Piszę tę informację, bo nie chcę, abyście czekali nie wiadomo ile na nowy rozdział.
Jak już zapewne wiecie Zayn odszedł z 1D. Jest mi tak cholernie ciężko z tego powodu, że po prostu nie daję rady zabrać się na napisanie rozdziału. Gdy tylko najdą mnie myśli o zaczęciu, zaraz wszystko powraca i nie mogę... To jest dla mnie niesamowicie ciężki okres. Naprawdę, teraz nie mam głowy do pisania. Uwierzcie, chciałbym, ale nie potrafię. Nie umiem się zmobilizować, przynajmniej nie teraz. Ten chłopak tyle dla mnie znaczył w 1D, że nie mogę tak szybko zapomnieć. Wiem, że on dalej istnieje, ale nie ma go już w zespole. Domyślam się, że Was zawiodłam. Jestem tego w pełni świadoma. Przepraszam Was najmocniej. Jeśli opuścicie tego bloga, zrozumiem. Nie wiem kiedy pojawi się rozdział. Nie chcę Wam mówić dokładnej daty, bo sama jej nie znam. Na koniec jeszcze, TO NIE JEST ZAWIESZENIE!
Przepraszam wszystkich, których zawiodłam, ale nie umiałam postąpić inaczej.
Do zobaczenia niebawem.
Całuję w nosek :)
piątek, 27 marca 2015
sobota, 14 marca 2015
Nine + suprajz!
Mijały kolejne sekundy. Wciąż stałam w tym samym miejscu, co
przed chwilą. Miałam nogi jak z waty. Wyobrażałam sobie, że jeśli postawię choć
jeden krok, upadnę na ziemię. Wydawało
mi się, że jestem teraz sama, odizolowana od wszystkich. Przed oczami miałam
pustkę, lecz słyszałam głos Erin. Musiałam się jak najszybciej otrząsnąć, bo
jeśli nie, mogło się to źle skończyć. Z oddali dochodziły ciche szepty, co za
tym szło, mamy jeszcze kilka sekund i przegramy. Otrząsnęłam się i zaczęłam biec w stronę wyjścia.
Zostało mało czasu. Nie znałyśmy miejsca, więc, nie miałyśmy najmniejszych
szans na ucieczkę. Trzeba było wymyślić coś, co mogło by ich zatrzymać
przynajmniej na kilka sekund. Analizowałam wszystko dookoła, by znaleźć coś co
by mi w tym pomogło. Znajdowaliśmy się na świeżym powietrzu, dlatego miałyśmy
duże utrudnienie. Nagle ujrzałam dość sporych rozmiarów kamień. W głowie
przetwarzałam scenariusz, co z takim głazem można by zrobić. Schyliłam się po
niego. Nie był zbyt ciężki, ale też do najlżejszych nie należał. Zauważyłam
kilka cieni wychodzących zza żywopłotu. I wtedy dotarło do mnie co powinnam
zrobić. Położyłam torbę na trawniku i ściągnęłam z Erin apaszkę. Owinęłam sobie
nią głowę i głośno westchnęłam. Od tego zależy twoje życie. Powtarzałam sobie w
myślach, by dodać choć trochę otuchy.
- Poczekaj tutaj – wskazałam palcem na ziemię. – Jak krzyknę
„Już!” zaczynasz jak najszybciej biec. Postaram się ciebie dogonić, o ile wyjdę
z tego cała. Pamiętaj, zaszliśmy już za daleko, by się teraz poddać.
- Ale... – nie dokończyła, bo zatkałam jej ręką twarz.
- Nie ma żadnych ale. Wrócę, obiecuję... – powiedziałam,
spuszczając głowę.
Nie miałam pojęcia, co się wydarzy, a tym bardziej czy
wrócę. Przynajmniej miałam taką nadzieję. Odwróciłam się i zaczęłam iść na
przód. Starałam się nie myśleć o tym, co miało się za chwilę stać. Marzyłam,
żeby już było po wszystkim. Schowałam się za drzewem, czekając na rozwój
sytuacji. Powoli zaczynałam słyszeć już kroki. Teraz plan trzeba wcielić w
życie. Policzyłam do trzech, po czym cicho wyszłam zza drzewa. Byłam za nimi.
Podążałam, praktycznie depcząc im po piętach. Pierwszy punkt. Znajdź cel.
Drugi. Wyceluj. Trzeci. Uciekaj póki życie ci miłe. To już ten czas... Włożyłam
palce do ust i zagwizdałam. Odwrócili się, mierząc mnie wzrokiem. Byłam
owinięta chustką, mogli dalej zgadywać kto to. Kiedy jeszcze z uwagą
przyglądali się mojej osobie. Tak jak to było na mojej liście. Starałam się
wycelować w Harry’ego, poniekąd to on był moim koszmarem, więc należało mu się
trochę bólu. Rzuciłam kamieniem z całej siły Udało mi się w niego trafić,
co lepsze w miejsce, gdzie światło nie dociera. Celny strzał. Uśmiechnęłam się
pod nosem i krzyknęłam, by uprzedzić Erin. Harry zwijał się z bólu, więc
wykorzystałam tą sytuację i zaczęłam biec. Koledzy chłopaka, zamiast mnie gonić
to śmiali się, że dostał od dziewczyny.
Przynajmniej rozpoznali moją płeć. Punkt za spostrzegawczość. Nie odwracając
się wyminęłam żywopłot i znalazłam się w poprzednim miejscu. Szybko zgarnęłam
torbę i nie tracąc czasu szukałam drogi powrotnej. Miałam marną orientację w
terenie, więc było to bardzo trudne. Chciałam wrócić do tego domu, by znaleźć
te klucze do domu. Jednak wiedziałam, że gdybym teraz zawróciła, już nigdy bym
nie wyszła. Nerwowo przekręcałam głową, chcąc sobie przypomnieć jak tu
trafiłam. Nic nie wydawało mi się podobne. Co chwilę, znajdywałam się w nowych
miejsca. Strach ogarnął mnie jeszcze bardziej, kiedy usłyszałam coraz
głośniejsze kroki. Nie zastanawiając się ruszyłam w jakieś zarośla i przedzierając
się przez nie, próbowałam dojść na drogą. Odpychałam od siebie grube gałęzie,
które podrażniały moją skórę. Suche liście szeleściły pod moimi butami, wydając
nieprzyjemne dźwięki. W niektórych miejscach na moim ciele znalazły się plamy
krwi, przez obtarcia. Musiałam zaryzykować, ale też nie miałam innego
wyjścia. Kiedy spod zielonych liści,
ujrzałam jakąś drogę. Odetchnęłam z ulgą. Udało się. Zrobiłam to. Muszę przyznać, że
poszło łatwiej niż się spodziewałam. Ostatni raz spojrzałam na ten dom i
poszłam w kierunku lasu. Nie myślałam o niczym innym niż o tych przeżyciach.
Kiedy już dotarłam do lasu, znów uderzyło mnie to dziwne uczucie. Nie potrafię
tego wytłumaczyć. Ono tak nagle przychodzi i równie odchodzi. Przypomniałam
sobie także o Erin. Nie miałam pojęcia, co się z nią stało. Dlaczego nie
zadzwoniła? Wsadziłam dłoń do torebki w poszukiwaniu telefonu. Przeglądam
wszystko po kolei. No nie... Nie znowu. Jak to mówią, historia lubi się
powtarzać... Musiał mi wypaść kiedy zabierałam torbę, dlatego nie słyszałam
dzwonku. Przecież nie było go przez cały czas. Mogę być pewna, że to nie wróży
nic dobrego.
Perspektywa Harry’ego
Gdy tylko oberwałem tym kamieniem, upadłem na ziemię. Siły,
ile ta dziewczynka włożyła na ten rzut była zaskakująca. Bolało tak cholernie,
że nie byłem w stanie się ruszyć. Na pogorszenie sytuacji te dwa kołki zamiast
ją łapać. Śmiali się do nieprzytomności. Miałem ochotę im przywalić, nie
zwracając uwagi kim oni dla mnie byli. Zastanawiało mnie jedno pytanie. Kim ona
była? Wcale nie byłbym zdziwiony, gdybym dostał od chłopaka, ale dziewczyna?
Tego bym się nie spodziewał za żadne skarby. Musiałem znieść ból i jak najszybciej
wstać z ziemi. Kiedy chłopaki to zauważyli szybko spoważnieli, ale ich kolor twarzy
mówił sam za siebie. Przewróciłem oczami i zacząłem iść w kierunku, którym
uciekła. Byłem wściekły, chociaż i to słowo nie wyraża moich emocji. Już kiedy
miałem kopnąć w drzewo, usłyszałem cichą muzykę. Przecież nie mam sąsiadów,
więc impreza odpada. Nawet jeśli bym miał, to kto robi imprezy po południu?
Zbliżyłem się, nasłuchując bardziej. Znajdowałem się już całkiem blisko, na
tyle, że mogłem rozpoznać tekst. Rozglądałem się po obu stronach. Nic nie
widać. Zrobiłem jeszcze kilka kroków i coś podkusiło mnie do spojrzenia w dół.
Moja intuicja nie zawiodła. Na trawie leżał telefon, najprawdopodobniej ktoś
dzwonił. Schyliłem się, by go podnieść. Odblokowałem i odebrałem połączenie.
- Boże Scar! Tak się martwiłam, że cię znaleźli, albo
gorzej. Powiedz gdzie jesteś, zaraz po ciebie przyjadę! – mówiła to bardzo
spontanicznym, pełnym energii głosem.
Scar? To imię, akurat skądś kojarzę... Czyli to rolę się
odwróciły. Teraz to ona mnie będzie śledzić? Co za dziewczyna. Jeszcze odważyła
się rzucić tym głazem. Zaczyna mnie coraz bardziej intrygować. Przeczuwam, że szybciej będę musiał się jej
pozbyć. Skoro ona się ze mną tak bawi, to ja nie będę dłużny.
- To nie Scarlett... – odpowiedziałem zaciekawiony rozwojem
sytuacji.
- Kim jesteś i co jej zrobiłeś, ty dupku! – krzyknęła do
słuchawki.
- Już mi dałaś imię, to po ci następne? – zaśmiałem się,
trochę oddalając się od poprzedniego miejsca.
- Nie żartuj sobie, dupku! Gdzie ona jest?! Jeśli jej coś
zrobiłeś nie skończy się tylko na twoich jajach!
Groziła mi? To było takie złe, że aż śmieszne. Dziewczyna mi
grozi. Te słowa nawet do siebie nie pasują. Ta jej koleżanka miała podobny
charakterek. Gdzie one się znalazły? W psychiatryku?
- Och, czyli widziałaś ten mały incydent – oznajmiłem,
podkreślając ostatnie słowo. – Jeśli chcesz ją zabrać, wróć tu.
Sam nie wierzę, jak udało mi się wymyślić tak genialny plan
w tak krótkim czasie. Jednym słowem jestem mistrzem w tych klockach.
- Skąd mam wiedzieć, że to nie pułapka? – zapytała bardziej
przejętym tonem.
- Mam jej telefon? Jeśli nie będziesz tutaj za pół godziny, już nigdy jej nie zobaczysz – uśmiechnąłem się przypominając tę sytuację. – Tylko żadnych
numerków. Mam więcej dupków, którzy zachcą cię poznać.
- Dobra, dupku. Ale jaka jest pewność, że oddasz ją z
własnej woli? – powiedziała, na co zacząłem się niecierpliwić.
- Masz moje słowo. Po prostu chciałem poznać wspólniczkę
zamachu na mnie – odpowiedziałem, rozłączając się.
To był chyba najlepszy pomysł w moim życiu. Ta dziewczyna
jest tak naiwna. Jeśli powiedziałbym, że mam w domu jednorożce, też by
uwierzyła? Poszedłem do domu, gdzie zastałem siedzącego Luke’a na kanapie.
Czyli Liam już sobie poszedł i świetnie.
- Za chwilę będziemy mieć gościa – oznajmiłem, podchodząc do
lodówki i wyciągając z niej piwo.
- Znowu jakaś laska? – zapytał jakby wiedział, co miałem za
chwilę powiedzieć.
- Zgadłeś, tylko, że do innych celów – powiedziałem, rozsiadając
się na kanapie.
- Nie wierzę! – krzyknął, udając zdzwionego.
Nie mogłem się doczekać, kiedy wejdzie do domu w
poszukiwaniu porwanej, po czym sama nią będzie. A ta pierwsza nigdy nią nie była.
Luke nie wyglądał na przejętego sytuacją, bardziej zaciekawiony był głupim
filmem w telewizji. Nie miałem nic ciekawszego do roboty, więc przyłączyłem się
do niego. Oglądałem dopóki w drzwiach nie rozebrzmiał dzwonek. Uradowany
wstałem z kanapy, a Luke poszedł do swojego pokoju. Zabawę czas zacząć!
Otworzyłem drzwi, a przed oczami stanęła ładna blondynka. Czyli ta zabawa
będzie jeszcze lepsza niż myślałem.
- Zgaduję, że to ty, więc... Spróbuj coś zrobić, a właduję
ci ten gaz pieprzowy w ślepia! – krzyknęła, ukazując w dłoni gaz.
- Uznajmy, że się przestraszyłem – prychnąłem, po czym
weszła do środka.
Zaczęła się niepewnie rozglądać. Jakby spodziewała się
czegoś innego. Oczywiście, że się spodziewała.
- Prowadź – nakazała. – Jeszcze założyłeś jakąś pułapkę na
myszy, więc nie będę ryzykować.
Przytaknąłem, wymijając są. Weszliśmy po schodach,
prowadzących do jednego z pokoi.
Przeszliśmy przez długi korytarz, do
ostatniego pokoju. Powoli zacząłem otwierać drzwi. Podeszła i wpatrywała kawałek
pomieszczenia.
- Wejdź – machnąłem ręką. Postawiła pierwszy krok, kiedy ja
popchnąłem ją i zatrzasnąłem drzwi.
- Teraz uznajmy, że dotrzymałem obietnicy.
Perspektywa Scarlett
Kilka godzin bez celu błądziłam w lesie. Kiedy tylko udało
mi się z niego wydostać znalazłam się na końcu miasta. Musiałam przejść
piechotę, gdyż żaden autobus teraz nie kursował. Weszłam na chodnik i zaczęłam
przemierzać kolejne metry, w celu dotarcia do mieszkania. Zapewne wyglądałam jak
chodząca katastrofa, ponieważ ludzie omijali mnie szerokim łukiem. Nie dziwię
im się. Marzyłam jedynie, by coś zjeść, umyć się i pójść spać. Na szczęścia
jutro była niedziela, więc nie musiałam martwić się o szkołę. Ale w mojej
głowie, dalej pozostała Erin. Nie skontaktowałam się z nią ani razu. Boję się o
nią. W głębi duszy mam nadzieję, że nic jej się nie stało i teraz śpi. Mijałam
kolejne sklepy, budynki. Wydawało mi się, że ta droga jest coraz dłuższa. Nogi
coraz bardziej zaczęły mi odmawiać posłuszeństwa, więc co chwilę się o nie
potykałam. Szłam ze spuszczoną głowę, co wyglądało jakbym była pijana. No
niestety pomylili się, choć niewiele. Może nie byłam pijana, ale taka się
czułam. Wszystko dookoła wydawało mi się takie inne. Mamrotałam pojedyncze
słówka pod nosem i przechylałam się z boku na bok. Nagle wpadłam na czyjś tors.
Leniwie podniosłam głowę i ujrzałam przystojnego mulata. Miał włosy postawione
ku kurze i śliczne, czekoladowe oczy. Kiedy zauważyłam jego wygląd.... Zaczęłam
poprawiać swój.
- Znam cię skądś – rzekł, wpatrując się w moje poczynania.
- Nie sądzę – odpowiedziałam, uśmiechając się. – A tak po za
tym, to przepraszam za moją ślepotę.
- Nie szkodzi. Jak chcesz to wpadaj na mnie częściej.
- Dobrze, jak tylko znajdę okazję to zadzwonię do ciebie, bo
nie mam na kogo wpaść – zaśmiałam się. – A teraz muszę już iść, więc do
zobaczenia.
- Mam taką nadzieję.
Jak gdyby nigdy nic, wyprostowałam się i ruszyłam dalej.
Po kilkudziesięciu minutach dotarłam do domu, można
powiedzieć pół żywa. Otworzyłam drzwi i wpadłam na kanapę, rzucając na podłogę
torebkę, która wydawała mi się zbędna.
Zamknęłam oczy, ale nie dałam ponieść się snu. Wiedziałam, że muszę wstać,
ogarnąć się, a potem dopiero mogę spać. Tak też uczyniłam. Zleciałam z kanapy,
po czym szybko wstała z zimnego podłoża. Weszłam po schodach do swojego pokoju.
Zabrałam z szafki piżamę i poszłam wziąć prysznic. Byłam wykończona tym dniem...
Ruszyłam w stronę łazienki, zamknęłam drzwi na klucz, choć i tak wiedziałam, że
nikt nie wejdzie, bo mamy nie było w domu. Ale tak dla pewności nie zaszkodzi.
Rozebrałam się, weszłam pod prysznic, ustawiając odpowiednią temperaturę.
Zaczęłam „zmywać z siebie dzisiejszy dzień”.
Po kilku minutach stałam już owinięta ręcznikiem i przeglądałam się w
lustrze. Teraz czułam się o wiele lepiej! Ubrana wróciłam do pokoju, gdzie
zastałam zaświeconą lampkę nocną. Dziwne. Jak tu przyszłam była zgaszona.
Powędrowałam w jej kierunku, chcąc ją zgasić. Lecz kiedy spojrzałam na nią z
bliska, ujrzałam małą kartkę. Wzięłam ją i zaczęłam czytać.
„Mam twoją koleżankę. Jeśli chcesz ją zobaczyć, wróć jutro pod
drzewo. Nie muszę ci chyba tłumaczyć które, bo sama najlepiej wiesz.
Ps. Oberwiesz za ten kamień :)”
__________________________________________________________________________________
Taki krótszy trochę :(
No ale cóż...
Przychodzę dzisiaj jeszcze z niespodzianką! ZWIASTUNEM mojej
roboty! Obiecuję, że już nigdy więcej nie wezmę się za robienie zwiastuna. NIGDY!
Ale zanim go oglądniecie, chcę żebyście przeczytali, to co chcę Wam powiedzieć.
Jak już niektórzy wiedzą dostałam bardzo ważną (dla mnie) nominację na spis1d.
Nominowane są te blogi, które są częściej odwiedzane. To jest niesamowite!
Pamiętam jak w listopadzie podajże pisałam prolog i zastanawiałam się nad
fabułą. Dziś jest 20 obserwatorów i ponad 8.500 wyświetleń. Chcę Wam serdecznie
podziękować! Naprawdę, nigdy bym się nie spodziewała takiego rozwoju. Dziękuję!
Zwiastun:
POPRAWIONY!
Oraz zapraszam do komentowania :)
niedziela, 8 marca 2015
jeszcze ważniejsza informacja!
Przepraszam, że zaśmiecam bloga informacjami, ale przed chwilą odczytałam informację, że Disguise zostało nominowane do bloga miesiąca na spis1d.blogspot.com. To jest coś pięknego. Dlatego proszę Was o poświęcenie trzech sekund i zagłosowanie.
Już samo dostanie się tam jest ogromnym sukcesem i być może dzięki Wam będzie jeszcze większy :)
SONDA ZNAJDUJE SIĘ Z PRAWEJ STRONY TEGO BLOGA! :)
Głosujcie :)
A tak poza tym Wszystkiego najlepszego z okazji dnia kobiet!!
Już samo dostanie się tam jest ogromnym sukcesem i być może dzięki Wam będzie jeszcze większy :)
SONDA ZNAJDUJE SIĘ Z PRAWEJ STRONY TEGO BLOGA! :)
Głosujcie :)
A tak poza tym Wszystkiego najlepszego z okazji dnia kobiet!!
niedziela, 1 marca 2015
Eight.
Odpowiedziałam, na co spotkałam się z szczerym, pełnym radości uśmiechu Erin. Chyba nadal przetwarzała dane jej informacje, gdyż nie spodziewała się takiej wypowiedzi z mojej strony. Z resztą ja też nie uwierzyłam, że tak powiedziałam, dopiero po kilku minutach uświadomiłam sobie to. Lecz gdy tylko pomyślałam, że wysoki chłopaka o blond włosach i niebieskich oczach, może mi pomóc w dojściu do celu zagadki pod nieznaną nazwą, ale związaną z pewnym człowiekiem, którego imienia nie chcę wypowiadać.
- No to chodź, bo nam jeszcze ucieknie! – wykrzyknęła dziewczyna, pośpieszając mnie.
Szybko wstałam na równe nogi, zabierając z podłogi torebkę. Obeszliśmy kilka stojących stolików w kawiarni, a potem pędem wyszliśmy z pomieszczenia. Zaczęliśmy się rozglądać, pośpiesznie odwracając głowę z prawej na lewą stronę próbowałyśmy wyłapać chłopaka. Jednak korytarz był na tyle długi, że udało nam się go jeszcze zobaczyć. Znajdował się bardzo blisko końca centrum, więc musiałyśmy dość nieźle przyśpieszyć, by móc znaleźć się w jego pobliżu. Niestety te ruchu uniemożliwiały nam ludzie, którzy także znajdowali się w środku, rozglądając się i szukając nowego zakupu. Nim zdążyłyśmy się przez wszystkich przepchać jego już nie było. Nie udało się... Dysząc oparłam się o jedną z pobliskich ścian. Miałam ochotę rzucić kwiatkiem o podłogę, by mógł poczuć to co ja wtedy czułam. Jednak wyżywanie się na roślinie, które nie była niczym winna, byłoby bardzo dziwne nie tylko dla mnie, ale także dla innych. Mieliby niezłą sensację, gdyby ujrzeli psychopatkę rozwalającą centrum. Nie chciałam się jeszcze podawać. Adrenalina wciąż pływała w żyłach, co dodawało mi siły, by w duchu krzyknąć: Wstań i idź dalej! Tak też zrobiłam, pociągnęłam Erin za rękę. Zdezorientowana dziewczyna przyglądała mi się zdziwionym wzrokiem, lecz nic nie powiedziała. Ruszyłam w stronę wyjścia, po czym otworzyłam drzwi i weszłyśmy na główny parking. Puściłam rękę dziewczyny, po czym wzrokiem szukałam Luke’a. Trzęsły mi się nogi, naprawdę chciałam go odnaleźć, by móc go potem śledzić. Tak, głupio to brzmi, ale dla mnie to było jak zbawienie. Przechodziłam obok różnych marek samochodów, łudząc się na spotkanie z chłopakiem. Erin poszła na drugą stronę, więc mogłyśmy obserwować cały parking. Komunikowałyśmy się jedynie przez nasze telefonu, wysyłając do siebie pojedyncze sms-y. Przemierzałam co raz to nowe odcinki, rozglądałam się na wszystkie możliwe strony. Wszystko na marne. Nie było już po nim śladu. Usiadłam zrezygnowana na ławce i kiedy już wyciągnęłam komórkę, by napisać wiadomość do Erin, sama ją dostałam. Bałem jej się otworzyć, bo po wczorajszych wydarzeniach, takich rzeczy unikałam szerokim łukiem. Jednak, gdy na wyświetlaczu pojawiło się imię przyjaciółki, odetchnęłam z ulgą. Przejechałam po ekranie i przeczytałam wiadomość. Gdy tylko oczy napotkały tekst, automatycznie wstałam i wtedy nadzieja powróciła. Napisała, że widzi Luke’a jak rozmawia z kimś przez telefon. Zaczęłam iść w podanym przez Erin miejscu. Szłam tak szybko, że nie ominęło się bez jakikolwiek wypadku. Potknęłam się o jedną z opon. Na szczęście obyło się bez runięcia z impetem na ziemię, ale niewiele brakowało. Kostka piekła mnie niemiłosiernie. Starałam się nie zwracać na nią uwagi, tylko iść dalej. Musiałam stłumić chęć położenia się na betonie i opatrzenia jak bardzo w ciężkim stanie znajduje się moja kość. Kiedy dotarłam już na miejsce, spostrzegłam opierającą się o jeden z samochodów Erin.
- Dlaczego tak się chowasz? – zapytałam szeptem, przyjmując podobną pozycję.
- Bo... – lekko się wyprostowała. – Nasz kolega znajduje się kilka metrów od nas i nie chcę, żeby nas zauważył.
- Nie wierzę, że udało ci się go znaleźć – odpowiedziałam z lekkim podekscytowaniem.
- No to spójrz. Tam stoi –oznajmiła, po czym wskazała palcem na chłopaka. – Teraz już nic nas nie powstrzyma od skopania mu tyłka.
W tym czasie, gdy to powiedziała włączył się alarm w samochodzie. Zdenerwowane zaczęłyśmy się cofać do tyłu. Byłam pewna, że nas zauważył. Odwracając się, biegłyśmy do następnego auta, który znajdował się niedaleko tego poprzedniego. Nagle piski ucichły, a Luke powoli wychodził na przód i szedł w stronę jakiejś uliczki. Nie zastanawiając się, ruszyłyśmy za nim. Miałam lekkie problemy z chodzeniem, bo nadal bolała mnie kostka. Szłyśmy za nim zostawiając bezpieczną odległość między nami. Niekiedy chowaliśmy się w zaroślach, by być pewne, że nas nie zobaczy. Założył ciemny kaptur na głowę, zakrywając przy tym blond włosy. Szedł bardzo szybko, więc musiałyśmy przyśpieszać z minuty na minutę. Nie zastanawiałam się nad tym co może mnie spotkać kiedy już dotrzemy. W ogóle nie wiedziałam gdzie dotrę...
- Scar, rusz się! - krzyknęła szeptem towarzyszka.
- Łatwo ci mówić! Miałam mały wypadek – odpowiedziałam dziewczynie, trochę zirytowana.
Chciałam w pełni chodzić normalnie, ale moje szczęście jest bardzo małe, więc byłoby niemożliwe, gdyby nic się nie stało. Przed oczami ukazał nam się las. Zaczęłyśmy się powoli bać. Od małego lasy, były moimi wrogami, a teraz się to tylko potwierdza. Luke nie oglądając się za siebie, wparował prosto na jedną z kamienistych dróżek. Jeśli tam wejdziemy będzie nas słychać, co zmarnuje nasz cały plan. Dlatego też szłyśmy koło drzew, na trawie. Jak najbardziej starałyśmy zachować spokój i ciszę, a to, że nie było tu żywej duszy, tylko nam to utrudniało. Czasami podpierałam się o drzewo, by móc chociaż przez małą chwilę odpocząć. Niestety dalsze takie poczynania skończyłyby się spuszczenie wzroku z Luke’a, a co za tym idzie, zgubienie go. To na pewno nie wchodziło w grę. Za daleko zaszłyśmy, by się teraz poddać. Ból w kostce nasilał się coraz bardziej, ale siedziałam cicho nie chcąc denerwować Erin. Do naszych uszu dotarł dźwięk jakiejś muzyki. Był to prawdopodobnie dzwonek telefonu. Ujrzeliśmy chłopaka podnoszącego komórkę i wtedy zaczęłyśmy nasłuchiwać rozmowę.
- Idę już do domu.
- Czekaj na mnie.
- Wiem.
- Jak przyjdę to ci powiem.
- Dobra.
Wyłapywałyśmy tylko pojedyncze zdania, przez co niewiele zrozumiałyśmy. Na obecną chwilę wiedziałyśmy, że idzie do domu. A potem? Czas pokaże.
Mijałyśmy kolejne drzewa, a końca nie było widać. Miałam już dość, lecz wiedziałam, że nie mogę stchórzyć. Przeszłam tyle w życiu, że jakiś głupi ból nie sprawi, że się wycofam. Zacisnęłam ręce i szłam dalej. Krzaki powoli zaczynały schodzić nam z oczu, a pokazywała nam się idealnie skoszona trawa i małe drzewka. W końcu zobaczyłyśmy piękny dom, a raczej willę. Luke tu mieszka?
- Powiedz mi, że ty też to widzisz – zaniemówiła blondynka.
- Ta... – rzekłam, wypuszczając powietrze z ust.
Kiedy spostrzegłyśmy, że chłopak wchodzi do środka, ukryłyśmy się za żywopłotem, znajdującym się blisko domu. Roślina była na tyle duża, że nie mogłyśmy nic zobaczyć.
- No i jak będziemy cokolwiek widzieć! – oburzyłam się, ciągnąc włosy.
Erin zaczęła się rozglądać dookoła. Nie było nic poza niewysokim drzewem. Dziewczyna lekko się uśmiechnęła, dając do zrozumienia, że to jedyne wyjście. Chyba sobie żartuje...
- O nie, na pewno nie będę tam wchodzić! – krzyknęłam spoglądając na nią.
- A chcesz widzieć cokolwiek? To jest jedyne wyjście – powiedziała, podwijając rękawy swojej bluzki. – Może akurat będzie się działo jakieś morderstwo lub strzelanina. Twój wybór, ja wchodzę.
Nie chodziło o to, że nie umiałam się wspinać, a o lęk wysokości. Nawet niewielka wysokość wywoływała u mnie ogromny strach. Jednak muszę go pokonać, muszę mu pokazać, gdzie jego miejsce. Niepewnie podeszłam pod korę i wpatrywałam się w zielone liście. Nawet nie wiedziałam kiedy Erin znalazła się już na górze. Siedziała na jednej z gałęzi, wymachując przy tym nogami. Wyrywała pojedyncze listki, próbując we mnie wycelować. Mimo jej starań, za każdym razem leciały w inną stronę niż chciała. Wyciągnęłam ręce i zaczęłam się wspinać. Gdy moje nogi oderwały się od podnóża, podniosła wzrok do góry. Nie patrzyłam się w dół. Strach zawładnął moim ciałem. Wyobrażałam sobie wysokość, która dzieliła mnie od ziemi. Wiem, że nie była ona duża zaledwie kilka metrów, lecz i one potrafiły mnie zastraszyć. W końcu dotarłam na grubą gałąź blondynki. Zaczęłam przesuwać się w jej stronę i kiedy mi się to udało, usiadłam trzymając wzrok przed siebie.
- No więc teraz czekamy aż wydarzy się coś wartego uwagi – zachichotała, wyciągając z torebki małą lornetkę.
- Lornetka? Po co masz ją w torbie? - pytałam, próbując wyciągnąć ją z jej ręki.
- Czasami są sytuacje, w którym mi się przydaje – uśmiechnęła się zawijając kosmyk włosów wokół palca.
- Na przykład? – znów spytałam.
- Nie ważne – zaśmiała się, przybliżając lornetkę do oczu.
Nawet nie wiedziałam ile czasu siedziałyśmy na tej gałęzi rozmawiając, śmiejąc się lub grając w różne durne gry, które wymyślała Erin. Nie wydarzyło się nic ciekawego. Z domu nikt nie wychodził, okna wszędzie pozamykane, żadnego dźwięku. Cisza. Nie chciałam wmawiać sobie, że wszystko poszło na marne. Dalej liczyłam na jakąś akcje, która by mogła mnie choć trochę usatysfakcjonować. Graniczyło to z cudem, ale przecież one się zdarzają. Prawda? Musiałam się dowiedzieć co robili w środku, za wszelką cenę. Jednak nie mogłam ryzykować, bo tam być może znajdował się brunet ze spluwą, który tylko czeka, aż mnie porwie. Więc nie uproszczę mu tego zadania, mimo iż ma klucze do mojego domu i może to zrobić w każdej chwili. Po raz pierwszy odważyłam się spojrzeć w dół. Chwilę się zachwiałam, ale po chwili zdałam sobie sprawę, że nie jest zbyt wysoko. Mimo to i tak nie będę dalej spoglądać.
- Eeeerin? – ładnie zapytałam, chcąc by się zgodziła na moją propozycję.
- Cokolwiek to jest nie zgadzam się. Wiem, że coś ode mnie chcesz, więc moja odpowiedź brzmi nie.
- Nie chcesz zadzwonić do środka? A szkoda, bo myślałam, że byłabyś chętna – oparłam dłoń o kolano, wzdychając przy tym.
- Oszalałaś dziewczyno! Przecież co ja bym niby miała powiedzieć? A może jak bym tam weszła, to już nigdy nie wyszła?! – krzyknęła blondynka żywo gestykulując.
- Oj tam... Histeryzujesz. Jak nic nie zrobimy to niczego się nie doczekamy. Musimy zrobić ten pierwszy krok – rzekłam bardzo wyraźnym i poważnym tonem.
- Mów za siebie. Co byś zrobiła gdy...
- Patrz! – przerwałam się, wskazując palcem w stronę drzwi. Niestety widziałam tylko kawałek i to mały. Jednak mogłam stwierdzić, że ktoś właśnie je otworzył.
Erin gdy to zobaczyła podniosła lornetkę i wycelowała ją w stronę wejścia. Chwilę się przyglądała nic nie mówiąc.
- Widzę Luke’a. Opiera się o ścianę – powiedziała, po czym trochę się odchyliła, by móc widzieć więcej. – Gada z jakimś typkiem... No nie, ten typek jest bez koszulki. Cholera!
Na te słowa starałam się wziąć lornetkę od Erin i sama zobaczyć na własne oczy.
- Możesz mi ją dać? Ja też chcę zobaczyć! – odpowiedziałam, ale ona nawet nie zareagowała. – Proszę?
Po chwili wręczyła mi rzecz i przechylając się w jej stronę ujrzałam najpierw Luke’a, a potem... Harry’ego! Tego bałam się najbardziej. Fakt, że on był bez koszulki wcale nie pomagał. Próbowałam odciągnąć wzrok od tej części ciała, ale nie mogłam. Scarlett! Ty masz się go bać, a nie się nim zachwycać! Skarciłam się w myślach. Ten chłopak prawdopodobnie mieszka z Luke’iem. Już gorzej być nie mogło. Erin już zaczynała powoli się niecierpliwić, więc lekko szturchała mnie w łokieć bym oddała jej lornetkę. Z niechęcią to zrobiłam. Wszelki widok na dom, zasłaniały mi te głupie liście. Zaczęła je odgarniać z mojego pola, ale było ich na tyle dużo, że nic to nie dało.
- Wyszedł jakiś trzeci chłopak. Czekaj... – przyjrzała się bardziej. – Co tutaj robi mój brat?!
To znaczy, że brat Erin też zna Harry’ego. Czy on w ogóle wie kim on jest? Co gorsza, jeśli on sam jest jednym z nich? Nie powiedziałam jej, że znam bruneta, co raczej wyszło mi na dobre. Chciałam zobaczyć jak jej brat wygląda, dlatego wyciągnęłam dłoń po lornetkę. Z małym użyciem siły chwyciłam za koniec i pociągnęłam. Ona jednak mi jej nie dała, więc podwoiłam siłę, dalej nic.
- No daj na chwilę! - krzyknęłam, próbując jej wyrwać lornetkę.
Z lekkich pociągnięć stało się szarpaniną o głupią, małą rzecz. Każda z nas chciała ją mieć, a rozdwoić jej nie mogłyśmy. Nagle przez ilość siły zachwiałam się na gałęzi, po czym spadłam z niej wydając przy tym pisk. Mimo, że to była niska wysokość, zabolało. Jednak wtedy nie przejmowałam się bólem, tylko tym, że mogli mnie usłyszeć. Erin zauważyła coś niepokojącego i zaczęła schodzić z gałęzi. Znaczyło to tylko jedno. Idą tu! Szybko wstałam z ziemi i wkurzona czekałam, aż zejdzie z drzewa. Kiedy już się znalazła na ziemi, posłała mi przepraszające spojrzenia.
- Zobaczyli nas. Musimy uciekać! – powiedziała przestraszona. Właśnie tego nie chciałam usłyszeć!
Nie mieliśmy szans. Nie znałyśmy terenu. Ich było trzech, więc mogli nas okrążyć. Czekałyśmy na kolejny cud, tylko był jeden problem. Wiedziałyśmy, że on nigdy nie nadejdzie.
- No to chodź, bo nam jeszcze ucieknie! – wykrzyknęła dziewczyna, pośpieszając mnie.
Szybko wstałam na równe nogi, zabierając z podłogi torebkę. Obeszliśmy kilka stojących stolików w kawiarni, a potem pędem wyszliśmy z pomieszczenia. Zaczęliśmy się rozglądać, pośpiesznie odwracając głowę z prawej na lewą stronę próbowałyśmy wyłapać chłopaka. Jednak korytarz był na tyle długi, że udało nam się go jeszcze zobaczyć. Znajdował się bardzo blisko końca centrum, więc musiałyśmy dość nieźle przyśpieszyć, by móc znaleźć się w jego pobliżu. Niestety te ruchu uniemożliwiały nam ludzie, którzy także znajdowali się w środku, rozglądając się i szukając nowego zakupu. Nim zdążyłyśmy się przez wszystkich przepchać jego już nie było. Nie udało się... Dysząc oparłam się o jedną z pobliskich ścian. Miałam ochotę rzucić kwiatkiem o podłogę, by mógł poczuć to co ja wtedy czułam. Jednak wyżywanie się na roślinie, które nie była niczym winna, byłoby bardzo dziwne nie tylko dla mnie, ale także dla innych. Mieliby niezłą sensację, gdyby ujrzeli psychopatkę rozwalającą centrum. Nie chciałam się jeszcze podawać. Adrenalina wciąż pływała w żyłach, co dodawało mi siły, by w duchu krzyknąć: Wstań i idź dalej! Tak też zrobiłam, pociągnęłam Erin za rękę. Zdezorientowana dziewczyna przyglądała mi się zdziwionym wzrokiem, lecz nic nie powiedziała. Ruszyłam w stronę wyjścia, po czym otworzyłam drzwi i weszłyśmy na główny parking. Puściłam rękę dziewczyny, po czym wzrokiem szukałam Luke’a. Trzęsły mi się nogi, naprawdę chciałam go odnaleźć, by móc go potem śledzić. Tak, głupio to brzmi, ale dla mnie to było jak zbawienie. Przechodziłam obok różnych marek samochodów, łudząc się na spotkanie z chłopakiem. Erin poszła na drugą stronę, więc mogłyśmy obserwować cały parking. Komunikowałyśmy się jedynie przez nasze telefonu, wysyłając do siebie pojedyncze sms-y. Przemierzałam co raz to nowe odcinki, rozglądałam się na wszystkie możliwe strony. Wszystko na marne. Nie było już po nim śladu. Usiadłam zrezygnowana na ławce i kiedy już wyciągnęłam komórkę, by napisać wiadomość do Erin, sama ją dostałam. Bałem jej się otworzyć, bo po wczorajszych wydarzeniach, takich rzeczy unikałam szerokim łukiem. Jednak, gdy na wyświetlaczu pojawiło się imię przyjaciółki, odetchnęłam z ulgą. Przejechałam po ekranie i przeczytałam wiadomość. Gdy tylko oczy napotkały tekst, automatycznie wstałam i wtedy nadzieja powróciła. Napisała, że widzi Luke’a jak rozmawia z kimś przez telefon. Zaczęłam iść w podanym przez Erin miejscu. Szłam tak szybko, że nie ominęło się bez jakikolwiek wypadku. Potknęłam się o jedną z opon. Na szczęście obyło się bez runięcia z impetem na ziemię, ale niewiele brakowało. Kostka piekła mnie niemiłosiernie. Starałam się nie zwracać na nią uwagi, tylko iść dalej. Musiałam stłumić chęć położenia się na betonie i opatrzenia jak bardzo w ciężkim stanie znajduje się moja kość. Kiedy dotarłam już na miejsce, spostrzegłam opierającą się o jeden z samochodów Erin.
- Dlaczego tak się chowasz? – zapytałam szeptem, przyjmując podobną pozycję.
- Bo... – lekko się wyprostowała. – Nasz kolega znajduje się kilka metrów od nas i nie chcę, żeby nas zauważył.
- Nie wierzę, że udało ci się go znaleźć – odpowiedziałam z lekkim podekscytowaniem.
- No to spójrz. Tam stoi –oznajmiła, po czym wskazała palcem na chłopaka. – Teraz już nic nas nie powstrzyma od skopania mu tyłka.
W tym czasie, gdy to powiedziała włączył się alarm w samochodzie. Zdenerwowane zaczęłyśmy się cofać do tyłu. Byłam pewna, że nas zauważył. Odwracając się, biegłyśmy do następnego auta, który znajdował się niedaleko tego poprzedniego. Nagle piski ucichły, a Luke powoli wychodził na przód i szedł w stronę jakiejś uliczki. Nie zastanawiając się, ruszyłyśmy za nim. Miałam lekkie problemy z chodzeniem, bo nadal bolała mnie kostka. Szłyśmy za nim zostawiając bezpieczną odległość między nami. Niekiedy chowaliśmy się w zaroślach, by być pewne, że nas nie zobaczy. Założył ciemny kaptur na głowę, zakrywając przy tym blond włosy. Szedł bardzo szybko, więc musiałyśmy przyśpieszać z minuty na minutę. Nie zastanawiałam się nad tym co może mnie spotkać kiedy już dotrzemy. W ogóle nie wiedziałam gdzie dotrę...
- Scar, rusz się! - krzyknęła szeptem towarzyszka.
- Łatwo ci mówić! Miałam mały wypadek – odpowiedziałam dziewczynie, trochę zirytowana.
Chciałam w pełni chodzić normalnie, ale moje szczęście jest bardzo małe, więc byłoby niemożliwe, gdyby nic się nie stało. Przed oczami ukazał nam się las. Zaczęłyśmy się powoli bać. Od małego lasy, były moimi wrogami, a teraz się to tylko potwierdza. Luke nie oglądając się za siebie, wparował prosto na jedną z kamienistych dróżek. Jeśli tam wejdziemy będzie nas słychać, co zmarnuje nasz cały plan. Dlatego też szłyśmy koło drzew, na trawie. Jak najbardziej starałyśmy zachować spokój i ciszę, a to, że nie było tu żywej duszy, tylko nam to utrudniało. Czasami podpierałam się o drzewo, by móc chociaż przez małą chwilę odpocząć. Niestety dalsze takie poczynania skończyłyby się spuszczenie wzroku z Luke’a, a co za tym idzie, zgubienie go. To na pewno nie wchodziło w grę. Za daleko zaszłyśmy, by się teraz poddać. Ból w kostce nasilał się coraz bardziej, ale siedziałam cicho nie chcąc denerwować Erin. Do naszych uszu dotarł dźwięk jakiejś muzyki. Był to prawdopodobnie dzwonek telefonu. Ujrzeliśmy chłopaka podnoszącego komórkę i wtedy zaczęłyśmy nasłuchiwać rozmowę.
- Idę już do domu.
- Czekaj na mnie.
- Wiem.
- Jak przyjdę to ci powiem.
- Dobra.
Wyłapywałyśmy tylko pojedyncze zdania, przez co niewiele zrozumiałyśmy. Na obecną chwilę wiedziałyśmy, że idzie do domu. A potem? Czas pokaże.
Mijałyśmy kolejne drzewa, a końca nie było widać. Miałam już dość, lecz wiedziałam, że nie mogę stchórzyć. Przeszłam tyle w życiu, że jakiś głupi ból nie sprawi, że się wycofam. Zacisnęłam ręce i szłam dalej. Krzaki powoli zaczynały schodzić nam z oczu, a pokazywała nam się idealnie skoszona trawa i małe drzewka. W końcu zobaczyłyśmy piękny dom, a raczej willę. Luke tu mieszka?
- Powiedz mi, że ty też to widzisz – zaniemówiła blondynka.
- Ta... – rzekłam, wypuszczając powietrze z ust.
Kiedy spostrzegłyśmy, że chłopak wchodzi do środka, ukryłyśmy się za żywopłotem, znajdującym się blisko domu. Roślina była na tyle duża, że nie mogłyśmy nic zobaczyć.
- No i jak będziemy cokolwiek widzieć! – oburzyłam się, ciągnąc włosy.
Erin zaczęła się rozglądać dookoła. Nie było nic poza niewysokim drzewem. Dziewczyna lekko się uśmiechnęła, dając do zrozumienia, że to jedyne wyjście. Chyba sobie żartuje...
- O nie, na pewno nie będę tam wchodzić! – krzyknęłam spoglądając na nią.
- A chcesz widzieć cokolwiek? To jest jedyne wyjście – powiedziała, podwijając rękawy swojej bluzki. – Może akurat będzie się działo jakieś morderstwo lub strzelanina. Twój wybór, ja wchodzę.
Nie chodziło o to, że nie umiałam się wspinać, a o lęk wysokości. Nawet niewielka wysokość wywoływała u mnie ogromny strach. Jednak muszę go pokonać, muszę mu pokazać, gdzie jego miejsce. Niepewnie podeszłam pod korę i wpatrywałam się w zielone liście. Nawet nie wiedziałam kiedy Erin znalazła się już na górze. Siedziała na jednej z gałęzi, wymachując przy tym nogami. Wyrywała pojedyncze listki, próbując we mnie wycelować. Mimo jej starań, za każdym razem leciały w inną stronę niż chciała. Wyciągnęłam ręce i zaczęłam się wspinać. Gdy moje nogi oderwały się od podnóża, podniosła wzrok do góry. Nie patrzyłam się w dół. Strach zawładnął moim ciałem. Wyobrażałam sobie wysokość, która dzieliła mnie od ziemi. Wiem, że nie była ona duża zaledwie kilka metrów, lecz i one potrafiły mnie zastraszyć. W końcu dotarłam na grubą gałąź blondynki. Zaczęłam przesuwać się w jej stronę i kiedy mi się to udało, usiadłam trzymając wzrok przed siebie.
- No więc teraz czekamy aż wydarzy się coś wartego uwagi – zachichotała, wyciągając z torebki małą lornetkę.
- Lornetka? Po co masz ją w torbie? - pytałam, próbując wyciągnąć ją z jej ręki.
- Czasami są sytuacje, w którym mi się przydaje – uśmiechnęła się zawijając kosmyk włosów wokół palca.
- Na przykład? – znów spytałam.
- Nie ważne – zaśmiała się, przybliżając lornetkę do oczu.
Nawet nie wiedziałam ile czasu siedziałyśmy na tej gałęzi rozmawiając, śmiejąc się lub grając w różne durne gry, które wymyślała Erin. Nie wydarzyło się nic ciekawego. Z domu nikt nie wychodził, okna wszędzie pozamykane, żadnego dźwięku. Cisza. Nie chciałam wmawiać sobie, że wszystko poszło na marne. Dalej liczyłam na jakąś akcje, która by mogła mnie choć trochę usatysfakcjonować. Graniczyło to z cudem, ale przecież one się zdarzają. Prawda? Musiałam się dowiedzieć co robili w środku, za wszelką cenę. Jednak nie mogłam ryzykować, bo tam być może znajdował się brunet ze spluwą, który tylko czeka, aż mnie porwie. Więc nie uproszczę mu tego zadania, mimo iż ma klucze do mojego domu i może to zrobić w każdej chwili. Po raz pierwszy odważyłam się spojrzeć w dół. Chwilę się zachwiałam, ale po chwili zdałam sobie sprawę, że nie jest zbyt wysoko. Mimo to i tak nie będę dalej spoglądać.
- Eeeerin? – ładnie zapytałam, chcąc by się zgodziła na moją propozycję.
- Cokolwiek to jest nie zgadzam się. Wiem, że coś ode mnie chcesz, więc moja odpowiedź brzmi nie.
- Nie chcesz zadzwonić do środka? A szkoda, bo myślałam, że byłabyś chętna – oparłam dłoń o kolano, wzdychając przy tym.
- Oszalałaś dziewczyno! Przecież co ja bym niby miała powiedzieć? A może jak bym tam weszła, to już nigdy nie wyszła?! – krzyknęła blondynka żywo gestykulując.
- Oj tam... Histeryzujesz. Jak nic nie zrobimy to niczego się nie doczekamy. Musimy zrobić ten pierwszy krok – rzekłam bardzo wyraźnym i poważnym tonem.
- Mów za siebie. Co byś zrobiła gdy...
- Patrz! – przerwałam się, wskazując palcem w stronę drzwi. Niestety widziałam tylko kawałek i to mały. Jednak mogłam stwierdzić, że ktoś właśnie je otworzył.
Erin gdy to zobaczyła podniosła lornetkę i wycelowała ją w stronę wejścia. Chwilę się przyglądała nic nie mówiąc.
- Widzę Luke’a. Opiera się o ścianę – powiedziała, po czym trochę się odchyliła, by móc widzieć więcej. – Gada z jakimś typkiem... No nie, ten typek jest bez koszulki. Cholera!
Na te słowa starałam się wziąć lornetkę od Erin i sama zobaczyć na własne oczy.
- Możesz mi ją dać? Ja też chcę zobaczyć! – odpowiedziałam, ale ona nawet nie zareagowała. – Proszę?
Po chwili wręczyła mi rzecz i przechylając się w jej stronę ujrzałam najpierw Luke’a, a potem... Harry’ego! Tego bałam się najbardziej. Fakt, że on był bez koszulki wcale nie pomagał. Próbowałam odciągnąć wzrok od tej części ciała, ale nie mogłam. Scarlett! Ty masz się go bać, a nie się nim zachwycać! Skarciłam się w myślach. Ten chłopak prawdopodobnie mieszka z Luke’iem. Już gorzej być nie mogło. Erin już zaczynała powoli się niecierpliwić, więc lekko szturchała mnie w łokieć bym oddała jej lornetkę. Z niechęcią to zrobiłam. Wszelki widok na dom, zasłaniały mi te głupie liście. Zaczęła je odgarniać z mojego pola, ale było ich na tyle dużo, że nic to nie dało.
- Wyszedł jakiś trzeci chłopak. Czekaj... – przyjrzała się bardziej. – Co tutaj robi mój brat?!
To znaczy, że brat Erin też zna Harry’ego. Czy on w ogóle wie kim on jest? Co gorsza, jeśli on sam jest jednym z nich? Nie powiedziałam jej, że znam bruneta, co raczej wyszło mi na dobre. Chciałam zobaczyć jak jej brat wygląda, dlatego wyciągnęłam dłoń po lornetkę. Z małym użyciem siły chwyciłam za koniec i pociągnęłam. Ona jednak mi jej nie dała, więc podwoiłam siłę, dalej nic.
- No daj na chwilę! - krzyknęłam, próbując jej wyrwać lornetkę.
Z lekkich pociągnięć stało się szarpaniną o głupią, małą rzecz. Każda z nas chciała ją mieć, a rozdwoić jej nie mogłyśmy. Nagle przez ilość siły zachwiałam się na gałęzi, po czym spadłam z niej wydając przy tym pisk. Mimo, że to była niska wysokość, zabolało. Jednak wtedy nie przejmowałam się bólem, tylko tym, że mogli mnie usłyszeć. Erin zauważyła coś niepokojącego i zaczęła schodzić z gałęzi. Znaczyło to tylko jedno. Idą tu! Szybko wstałam z ziemi i wkurzona czekałam, aż zejdzie z drzewa. Kiedy już się znalazła na ziemi, posłała mi przepraszające spojrzenia.
- Zobaczyli nas. Musimy uciekać! – powiedziała przestraszona. Właśnie tego nie chciałam usłyszeć!
Nie mieliśmy szans. Nie znałyśmy terenu. Ich było trzech, więc mogli nas okrążyć. Czekałyśmy na kolejny cud, tylko był jeden problem. Wiedziałyśmy, że on nigdy nie nadejdzie.
____________________________________________________
No tak wiem, bardzo fajnie zakończyłam. Akurat tu mi pasowało xD
Więc już kolejny rozdział. Dodałam po dwóch tygodniach, bo przeważnie wtedy dodaję.
Jak widzicie na krainie fanfiction Disguise ma prawdopodobnie pierwsze miejsce. Tak więc chciałam Wam podziękować za głosy, ale i nie tylko.
Oczywiście za cierpliwość w czekaniu na rozdziały.
Za wszystkich obserwatorów.
ZA KOMENTARZE
I za to że czytacie tego bloga.
Uwielbiam Was i do następnego! :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)