjechał po ciebie, bo tobie dupska nie chce się ruszyć na piechotę.

       Zażartował śmiejąc się z własnego żartu, który wcale nie był śmieszny, zranił moje uczucia, obrażając mój tyłek.

Kiedyś pożałuje!


Perspektywa Scarlett

       Zaprzyjaźniłam się z Erin. Wreszcie mam normalną, sympatyczną przyjaciółkę. Myślałam, że będę samotna aż do śmierci. Ona jest naprawdę szaloną, zwariowaną, w pozytywnie tego słowa znaczeniu dziewczyną. Jest zupełnie inna jak ja, ale przecież przeciwieństw się przyciągają.

       Za mną już 5 godzin siedzenia w tej szkole. Oprócz tego jak przyłapałam Luke’a na obserwowaniu mnie dzień wydawał się całkiem normalny, w porównaniu do dni w mojej starej szkole. Zostały jeszcze 2 godziny i potem upragnione łóżeczko. Stęskniłam się za nim. Rano wydawało się takie miękkie, jak nigdy. Mogłabym w nim przeleżeć cały dzień…

       Moje rozmyślenia przerwał dzwonek na kolejną lekcję, tym razem była to matematyka. I mamy kolejny przedmiot, z którym sobie nie radzę. Przedtem miałam upragnioną z niej dwóję, tylko dlatego że miałam całkiem miłą matematyczkę, ale tutaj z tego co słyszałam, dostać trójkę to jak przebiec dziesięciokilometrowy maraton ze złotym medalem, czyli jednym słowem nierealne.

             - Czy to jest zrozumiałe? Czy jeszcze coś mam powtórzyć lub wytłumaczyć? –zapytała nauczycielka wskazując ręką na tablicę.

             - Najlepiej wszystko… - szepnęłam do Erin, na co ona zareagowała śmiechem.

             - Przesadzasz! To wcale nie jest takie trudne jak ci się wydaje. – powiedziała robiąc jeszcze jakieś notatki w zeszycie.

             - Tak… Dla mnie to czarna magia - parsknęłam, oburzając się wcześniejszą wypowiedzią blondynki.

       Zadzwonił dzwonek, więc wszyscy zaczęli się pakować, w tym ja. Jako pierwsza wyszłam z klasy, a to dziwne, bo siedziałam w przedostatniej ławce. Najwyraźniej nie spieszy im się na przerwę.
Ostatnia lekcja - plastyka. Z dzisiejszego dnia to chyba najbardziej normalny przedmiot. Tylko nie rozumiem po co on jest. Czego on czy? W przyszłości malarzem nie będę, bo moje malarstwo to nadal poziom przedszkolaka. Na szczęście na tych zajęciach nie malowaliśmy, była to lekcja teoretyczna. Omawialiśmy największe działa sztuki Leonarda da Vinci. Plastyczka tak się nimi zachwycała, jakby… raczej nie chce dokańczać. Byłoby to zbyt obrzydliwe.


Perspektywa Luke’a

             - Widzisz ją gdzieś? – to już chyba dziesiąty raz kiedy mnie o to pyta.

             - Uspokój się, co ty okresu dostałeś?

             - Jak ci kurwa każę się uspokoić to przez tydzień z łóżka nie wstaniesz. - zagroził.

Niegrzeczny…

             - Patrz! Wychodzi… - skinąłem głowę w stronę tej dziewczyny.

             - Rzeczywiście. To ona. Wyładniała przez ten rok… - zaczął zachwycać się jej wyglądem.

       No fakt brzydka nie była… Ale nie o to teraz chodziło.

             - Wsiadaj do samochodu. Przecież muszę się dowiedzieć gdzie mieszka.

             - Powiedziałeś przedtem że mnie nie odwieziesz –przypomniałem mu, po chwili waląc się w łeb.

             - No tak zapomniałem. Idź do domu. Sam to załatwię. –wsiadł do samochodu i odjechał, zostawiając mnie na pastwę losu.

        Dobra może nie, ale przegiął. Tą drogę do domu odbędę piechotą. Ma to swoje plusy i minusy. Na przykład mogę dłużej pogapić się w tyłki jakiś dziewczyn, ale minusem jest to, że nie chce mi się iść…


Perspektywa Scarlett

        Kiedy wyszłam ze szkoły, w moje oczy od razu wpadły brązowe loki. Opierał się o czarny samochód z Luke’iem. Nie znam się na markach, więc nie mam pojęcia jaki był to rodzaj. Brunet wpatrywał się we mnie, zażenowana tym, że to już drugi chłopak, który na mnie się dzisiaj tak dziwnie gapi, ruszyłam przed siebie, nie zwracając uwagi na ich bezczelne zachowanie.

        Szybkim tempem szłam w stronę domu. Miałam wrażenie, że dalej mnie ktoś obserwuje, ale nikogo za mną nie było. Gdy tylko zauważyłam swój dom, poczułam się bardziej bezpieczna. Otworzyłam drzwi i zamknęłam je na klucz, sprawdzając jeszcze raz czy są na pewno zamknięte. Miliony pytań krążyło w mojej głowie. Wydarzenia z przeszłości nie dawały mi spokoju. Musiałam się czegoś dowiedzieć…

        Zaczęłam przeszukiwać wszystkie szafki z góry do dołu. Natknęłam się na różne pierdoły, lecz w końcu znalazłam żółtą teczkę, wydawała się tajemnicza. Powoli ją otworzyłam. Pierwsza kartka była pusta. Druga także, ale na trzeciej był wypisany akt zgonu taty.

Stefan Smith…

Ble, ble, ble.

Przyczyna śmierci: Wstrzyknięcie trucizny

        Co? Trucizny? Przecież tata umarł na raka… Teraz to już naprawdę nic nie rozumiem. Odłożyłam papier na podłogę i szukałam dalej. Jakaś fotografia. Był tam tata, ja gdy miałam rok i jeszcze jakieś dziecko, wyglądało na przedszkolaka. Co to za dziecko! Jeszcze pod jakąś inną kartką była fotografia, tylko ta mną drastycznie wstrząsnęła. Na niej widniał brunet, którego dzisiaj widziałam. To ten chłopak, co stał z Luke’iem. Co on tutaj robi?

        Usłyszałam trzask drzwi. Mama wróciła. Muszę z nią porozmawiać, muszę dowiedzieć się o co z tym wszystkim chodzi.

             - Wróciłam! Co rob… - przerwała, gdy ujrzała mnie siedzącą przy tej teczce.

             - Mamo, wyjaśnij mi to - zażądałam.

             - Nie myślałam, że się kiedykolwiek o tym dowiesz, ale to już najwyższy czas, chodź do kuchni –wstałam i ruszyłam za mamą w stronę kuchni.

             - Siadaj. – nakazała - więc, zapewne widziałaś tą dziewczynkę, która stała koło ciebie. To była twoja siostra…

             - Dlaczego była? – przerwałam jej.

             - Bo ona nie żyje, zabił ją ojciec tego chłopaka, który był na tym drugim zdjęciu. Twój ojciec przez tyle lat go szukał, chciał się zemścić, nie pobierałam tego, ale on się nie dał. W końcu go znalazł, zastrzelił, na oczach jego syna. Uciekliśmy stamtąd, jednak po tylu latach, dorosły już jego syn także odnalazł nas i wstrzyknął tacie truciznę, dlatego chciał żebyśmy uciekli, bał się…

             - Niee… Za dużo tego! – pobiegłam po schodach do swojego pokoju.

        On wrócił, widział mnie. Nie chciałam mówić tego mamie, może nawet lepiej? Ale on był mordercą, zabił mojego tatę. Teraz boję się wyjść z domu. Nie wiadomo czego on chce…

___________________________________________________________________________

Pierwszy rozdział mam za mną. Nie jest jakiś specjalnie długi.
Piszcie komentarze!
Motywują i cieszą:)
Mam jeszcze do was prośbę:
Moglibyście reklamować jakoś tego bloga, chciałabym, aby więcej osób go zauważało.
Z góry dziękuję!:)