sobota, 15 listopada 2014

Two.

       To wszystko o czym opowiadała mi mama nie mogło być prawdą. Jest mi tak trudno uwierzyć w te wszystkie wydarzenia. Nie mam pojęcia co teraz począć. Użalać się nad sobą czy wziąć się w garść. Chciałabym, mieć tyle siły i zapomnieć o tym. Żyć jak przedtem, jakby to się nigdy nie wydarzyło, ale się nie da. Tyle lat kłamstw ze strony najbliższych mi osób, za którymi byłabym wstanie wskoczyć w ogień. Od małego uczyli mnie, że nie wolno kłamać, że lepiej powiedzieć prawdę, niż oszukiwać. Jaki oni dają przykład?

       Miałam siostrę. Siostra to słowo dla mnie brzmi zupełnie nieznanie. Tak dużo pytań przychodzi mi w tej chwili do głowy. Czy była ona podobna do mnie? Ile miałaby teraz lat? Gdzie jest jej grób? Dlaczego nigdy nie byliśmy na nim? Czemu w rodzinnym albumie nie ma jej żadnego zdjęcia? W ogóle dlaczego ona umarła?

       Nie potrafię wyobrazić sobie życia z innymi osobami oprócz moich rodziców. Przez cały ten czas liczyłam się tylko ja, nawet nie przyszłaby mi jakakolwiek myśl, że mogłoby się to zmienić. Moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej gdyby ona żyła…

       Gdy wyrzucałam już dwudziestą przepłakaną chusteczkę do kosza, za drzwi wyłoniła się mama.

            - Przepraszam, że ci to powiedziałam, ale kiedyś się tego musiałaś dowiedzieć – powiedziała ze łzami w oczach.

            - Dlaczego tak długo to przede mną ukrywałaś? Czemu nie mogłaś mi tego wcześniej powiedzieć? 

            - Czy pomyślałaś w ogóle o mnie? Pomyślałaś o moich uczuciach, ty wiesz jak ja się teraz czuję? Nie wiesz… Właśnie w tym problem – wychrypiałam łamiącym się głosem.

            - Byłaś wtedy za mała, żeby to zrozumieć, zresztą ja do tej pory nie mam pojęcia o co do końca z tym chodzi.

            - Teraz też jestem? Co by było gdybym nie zaglądnęła do tej teczki? Powiedziałabyś mi?

            - Tak, tylko później. Dopiero umarł tata, chciałam się trochę otrząsnąć. – spuściła głowę w dół i zaczęła przyglądać się swoim paznokciom.

            - Jak ty chcesz się otrząsnąć, skoro nie jesteś ze mną szczera!

       Łzy coraz szybciej zaczęły spływać po moich policzkach, nie mogąc nad tym zapanować. To wszystko mnie przerosło. Ta przeszłość, która kiedyś wydawała mi się nudna, teraz wolałabym jej nie znać.

            - Nawet nie wiesz jak mi jest przykro. Chciałabym cofnąć czas, chciałbym cofnąć się do czasu, wtedy kiedy jeszcze tata żył, wtedy kiedy życie było takie piękne, ale nie mogę i muszę się z tym pogodzić. Zostałyśmy same i musimy się trzymać razem. Pomożesz mi w tym? – zapytała, lekko się uśmiechając.

            - Postaram się… - wyszeptałam, po czym przytuliłam moją rodzicielkę.

            - Zakończy ten temat w naszym życiu i zacznijmy wszystko od nowa. Tylko ja i ty.

       Jeszcze przez krótką chwile trwaliśmy w bezruchu, później mama wyszła, by przygotować kolację.

       Teraz to ja czuję się winna, bo nie opowiedziałam jej wszystkiego. Gdybym jej powiedziała to od razu, kazałaby się pakować i wyjeżdżać, a może ten chłopak to nie był on, tylko mi się coś przewidziało, musi być na to jakieś solidne wytłumaczenie. 

       Strach, zdenerwowanie, stres towarzyszył mi dzisiaj przez cały dzień. Naprawdę jestem już tym zmęczona. Chciałabym żeby był to koniec tego wszystkiego, ale obawiam się, że to dopiero początek…

Perspektywa Harry’ego

       Po skończonym ``śledztwie’’ wróciłem do domu, gdzie już w progu przywitał mnie Luke z miską chipsów? Jego oczy nie wyrażały niczego po za zdziwieniem, może to była złość, ale nie mogłem go wziąć na poważnie, bo naprawdę śmiesznie wyglądał.

            - Dlaczego mnie pozostawiłeś na parkingu? – podszedł bliżej auta, wymachując rękami na wszystkie możliwe strony.

            - Bo tak – powiedziałem krótko, omijając go i wchodząc do mieszkania.

            - Bo tak? Mógł mnie ktoś porwać! - krzyknął, wchodząc tuż za mną.

            - Proszę cię. Ile ty masz lat? Jedyną osobą na tej ulicy, która może kogoś porwać to jestem nią ja – westchnąłem i usiadłem na kanapie, włączając pilotem telewizor.

            - Bardzo śmieszne. Taki z ciebie gangster jak ze mnie baletnica.

            - Skoro nią jesteś to dlaczego cię nigdy w spódnicy nie widziałem.

            - Um nie wiem, bo ja tylko przed smerfami tak chodzę… Ogarnij się lepiej, dobrze ci radzę. – warknął wchodząc po schodach prowadzących na górę.

            - Tylko podłogi nie rozwal jak będziesz tańczył - zażartowałem, kierując głowę w stronę schodów.
            - Spadaj! – oburzył się, znikając z punktu widzenia.

       Zostałem sam patrząc w telewizor, ale nie mogłem się na nim skupić. W mojej głowie cały czas był obraz tej dziewczyny. Jeszcze nie dawno pamiętałem jej imię. Skyler? S… Scarlett! Tak, to była Scarlett. Ostatnim razem widziałem ją może rok temu, gdy obserwowałem tą rodzinkę, szykując plan zemsty dla jej tatusia. Nigdy nie zapomnę jak błagał bym go puścił. A wiecie co ja wtedy zrobiłem? Wstrzyknąłem mu truciznę. Nie chciałem go zabijać od razu, pragnąłem by umierał powoli w cierpieniach. Z każdym kolejnym dniem mógł umrzeć, to pewnie nie dawało mu spokoju, świadomość, że za chwile może go zabraknąć i pozostawić córkę i żonę samą. Musiało mu być ciężko. Właśnie o to chodziło, od tamtego czasu, gdy mój ojciec umarł w jego domu przeszukałem centymetr po centymetrze, przeszukując wszystkie kartki, aż w końcu znalazłem jego adres. Najdziwniejszą rzeczą było to, że nadal tam mieszkał. Każdy normalny człowiek po zabiciu kogoś, od razu by uciekł, a on? Spał sobie spokojnie myśląc, że nie będę się zemścił? Niedoczekanie… Gdy on już umarł, wcale nie odczułem tej satysfakcji, dalej było mi mało. 

       Zabicie jednej osoby z tej rodziny, nie wypełniło tej złości, którą przeżyłem, kiedy zobaczyłem zwłoki ojca leżących w kałuży krwi na strychu, więc postanowiłem, że to nie będzie koniec, że ta rodzina długo mnie zapamięta. Żeby zemścić się na pozostałych członkach, muszę wymyślić plan idealny, tak żeby nic nikt nie podejrzewał, tak jakbym był zupełnie innym, człowiekiem.

Perspektywa Scarlett

22 czerwca 2014

       Z tatą było coraz gorzej, więc mama zawiozła go do szpitala. Boję się, tak strasznie boję się o jego zdrowie, że może umrzeć. Chciałabym mu pomóc, ale nie wiem jak. Mama chodzi jak na szpilkach. Cały czas płacze, nie może wykrztusić z siebie żadnego słowa, a tak bardzo chciałbym się dowiedzieć co z nim jest. Dlaczego ona udaje, że mnie nie ma? Przecież jestem, żyję i potrzebuję choć trochę zainteresowania. Miejmy nadzieję, że stan zdrowia taty się poprawi i mama nie będzie musiała już nigdy więcej płakać, bo mi tak trudno jest na to patrzeć. Wolę nic nie mówić, nie chciałabym jej zranić, ja tylko chcę, żeby była szczęśliwa tak jak dawniej.

25 czerwca 2014

       Miałyśmy odwiedzić tatę w szpitalu. Byłam tym przerażona. Nie miałam pojęcia jak on będzie wyglądał.  Czy zastanę go zdrowego czy ledwo żywego. Marzyłam, żeby było to pierwsze, ale po tym co zobaczyłam, gdy weszłam do jego małego, pokoju drastycznie mną wstrząsnęło. Nie widziałam w nim życia, miał podpuchnięte, zamknięte oczy. Jego skóra była biała jak papier. Wydawało mi się, że schudł. Już nie promieniał radością, lecz prawie umierał. Widziałam to. Ledwo oddychał. Z trudem łapał oddech. Lekarze nic z tym nie robili, nie dawali mu szans na przeżycie, ale ja w głębi duszy dalej miałam nadzieję, że przeżyje, że nie długo pójdziemy na lody, będziemy się cieszyć najcenniejszym darem jakim jest - życie.

3 lipca 2014

       Dzisiaj obędzie się pogrzeb taty. Tak ciężko jest mi się z tym pogodzić, że jego już nie ma z nami. Jeszcze miesiąc temu było wszystko w porządku. Żyliśmy jak normalna rodzina, a dziś? Można powiedzieć, że nie ma dzisiaj. Z coraz to nowym dniem, odczuwam większą pustkę. Brakuje mi go. Tyle nocy nie przespałam, wmawiając sobie, że to jest sen, z którego zaraz się obudzę. Pożegnanie się z kimś bliskim, zawsze było i będzie najgorszym dniem w życiu. Odchodzi ktoś na którym ci zależało, którego kochałeś bezgranicznie i nadchodzi dzień by się z nim pożegnać. Całą ceremonię przepłakałam, z resztą nie tylko ja. Gdy patrzyłam na trumnę stojącą przede mną, myśl, że w środku leżał mój tata doprowadzała mnie do szału. Zebrało się tyle ludzi, by uczcić jego pamięć to było bardzo mile z ich strony. Kiedy już pochowaliśmy go na cmentarzu i cała uroczystość dobiegła końca wszyscy rozeszli się do domu. Ostatni wdech, ostatnie spojrzenie i wypowiedzenie tego słowa: Żegnaj!

       Ze łzami w oczach przeglądałam kartki zeszytu, w którym opisywałam moją codzienność, dni, które szczególnie pozostaną na zawsze w mojej pamięci, dni, których wtedy nie doceniałam, dni, w których mój anioł jeszcze żył…

Wykończona dzisiejszym dniem, położyłam się w łóżku i błyskawicznie zasnęłam.

***

            - Nie daj się prosić. Wyskoczmy gdzieś po szkole – nalegała Erin.

            - Nie mam ochoty… - powiedziałam, ponurym wzrokiem przyglądając się szkolnym szafkom.

            - Tylko na jedną kawę. Zajmie to niecałą godzinkę.

            - No nie wiem

            - Proszę. Zgódź się! - marudziła, próbując mnie przekonać do zmiany decyzji.

            - No dobrze, ale tylko godzina.

       Tak na prawdę to wyczekiwałam tego, aż ona mnie gdzieś zaprosi. Nie chciałam siedzieć cały dzień przed telewizorem lub telefonem. Dobrze mi to zrobi. Przynajmniej mam taką nadzieję.

       Kiedy przeszłyśmy wzdłuż szeregu szafek, na końcu ich zauważyłyśmy opierającego się o szafkę Luke’a, wyglądało to tak jakby czegoś przysłuchiwał.

            - Podsłuchiwałeś nas?! - krzyknęłam, wpatrując się w niego.

            - Nie tym tonem. Nie zapomnij do kogo mówisz. – odpowiedział prostując się.

            - Do kogo mówię? Do przydupasa, który kibluje już drugi rok w trzeciej klasie. Gratuluję inteligencji!

            - Uważaj skarbie. Mój kolega jest jeszcze większym przydupasem i na pewno z miłą chęcią cię pozna, albo nie, nie musi. On cię już zna. Jeden niepewny krok, lądujesz w piekle. Wybieraj… - ostrzegł.

            - Spieprzaj! – machnęłam ręką, odwracając się do niego plecami.

       Ruszyłam przed siebie, łapiąc za ramię Erin, która przyglądała się całemu zdarzeniu.

            - Ostra… - usłyszałam za sobą.

       Byłam zszokowana, tym jak się zachowałam. Normalnie nigdy się nie odzywałam, a tym bardziej nie przeklinałam. Coś we mnie pękło, coś w sobie dusiłam, ale nie jestem w stanie powiedzieć co to było.

       Jeszcze jedna rzecz zakłócała moje myśli. Czy chodziło mu o tego chłopaka ze zdjęcia? Wolałabym nie wiedzieć jaka jest prawda, ale jeśli to rzeczywiście on to o jakie piekło mu chodziło? Czy ta historia się kiedyś zakończy?

       Moje rozmyślenia przerwał dzwonek na lekcje. Szybkim krokiem szłam w stronę klasy, by jak najprędzej zająć sobie miejsce przy oknie.


       Ostatnie zajęcia minęły w mgnieniu oka. To znaczy, że czekał mnie wypad na miasto. Podekscytowana dziewczyna trąbiła o tym już od końca drugiej lekcji. Musiało jej na tym zależeć. Był to też dobry pomysł na lepsze zapoznanie się ze sobą.

       Wyszłyśmy z klasy i powędrowałyśmy w stronę drzwi. Miałyśmy dużo czasu, więc pośpiech był niepotrzebny. Znalazłyśmy się na parkingu, gdzie obmawiałyśmy plan naszego wyjścia.

            - To może najpierw pójdziemy na kawę? – zaproponowała blondynka.

            - Jasne, czemu nie – zgodziłam się.

       Droga do miasta zajęła nam mniej niż 15 minut. W tym czasie zdążyłam zauważyć, że Erin lubi mówić. I to naprawdę dużo. W przeciwieństwie do niej ja jestem niczym.

       Dotarłyśmy do kawiarni, zajęłyśmy stolik naprzeciwko baru. Koleżanka poszła złożyć zamówienie, więc mogłam spokojnie rozejrzeć się po pomieszczeniu. Blisko nas usiadła dziewczyna pijąca kawę, wyglądała na bardzo zmęczoną. Trochę dalej siedział młody chłopak w okularach. Uporczywie czytał jakąś książkę. Po jego minie i zmarszczkach było widać, że nic z przeczytanego fragmentu nie rozumie.  To właśnie on przykuł najwięcej mojej uwagi. Nie zdążyłam zauważyć kiedy Erin wróciła.

            - Komu się tak przyglądasz? – przerwała moją obserwację.

            - Nikomu… Too. Opowiedz mi coś o sobie.

            - Mieszkam w tym mieście od przedszkola. Mam starszego brata Liam’a. Musisz go poznać. Jest naprawdę świetny. Moje życie nie wyróżnia się niczym szczególnym, można powiedzieć, że jest normalne. A ty? Opowiadaj, dlaczego się przeprowadziłaś? - zapytała, oczekując odpowiedzi, o której nie chciałam za bardzo mówić.

            - Noo, więc przeprowadziłam się tu ze względu na śmierć taty. Szczerze powiedziawszy na początku nie podobał mi się ten pomysł, ale musiałam się z tym pogodzić. Teraz nie żałuję, bo przecież poznałam ciebie i lepiej bym sobie nie mogła wymarzyć. Nie mam rodzeństwa. Mama pracuje w biurze jako asystentka dyrektora jednej z firm podróżniczej. Przedtem mieszkałam w Nowym Jorku, ale los wolał, żebym zamieszkała tu – zaśmiałam się.

            - Przykro mi z powodu twojego taty.

            - Jest dobrze, nie musisz mi współczuć - zapewniłam.

            - Jak chcesz…

       Wreszcie mogłyśmy zakończyć tą rozmowę, bo kelnerka przyniosła nasze zamówienia. Zanurzyłam rurkę w kubku kawy i zaczęłam pić. Nagle Erin przerwała ciszę, która w tamtej chwili panowała.

            - Dlaczego tak naskoczyłaś na Luke’a?

            - Sama nie wiem. Podsłuchiwał nas, a ja tego nienawidzę – odpowiedziałam obojętnie.

            - Wiesz, że on może cię zniszczyć.

            - Jestem tego świadoma, ale nie boję się go. To dalej gówniarz – westchnęłam opierając łokcie o kant stołu – Muszę iść do łazienki.

            - Tylko się nie zgub. – zażartowała.

            - Bez obaw

       Rozpoczęłam poszukiwania drzwi z napisem WC, ale nigdzie takich nie mogłam znaleźć. Weszłam w jedyne drzwi znajdujące się tej kawiarni. Po otworzeniu ich zauważyłam, że łazienka jest na końcu długiego korytarza. Powolnym krokiem ruszyłam przed siebie. Przez cały ten czas byłam rozkojarzona i wpatrywałam się w podłogę, dlatego na kogoś wpadłam. Gdy podniosłam głowę zobaczyłam wcześniej oberwanego przeze mnie. Z bliska wyglądał naprawdę słodko.

            - Przepraszam. Nie patrzyłam pod nogi –zaczęłam się tłumaczyć.

            - Nie ma sprawy. Może zamiast przeprosin powiesz mi swoje imię?

            - Scarlett

            - Jestem H.. Marcel. Miło mi cię poznać.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

I drugi rozdział zakończony! Jak wam się podobał? Opinie zapiszcie w komentarzu. Zajmie wam to tylko minutkę.
Chciałam podziękować za 7 obserwatorów! To jest naprawdę wspaniała rzecz. Dziękuję też za ponad 700 wyświetleń. Nawet nie wiecie jak strasznie się cieszę i to wszystko dzięki wam.
Dodałam nowe osoby do zakładki ,,Bohaterowie’’. Koniecznie zajrzyjcie. xD
Jeśli chcecie być informowani to także zapraszam do zakładki ,,Informowani’’.
Jeszcze raz serdecznie dziękuję!
Jeśli przeczytałeś ten taki sobie rozdzialik POZOSTAW KOMENTARZ 


     

poniedziałek, 3 listopada 2014

One.

 *Drrrrrrrrrrrrrrrryn


             - Nieee! Zrób mi chociaż jedną przysługę i ucisz się przynajmniej na piętnaście minut… -wymamrotałam tuląc się do mojej mięciutkiej poduszki.

       Pierwszy dzień w szkole. Zapomniałam dodać. W nowej szkole. Jak się czuję? Nijak. Mam mieszane uczucie. Z jednej strony ciekawią mnie nowe przygody, doznania.  Z drugiej zaś na samo słowo ”szkoła” robi mi się niedobrze. Zawsze przerażała mnie ilość osób przebywająca w ciasnych korytarzach, śmiejąca się młodzież, która tylko wypatruje nową ofiarę. I tego się boję, że mogę być nią ja… Przyjaciółki, ich chyba nie miałam od przedszkola, być może dlatego, że nie lubiłam wyróżniać się z tłumu. Samotnie siedząc w jakimś ciemnym kącie, nikt mnie nie zauważał. Lekcje spędzałam siedząc w ostatnich ławkach, przez czterdzieści pięć minut wpatrując się w okno i oglądając przejeżdżające samochody lub matki z dziećmi spacerujące po parku. Nie odzywałam się, praktycznie nigdy, czasem jedynie gdy nauczycielowi się nudziło i wziął mnie do pytania. Teraz mam wrażenie, że w tym mieście, w tej szkole będzie bardzo podobnie, a może wręcz identycznie…

       Zmęczona wyczołgałam się z łóżka, podchodząc do drewnianej komody i wyciągając z niej dzisiejszy strój. Nie było to nic specjalnego. Czarne rurki, biała bluza z czaszką i trampki tego samego koloru co spodnie. Weszłam do łazienki i wykonałam poranną toaletę. Po szybkim prysznicu, umyciu zębów, ubraniu się i uczesaniu moich długich brązowych włosów, zeszłam na dół, by zjeść śniadanie. Mama krzątała się po kuchni w niewiadomych celach. Ponieważ nie byłam aż tak głodna jak mi się wydawało, sięgnęłam do miski po soczyste, czerwone jabłko.

       Do tej pory nie mam pojęcia, dlaczego musiałyśmy wyjechać z rodzinnego miasta, nie chciałam mamy o nic pytać, bo wiedziałam, że to dla niej nie był najlepszy temat do rozmów, dlatego jakby nigdy się nic nie wydarzyło pożegnałam się z nią i wyszłam na dwór. Do szkoły nie miałam daleko, może jakieś dziesięć minut piechotą, więc nie musiałam się spieszyć. Wyciągnęłam słuchawki z tylnej kieszeni mojej torebki i puściłam pierwszą, lepszą piosenkę. Wypadło akurat na Imagine Dragons - Monster. Sama nie mam pojęcia dlaczego, ale uwielbiam tą piosenkę. Opowiada o człowieku, który chciał się zmienić, próbował, ale nie potrafił. Nie chciał być potworem, lecz nie mógł nad tym zapanować. 

       Gdy tak rozmyślałam o tym utworze, zdążyłam już dojść do szkoły. Ten budynek był ogromny. Mogę być tego pewno, że kiedy tam wejdę to się zgubię. Pchnęłam ciężkie, szklane drzwi i od razu do moich uszu wtargnął głośny gwar, rozmowy nie znanych mi dotąd ludzi. Zaniepokojona ich ilością, zaczęłam się rozglądać na lewo i prawo, szukając cichego miejsca, w którym mogłabym przesiadywać przerwy. Jednak przypomniałam sobie, że miałam jeszcze do odebrania plan dzisiejszych zajęć. Po kilku minutach odnalazłam sekretariat. Lekko zapukałam w śnieżnobiałe drzwi. Kiedy usłyszałam pozwolenie, weszłam do małego pomieszczenia, gdzie kobieta w średnim wieku z okularami na nosie siedziała na krześle przy biurku.

             - Słucham? – zapytała spoglądając na mnie złośliwym wzrokiem.

             - Dzień Dobry. Przyszłam odebrać plan lekcji. Jestem tu nowa… - moją wypowiedź przerwała sekretarka.

             - Aa już wiem. Ty jesteś Scarlett. Słyszałam o tobie. Masz ten plan lekcji i do widzenia.

       Wręczyła mi go do ręki i wskazała palcem na drzwi. Serio? Kogo tu zatrudniają… Na pewno nie ma męża, albo miała, ale już dawno spadł z mostu…

             - Jędza – szepnęłam.

       Wychodząc, spojrzałam na kartkę i zobaczyłam, że pierwsza lekcja to chemia. Super! Tak na początek dnia, dać taki przedmiot. Powinni za to karać!

       Do klasy weszłam równo z dzwonkiem, parząc przed siebie, zauważyłam tylko zajęte ławki. Przeszłam po całej klasie w poszukiwaniu wolnej i na szczęście nie trwało to długo. Usiadłam bokiem na twardym siedzeniu i wypakowałam książki.

             - Jesteś tu nowa? – usłyszałam za sobą dziewczęcy głos.

             - Taaaa… - odpowiedziałam, odwracając się w stronę dziewczyny.

             - Cześć! Jestem Erin. – przedstawiła się wyciągając rękę.

       Była to długowłosa blondynka, o ślicznych szmaragdowych oczach. Zapewne ma niezłe branie chłopaków...

             - Scarlett – potrząsnęłam jej małą dłoń..

             - Nie przyzwyczaiłam się do rozmawiania z obcymi ludźmi – dodałam zmieszana.

             - Już nie jestem obca... – uśmiechnęła się szeroko.

       Do klasy wtargnął jeszcze jakiś uczeń. Miał na sobie czarną bluzkę opinającą jego umięśnioną klatę, oraz tego samego koloru spodnie i buty. Na jego głowie widniały krótkie postawione ku górze blond włosy. Na grzecznego, to on raczej nie wyglądał.

             - Kto to jest? – zapytałam szeptem Erin.

             - To jest Luke. Siedzi w trzeciej klasie już drugi rok. Nie rozmawiaj z nim, najlepiej w ogóle do niego nie podchodź.

             - Taki mam zamiar… - powiedziałam przerażona tym co usłyszałam.

       I ostatnią osobą, która weszła przez drzwi do tego pomieszczenia była to nauczycielka. Chemia była jak chiński. Trudny i nie zrozumiały. Dla mnie lekcja tego przedmiotu była jak szkoła przetrwania, z której nie wiadomo czy wyjdziesz cały.

        Opierając głowę o dłoń, słuchałam wypowiedzi nauczycielki. Wydawało mi się, jakby mówiła w innym języku. Odwróciłam głowę w bok i zauważyłam, że ten chłopak, o którym opowiadała Erin. Luk… Lukas? Logon? Nieważne… On mnie obserwował. Gdy to zauważyłam szybko spuściłam głowę i powróciłam do wcześniejszej pozycji.

Dzwonek!

       Tak długo przeze mnie wyczekiwany. Praktycznie wybiegłam z klasy. Tuż za mną szła zdziwiona moim zachowaniem Erin.

             - Gdzie ty tak pędzisz? Zaczekaj! - zawołała.

       Zwolniłam, więc w końcu mogłam jej powiedzieć o co mi chodziło.

             - Ten Lukas…

             - Luke. - poprawiła.

             - Luke... – prychnęłam zażenowana. – On się na mnie gapił. Nie mam pojęcia czemu. Przecież ja mu nic nie zrobiłam!

             - Jesteś tego pewna? – zapytała patrząc na mnie jak na idiotkę.

             - Tak! Przecież tego nie wymyśliłam, w ogóle po co miałabym to robić?


Perspektywa Luke’a

             - Stary, wyślij mi jeszcze raz zdjęcie tej dziewczyny – zdenerwowany wcześniejszą sytuacją powiedziałem do Harry’ego.

             - Po co?…

             - Nie pytaj, tylko wysyłaj! – przerwałem mu.

       Chwilę później dostałem sms-a ze zdjęciem dziewczyny, którą Harry szukał od ponad roku. To była ona! Byłem tego pewien, wtedy kiedy ją zobaczyłem, ale żeby się upewnić musiałem mieć jej zdjęcie. Ponownie wybrałem numer przyjaciela, by go o tym poinformować.

             - Wiesz… Co powiesz na to, jeśli ona jest nowa w tej szkole i chodzi ze mną do klasy?

             - Nie pierdol! – krzyknął do słuchawki, jakbym był głuchy i nie wystarczało by powiedzieć normalnym tonem.

             - Kończę lekcje o 14.00. Zapewne ona też, więc przejedź i  się przekonasz na własne oczy.

             - Mam nadzieję, że to nie jest wymówka po to, bym przyjechał po ciebie, bo tobie dupska nie chce się ruszyć na piechotę.

       Zażartował śmiejąc się z własnego żartu, który wcale nie był śmieszny, zranił moje uczucia, obrażając mój tyłek.

Kiedyś pożałuje!


Perspektywa Scarlett

       Zaprzyjaźniłam się z Erin. Wreszcie mam normalną, sympatyczną przyjaciółkę. Myślałam, że będę samotna aż do śmierci. Ona jest naprawdę szaloną, zwariowaną, w pozytywnie tego słowa znaczeniu dziewczyną. Jest zupełnie inna jak ja, ale przecież przeciwieństw się przyciągają.

       Za mną już 5 godzin siedzenia w tej szkole. Oprócz tego jak przyłapałam Luke’a na obserwowaniu mnie dzień wydawał się całkiem normalny, w porównaniu do dni w mojej starej szkole. Zostały jeszcze 2 godziny i potem upragnione łóżeczko. Stęskniłam się za nim. Rano wydawało się takie miękkie, jak nigdy. Mogłabym w nim przeleżeć cały dzień…

       Moje rozmyślenia przerwał dzwonek na kolejną lekcję, tym razem była to matematyka. I mamy kolejny przedmiot, z którym sobie nie radzę. Przedtem miałam upragnioną z niej dwóję, tylko dlatego że miałam całkiem miłą matematyczkę, ale tutaj z tego co słyszałam, dostać trójkę to jak przebiec dziesięciokilometrowy maraton ze złotym medalem, czyli jednym słowem nierealne.

             - Czy to jest zrozumiałe? Czy jeszcze coś mam powtórzyć lub wytłumaczyć? –zapytała nauczycielka wskazując ręką na tablicę.

             - Najlepiej wszystko… - szepnęłam do Erin, na co ona zareagowała śmiechem.

             - Przesadzasz! To wcale nie jest takie trudne jak ci się wydaje. – powiedziała robiąc jeszcze jakieś notatki w zeszycie.

             - Tak… Dla mnie to czarna magia - parsknęłam, oburzając się wcześniejszą wypowiedzią blondynki.

       Zadzwonił dzwonek, więc wszyscy zaczęli się pakować, w tym ja. Jako pierwsza wyszłam z klasy, a to dziwne, bo siedziałam w przedostatniej ławce. Najwyraźniej nie spieszy im się na przerwę.
Ostatnia lekcja - plastyka. Z dzisiejszego dnia to chyba najbardziej normalny przedmiot. Tylko nie rozumiem po co on jest. Czego on czy? W przyszłości malarzem nie będę, bo moje malarstwo to nadal poziom przedszkolaka. Na szczęście na tych zajęciach nie malowaliśmy, była to lekcja teoretyczna. Omawialiśmy największe działa sztuki Leonarda da Vinci. Plastyczka tak się nimi zachwycała, jakby… raczej nie chce dokańczać. Byłoby to zbyt obrzydliwe.


Perspektywa Luke’a

             - Widzisz ją gdzieś? – to już chyba dziesiąty raz kiedy mnie o to pyta.

             - Uspokój się, co ty okresu dostałeś?

             - Jak ci kurwa każę się uspokoić to przez tydzień z łóżka nie wstaniesz. - zagroził.

Niegrzeczny…

             - Patrz! Wychodzi… - skinąłem głowę w stronę tej dziewczyny.

             - Rzeczywiście. To ona. Wyładniała przez ten rok… - zaczął zachwycać się jej wyglądem.

       No fakt brzydka nie była… Ale nie o to teraz chodziło.

             - Wsiadaj do samochodu. Przecież muszę się dowiedzieć gdzie mieszka.

             - Powiedziałeś przedtem że mnie nie odwieziesz –przypomniałem mu, po chwili waląc się w łeb.

             - No tak zapomniałem. Idź do domu. Sam to załatwię. –wsiadł do samochodu i odjechał, zostawiając mnie na pastwę losu.

        Dobra może nie, ale przegiął. Tą drogę do domu odbędę piechotą. Ma to swoje plusy i minusy. Na przykład mogę dłużej pogapić się w tyłki jakiś dziewczyn, ale minusem jest to, że nie chce mi się iść…


Perspektywa Scarlett

        Kiedy wyszłam ze szkoły, w moje oczy od razu wpadły brązowe loki. Opierał się o czarny samochód z Luke’iem. Nie znam się na markach, więc nie mam pojęcia jaki był to rodzaj. Brunet wpatrywał się we mnie, zażenowana tym, że to już drugi chłopak, który na mnie się dzisiaj tak dziwnie gapi, ruszyłam przed siebie, nie zwracając uwagi na ich bezczelne zachowanie.

        Szybkim tempem szłam w stronę domu. Miałam wrażenie, że dalej mnie ktoś obserwuje, ale nikogo za mną nie było. Gdy tylko zauważyłam swój dom, poczułam się bardziej bezpieczna. Otworzyłam drzwi i zamknęłam je na klucz, sprawdzając jeszcze raz czy są na pewno zamknięte. Miliony pytań krążyło w mojej głowie. Wydarzenia z przeszłości nie dawały mi spokoju. Musiałam się czegoś dowiedzieć…

        Zaczęłam przeszukiwać wszystkie szafki z góry do dołu. Natknęłam się na różne pierdoły, lecz w końcu znalazłam żółtą teczkę, wydawała się tajemnicza. Powoli ją otworzyłam. Pierwsza kartka była pusta. Druga także, ale na trzeciej był wypisany akt zgonu taty.

Stefan Smith…

Ble, ble, ble.

Przyczyna śmierci: Wstrzyknięcie trucizny

        Co? Trucizny? Przecież tata umarł na raka… Teraz to już naprawdę nic nie rozumiem. Odłożyłam papier na podłogę i szukałam dalej. Jakaś fotografia. Był tam tata, ja gdy miałam rok i jeszcze jakieś dziecko, wyglądało na przedszkolaka. Co to za dziecko! Jeszcze pod jakąś inną kartką była fotografia, tylko ta mną drastycznie wstrząsnęła. Na niej widniał brunet, którego dzisiaj widziałam. To ten chłopak, co stał z Luke’iem. Co on tutaj robi?

        Usłyszałam trzask drzwi. Mama wróciła. Muszę z nią porozmawiać, muszę dowiedzieć się o co z tym wszystkim chodzi.

             - Wróciłam! Co rob… - przerwała, gdy ujrzała mnie siedzącą przy tej teczce.

             - Mamo, wyjaśnij mi to - zażądałam.

             - Nie myślałam, że się kiedykolwiek o tym dowiesz, ale to już najwyższy czas, chodź do kuchni –wstałam i ruszyłam za mamą w stronę kuchni.

             - Siadaj. – nakazała - więc, zapewne widziałaś tą dziewczynkę, która stała koło ciebie. To była twoja siostra…

             - Dlaczego była? – przerwałam jej.

             - Bo ona nie żyje, zabił ją ojciec tego chłopaka, który był na tym drugim zdjęciu. Twój ojciec przez tyle lat go szukał, chciał się zemścić, nie pobierałam tego, ale on się nie dał. W końcu go znalazł, zastrzelił, na oczach jego syna. Uciekliśmy stamtąd, jednak po tylu latach, dorosły już jego syn także odnalazł nas i wstrzyknął tacie truciznę, dlatego chciał żebyśmy uciekli, bał się…

             - Niee… Za dużo tego! – pobiegłam po schodach do swojego pokoju.

        On wrócił, widział mnie. Nie chciałam mówić tego mamie, może nawet lepiej? Ale on był mordercą, zabił mojego tatę. Teraz boję się wyjść z domu. Nie wiadomo czego on chce…

___________________________________________________________________________

Pierwszy rozdział mam za mną. Nie jest jakiś specjalnie długi.
Piszcie komentarze!
Motywują i cieszą:)
Mam jeszcze do was prośbę:
Moglibyście reklamować jakoś tego bloga, chciałabym, aby więcej osób go zauważało.
Z góry dziękuję!:)

niedziela, 2 listopada 2014

Prolog


          Mam na imię Scarlett. Chcąc zapomnieć od dawnej przeszłości wraz z mamą wyjechałyśmy do Londynu. Powód? Jednym z głównych była właśnie śmierć ojca. Pamiętam to jak dziś. Blady, bez krzty życia leżał na twardym, szpitalnym łóżku. Słabo spoglądając na mnie i na mamę musiał się pożegnać. Jego oczy wyrażały smutek i żal. Przepraszały za to co stało się chwilę później…
-  Wiem, że byłem kiepskim ojcem i mężem, ale gdy nie będzie mnie już na tym świecie, proszę was o jedno. Ucieknijcie stąd, tu nie możecie żyć. Mam jeszcze nie spłacone porachunki, których spłatą możecie być wy…
- Co? Dlaczego mamy uciekać? Jakie porachunki? –pytania same wychodziły z moich ust, nie mogąc się przed tym powstrzymać
- Przepraszam was… Żegnajcie,  musicie uciekać. Harry on…
          Usłyszeliśmy pikanie jakiej maszyny. Serce taty przestało pracować. Dopiero po kilku sekundach zrozumiałam co to oznacza. Mój tata nie żyje. Mój anioł stróż, który codziennie bronił, strzegł mnie i mamę znajduję się teraz w niebie. Rozpłakana mama wpadła w moje ramiona. Dysząc i płacząc krzyczała, że jeszcze jest za wcześnie na jego śmierć. Ale co ona mogła zrobić?

           Pogrzeb taty odbył się tydzień później po jego śmierci. Był dla nas strasznym, pełnym goryczy i płaczu dniem. Najbardziej przeżywała to mama, która teraz wydawała się bardziej tajemnicza niż przedtem. Ona coś wiedziała, próbowała to ukryć i dlatego muszę dowiedzieć się o co chodzi. Może to ma związek z tą ucieczką? Jest tyle niewyjaśnionych spraw, na które odpowiedź może znać tylko ona… 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jeśli chcecie 1 rozdział pozostawcie komentarz:)