Marcel… Jedno z najładniejszych imion jakie kiedykolwiek słyszałam.
Kojarzyło mi się z czymś słodkim, co w zupełności się zgadzało, bo chłopak o tym
imieniu był naprawdę uroczy. Nie wyróżniał się
niczym od innych ludzi, był po prostu sobą. Intrygowało mnie to, że nie udawał
kogoś innego.
- Może się jeszcze kiedyś spotkamy – powiedział lekko się uśmiechając.
– Byłoby wspaniale!
- Nie może, tylko na pewno. Daj mi numer telefonu to się zdzwonimy
- oznajmiłam, wyciągając z kieszeni komórkę.
- Świetny pomysł! - przyznał.
Po wymienieniu się numerami, zapomniałam o swojej potrzebie i
wróciłam do stolika, gdzie zdenerwowana Erin piła swoją kawę.
- No, myślałam, że tam zamieszkałaś - wykrztusiła, biorąc kolejnego
łyka.
- Spokojnie już wróciłam i nigdzie na razie się nie wybieram
– zaśmiałam się siadając na krześle.
- Dlaczego jesteś taka uśmiechnięta? - zapytała, odkładając pusty
kubek na stole.
- Bez powodu. Cieszę się, że spędzam z tobą wolny czas.
- Już ci wierzę. Siłą zmusiłam cię, żebyś wyszła ze mną na miasta,
więc twoje tłumaczenie jest bezsensowne.
- Wyjdźmy już… - rzekła Erin.
Nie zwracając uwagi blondynki, spojrzałam na telefon. Brak wiadomości.
Serio?! Myślałaś, że po 10 minutach znajomości napisze do ciebie? Ale ty jesteś
głupia! – kłóciłam się ze swoimi myślami
Po krótkiej chwili wyszłyśmy z kawiarni. Erin nalegała by
pójść do galerii, ponieważ były wyprzedaże. Nie byłam co do tego przekonana.
Nie lubiłam tak spędzać wolnego czasu. Preferowałam czytanie książek, tylko nie
lektur szkolnych. Według mnie były one nudne. Niedawno zaczęłam czytać ,,Dary
Anioła". Już gdy wpatrywałam się w pierwsze strony, z pewnością mogłam
stwierdzić, że ta książka jest niesamowita i na pewno nie odłożę jej na bok.
- Patrz jaka śliczna sukienka! –krzyknęła Erin wpatrując się w manekin. – Muszę ją mieć!
–dodała, wchodząc do sklepu.
Nie odzywając się ani słowem, podążałam za nią.
Rzeczywiście, sukienka, o której mówiła była śliczna i świetnie będzie
współgrała z jej jasną karnacją.
- Jest idealna! -
powiedziała patrząc w lustro i gładząc śliską powierzchnie ubrania.
Podeszła do kasy, by za nią zapłacić. Przez cały ten czas
uśmiechała się od ucha do ucha. Była wniebowzięta nowych zakupem. Widać było,
że humor jej się znacznie poprawił, z czego także ja byłam zadowolona.
- Założę ją na imprezę u Maxa – zawołała wychodząc.
- Kto to Max? – zapytałam zaciekawiona nowym nieznajomym
Erin.
- Max to kapitan drużyny footballowej. Co roku urządza imprezę, na którą zaprasza
wszystkich starych oraz nowych uczniów. Głównym celem tego ”spotkania” jest
zapoznanie się z nimi. Muszę ci coś jeszcze powiedzieć. W tym roku jesteś
jedyną nową uczennicą, więc licz się z dość sporym zainteresowaniem – oznajmiła lekko szturchając mnie łokciem.
- A co będzie jeśli
nie przyjdę? Odwoła ją?
- Nie wiem, jeszcze nikt tak nie zamieszał w planach
dotyczących imprezy, no ale mi tylko nie mów, że ty nie przyjdziesz! –
krzyknęła zatrzymując się na środku korytarza.
- Nie mam ochoty na imprezy. Niedawno umarł mój tata.
Przewracał by się w grobie, gdyby zobaczył mnie na imprezie… - marudziłam, chcą
znaleźć co raz to nowe wytłumaczenie.
- Przesadzasz! Na pewno by się ucieszył, że nie płaczesz
cały dzień w poduszkę. Jesteś młodą, śliczną dziewczyną i musisz to
wykorzystać – próbowała zmienić moją decyzję, ale bez skutku.
- Zastanowię się jeszcze… - nie chciałam jej na razie dawać jakiejkolwiek nadziei, gdyż sama nie byłam pewna czy dożyję tego dnia. – Od
tego wszystkiego zaczęła boleć mnie głowa. Chyba pójdę do domu.
- Jeszcze nic nie kupiłaś! No, skoro boli cię głowa… To idź
do domu i odpocznij, ale wiedz, że jeszcze ci nie odpuściłam. Zamówić ci
taksówkę? O tej porze nie powinnaś wracać sama do domu.
- Bez obaw, dam radę – zapewniłam ją
Zimny wiatr wiał ze strony wschodniej, z czego nie byłam
zadowolona, bo dmuchał mi prosta w twarz, co i bez tego sprawiało, że nie jest
mi ciepło. Poprawiając skórzaną kurtkę oraz przerzucając włosy do tyłu ruszyłam
przed siebie. Wyszłam na miasto i skręciłam w jedną z mniej zaludnionych
uliczek. Otaczały ją wysokie drzewa, postawione gdzieniegdzie lampy, które
swoim jasnym światłem, oświetlały asfalt. Co kilkanaście metrów była także
postawione drewniane ławki, na których codziennie siedzieli setki ludzi. Jednak
kiedy weszłam na tą drogę nikogo nie widziałam, choć mogłam przyrzec, że przed
chwilą jeszcze byli. Gdzie oni się podziali przecież nie mogli od tak sobie
zniknąć. Nagle zza zakrętu wyszedł mężczyzna. Był za daleko bym mogła bardziej
go opisać. Ponieważ oprócz niego nie było żadnej innej żywej istoty zaczęłam
się lekko niepokoić. Udając, że nic mnie nie interesuje, wpatrywałam się w
liściaste drzewa, które rosły naprzeciwko mnie. Jednak, gdy był bliżej mnie
oderwałam wzrok i spojrzałam na niego, czego po chwili pożałowałam. Znów go
zobaczyłam. Chłopaka, który zniszczył mi życie. Każde wydarzenie, każda nawet
najmniejsza łza, która spływała po moim policzku, była dzięki niemu. Wpatrywał
się we mnie zdziwionym wzrokiem, lecz nie wypowiedział ani słowa. W duchu
modliłam się, by się nie zatrzymywał, na szczęście tak się stało. Jedynie gdy
był już za mną odwrócił się i posłał cwaniacki uśmiech. Koszmar, o którym
marzyłam, by był tylko jedną, okropną pomyłką stał się rzeczywistością.
Nadzieja na normalne życie, właśnie legła w gruzach…
Reszta drogi, może nie minęła przyjemnie, ale była bez
żadnych nowych niespodzianek. Otworzyłam drzwi i ściągnęłam kurtkę, po czym
zawiesiłam są na metalowym wieszaku.
- Wróciłam! – krzyknęłam szukając wzrokiem mamy.
Cisza. Postanowiłam się bardziej rozejrzeć. Sprawdziłam
większość pomieszczeń, lecz w żadnych z nich jej nie było. Przyszła kolej na
kuchnię. Pusto. Nagle zauważyłam karteczkę leżącą na stole, od razu poznałam
charakterystyczne dla niej pismo.
„Wrócę później. W lodówce masz obiad.”
No nic…
Podgrzałam zupę i resztę wieczoru spędziłam leniuchując przed
telewizorem.
Już następnego dnia, gdy postawiłam pierwsze kroki w szkole
zaatakowała mnie Erin. Była bardzo zadowolona, wręcz skakała ze szczęścia.
- Scar! Mogę do ciebie mówić Scar? Jasne, że tak… - odpowiedziała na swoje pytanie, poprawiając spadającą torbę z jej ramienia. Nie
pozwalając mi dojść do słowa, kontynuowała: - Max pytał o ciebie! Chciał się z
tobą spotkać, powiedziałam mu, żeby chwilę poczekał i przybiegłam!
- Mów powolniej, bo się zadyszysz. Z resztą ja się nigdzie nie
wybieram. Powiedz mu, że umarłam albo wyjechałam do Kanady.
- Yyy… Sama mu to powiedz – oznajmiła obracając mnie do
tyłu.
- Ty jesteś Scarlett. Ta nowa? – kiwnęłam głową. – Jesteś
ładna, czemu mi nikt tego nie powiedział?! – skierował się do towarzyszy obok.
Speszona stałam wpatrując się w podłogę. W tym czasie ona
była jedną z najciekawszych rzeczy, którą podziwiałam, ale nie można zapomnieć
o suficie...
- Na lunch przyjdź do naszego stolika to pogadamy, a teraz
muszę iść – machnął ręką i odszedł, znikając wśród nastolatków.
- Aaaaaa! – zapiszczała blondynka przytulając mnie.
- Dlaczego tak się cieszysz, to jest normalny chłopak?
- Hmm… Dlaczego tak się cieszę? No nie wiem. Może, dlatego
że najładniejszy chłopak w szkole zaprosił cię do swojego stolika. Co jak co,
ale oprócz plastików to nikogo tam nie zapraszał.
- Jeśli chcesz możesz iść za mnie, nie zależy mi na tym –
oznajmiłam podchodząc pod szafkę i wyciągając z niej książki na pierwszą
lekcje.
- Żartujesz sobie? Każda normalna dziewczyna zabiłaby się,
żeby usiąść koło niego.
- No właśnie normalna. Ja nią nie jestem. Przykro mi –
odeszłam, kierując się w stronę klasy.
- Przestań! To jest mega ciacho. Dlaczego tak się
zachowujesz?
- Jak?
- Unikasz chłopaków jak ognia. Dziewczyno, masz 19 lat.
Ciesz się życiem. Potem, gdy będziesz miała 60 lat, będziesz żałować, że tego
nie wykorzystałaś.
- Zrozum, ja nie umiem rozmawiać z chłopakami. Oni są dla mnie obcy. Całe życie byłam
odizolowana od świata. Nawet nie miałam przyjaciółki. Jedynymi osobami, z
którymi gadałam byli moi rodzice – zatrzymałam się na chwilę.
- Ale teraz masz mnie.
Jak będziesz tak dalej użalać się nad sobą, to wszyscy się odwrócą od
ciebie – wychrypiała spoglądając na jakiegoś chłopaka.
- Postaram się zmienić, ale wiedz, że to będzie trudne –
powiedziałam z rezygnacją.
Naszą rozmowę przerwał dzwonek na pierwszą lekcję. Jak ja
już miałam to w zwyczaju pędem ruszyłam do ławki. Dzisiaj pierwszą lekcją była
historia. Ten przedmiot nie sprawiał większych problem, co nie znaczy, że go
lubiłam. W ogóle przez cały okres w moim życiu nie lubiłam się uczyć, ale
szkoły nie mogłam rzucić, więc wzięłam się w garść i postanowiłam, że ten rok
skończę bez żadnej jedynki na świadectwie. Jeszcze nie poznałam wszystkich
nauczycieli, ale tych których już zdążyłam wydawali się naprawdę fajni. Nie
byli sztywni jak poprzedni.
- Nie siedzisz ze mną? – zapytałam zdziwiona zachowaniem
Erin.
- Chciałabym, ale teraz lekcje są z panem Brown’em. Na jego
zajęciach siedzi zawsze chłopak z dziewczyną – odpowiedziała ponuro,
wyciągając książki.
Chwilę później do klasy zawitał sam nauczyciel. Nie był
stary, więc to było bardzo dziwne, że panują u niego takie zasady. Z takimi
jeszcze nigdy w życiu się nie spotkałam.
- Dzień dobry! Widzę, że siedzicie już pojedynczo. Bardzo
się cieszę. Za chwilę zrobię losowanie, proszę tylko zachować spokój – położył
dziennik na stole, rozsiadając się wygodnie na krześle. – Nie tracąc czasu,
proszę bardzo numer 1 z 14. – Dodał, po czym wyznaczone osoby zaczęły się
przesiadać.
- 8 z 19, czyli Victoria i Jack. Następnie 5 z 6. Kto to
jest? Scarlett i… Luke. O! Mój ulubiony uczeń – Powiedział z sarkazmem.
Było tyle innych chłopaków w klasie, ale co z tego i tak on
musiał być ze mną. Nie stawiając oporu przesiadłam się ławkę przed poprzednią.
Po chwili dołączył także Luke. Przez ten czas odbywało się dalsze losowanie,
lecz ja już nie zwracałam na nie uwagi. Nawet nie wiedziałam kiedy przesiadła
się Erin. Patrzyłam się na zegarek i odliczałam minuty do końca. Ponieważ było
ich jeszcze sporo, oderwałam wzrok i starając się nie odwracać w bok otworzyłam
książkę. Jednak kątem oka widziałam, że mi się przygląda, co mnie nie co
rozpraszało.
- Możesz się na mnie
nie gapić! – krzyknęłam, nie wytrzymując.
- Mogę, ale nie chcę – rzekł obojętnie, dalej nie
spuszczając ze mnie wzroku.
- Harrison, Hemmings nie rozmawiać na lekcji! Za karę
zostajecie po lekcjach! – oburzył się nauczyciel.
Trzeci dzień szkoły, a ty już w kozie. Oby tak dalej!
Po zapisaniu krótkiej notatki zadzwonił dzwonek i mogliśmy
wyjść z klasy. Chwilę poczekałam na Erin, która jeszcze guzdrała się z
schowaniem książek do plecaka.
Właśnie była pora lunchu. Co oznaczało, że tą chwilę będę
musiała spędzić przy stoliku z Maxem. Wolałam tam nie iść, ale chciałam udowodnić
Erin, że nie jestem wstydliwa. No może trochę… Kiedy miałam już wchodzić na
stołówkę coś lub raczej ktoś pociągnął mnie za rękę. Był to we własnej osobie
Max. Lekko się uśmiechał i wtedy wydawał się całkiem niegroźny.
- Mam nadzieję, że szłaś do nas, ale żebyś się nie zgubiła
to cię zaprowadzę – oznajmił popychając drzwi.
Wszystkie pary oczu wylądowały na nas, co oczywiście
doprowadzało mnie do szału. Brunet wzrokiem szukał swoich kolegów, po czym po
chwili ich znalazł.
- Możesz mnie już puścić? – zapytałam próbując się wyrwać z
ucisku.
- A jasne. Tylko nie uciekaj.
Chwilę później znalazłam się przy stoliku. Usiadłam na
ławce, koło Max’a. Zaraz koło niego siedziała jakaś lasia. Naprzeciwko niej blondyn o brązowych oczach,
a przede mną… Luke! Od razu, gdy go zauważyłam spuściłam wzrok, z nadzieją, że
mnie nie zobaczył.
- No więc, za tydzień odbyła by się impreza – zaczął Max. –
Oczywiście wstęp obowiązkowy, jak już wiecie. Scarlett przyjdziesz, prawda?
- Yyy… Nie wiem jeszcze.
- I tak wiem, że przyjdziesz – odpowiedział kładąc rękę na
stoliku.
Jaki pewny siebie…
Jeszcze przez chwilę posiedzieliśmy w ciszy, znaczy tylko ja
i zadzwonił dzwonek.
* * *
- Powtórzcie sobie tą lekcję, żeby nie było potem żadnych
niespodzianek. – krzyknął nauczyciel od biologii, gdy już wychodziliśmy z
klasy.
Wszyscy już szli do domu, a ja gdzie szłam? Do klasy, bo
musiałam zostać po lekcjach. I to jeszcze z kim. Wszystko przez niego. Gdyby
tak się na mnie nie gapił, teraz byłabym w drodze do domu. Moje rozmyślenia
przerwał dzwonek telefonu. Pospiesznie wyciągnęłam go z kieszeni, sprawdzając
kto dzwoni. Był to Marcel. Ucieszyłam się wtedy, dzięki niemu troszkę humor mi
się poprawił.
- Jesteś już w domu? – zapytał.
- Nie, muszę siedzieć w kozie z takim jednym gnojkiem –
powiedziałam zażenowana.
- A kto zasłużył na miano bycia gnojkiem?
- Taki Luke. Nie znasz go. Chodzi ze mną do klasy –
odpowiedziałam bawiąc się kosmykiem włosów.
- Luke? Czy znam jakiegoś Luke’a? Masz rację nikogo o takim
imieniu nie kojarzę. Ale dlaczego musisz zostać po lekcjach, chciałem cię
gdzieś zabrać.
- Naprawdę? Zawsze możemy iść jutro – uśmiechnęłam się do
słuchawki.
- OK. No to widzimy się jutro pod twoją szkołą.
- Skąd wiesz gdzie chodzę do szkoły? – zapytałam zdziwiona
jego wiedzą.
- Aa… Zapomniałem ci powiedzieć. Widziałem cię dzisiaj rano
jak właśnie skręcałaś.
- Aha. Dobra, muszę kończyć. Do jutra!
Rozłączyłam się, bo do klasy wszedł Luke. Podszedł pod
ławkę, wziął plecak i jakby wybierał się, by wyjść.
- Gdzie ty idziesz? –
oburzyłam się.
- Serio, myślisz, że będę tu siedział? – odpowiedział pytaniem
na pytanie, po chwili kontynuując. – Zawsze, możesz iść ze mną. Pokażę ci kawałek
tego miasta, bo zapewne nie znasz całego.
- Pojebało cię?
- Wiesz, nauczyciel nigdy nie przychodzi sprawdzać czy są
uczniowie, więc strać sobie tą godzinę, tak to byś mile spędziła czas…
- Mile? Chyba nie, ale wiesz, pójdę! – oznajmiłam wstając z
krzesła, dodając. – Ale do domu!
- Chcesz, żebym cię podwiózł? Na dworze pada deszcz… więc ciekawe czy masz
parasol.
- Wygrałeś!
__________________________________________
Wreszcie skończyłam. Ten rozdział chyba pisało mi się najgorzej. Gdy byłam przy trzeciej stronie wyłączył mi się laptop, a gdy już go włączyłam była tylko mniejsza połowa, ale wzięłam się w garść i napisałam resztę. Przepraszam was, że to tak długo zajęło, ale szkoły nie rzucę. Jeszcze tyle teraz zadają... Ok, tyle moich rozżaleń. Teraz czekam na wasze opinie!
Przeczytałeś? - Skomentuj!
Komentarze naprawdę motywują. Uwierzcie mi!
Pozdrawiam i całuję was mocno!
Do następnego!:)
O nie nie nie nie, to sie nie mogło tu sończyć! Powiedz mi że to nie koniec tego rozdziału, błagam :(
OdpowiedzUsuńW koncu tak długo czekałam.Rozdział podoba mi się bardzo lubię takie długie.Czekam na następny.
OdpowiedzUsuńCzeeeekam
OdpowiedzUsuńsuper rozdział, zapraszamy do nas
OdpowiedzUsuńhttp://not-looking-for-anoher-mistake.blogspot.com/
Świetny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńRoździał boski .. czekam na następny xx Jesli mozesz to zerknij do mojego http://louis-fastfurious.blogspot.com/?m=1 .... xx
OdpowiedzUsuńZarąbisty rozdział!!! Czekam na next!!! Pzdr!!!
OdpowiedzUsuńMiałam dodać komentarz w sobotę, ale jednak dzisiaj..
OdpowiedzUsuńJak najbardziej, podoba mi się to, co piszesz, jednakże za dużo się dzieje w pierwszych rozdziałach-stanowczo za dużo. Mimo to, uwielbiam Twoje opowiadanie!
Zdarzają Ci się błędy, ortograficzne, interpunkcyjne..ale ja sama w tym najlepsza nie jestem także.. :) Czytałam wczoraj lub przedwczoraj to co napisałaś, więc nie pamiętam już co było tam nie tak..
Mam nadzieję, że piszesz i pisać będziesz do końca, nie zrobisz tak jak większość "nie mam czasu", "sorry, ale...", bo na serio, dobrze się czyta i chcę to czytać DALEJ.
Blog jak najbardziej godny polecenia misiu xx
tak teraz czytam swój komentarz i śmieję się sama z siebie..ile powtórzeń :x
OdpowiedzUsuńwniosek z tego taki, że nie powinnam pisać na szybko...
ok, nieważne.
Dobranoc. Życzę weny :*
Fajnie piszes a ja zapraszam cię na mojego bloga z grafiką : http://mysweetgraphic.blogspot.co.uk/
OdpowiedzUsuń