Perspektywa Scarlett
Szybko zbiegłam po schodach do kuchni. Chwyciłam skórzaną
kurtkę wiszącą na wieszaku i wyszłam z mieszkania z impetem trzaskając
drzwiami. Nie wiem dlaczego, ale przestraszyłam się tego SMS-a. Zaczęłam coraz
szybciej przemierzać kolejne ulice, by jak najwcześniej znaleźć się w wyznaczonym miejscu. Do parku nie miałam zbyt
daleko, więc nie musiałam się specjalnie spieszyć. Jednak byłam niemożliwie
ciekawa o co chodziło Luke’owi.
Zostało mi jeszcze kilkadziesiąt metrów, by znaleźć się
wśród wysokich drzew. Z daleka zobaczyłam stojące obok ławki Luke’a, który
natarczywie się denerwował. Z pośpiechem udałam się to niego.
- Zanim zaczniesz krzyczeć daj wytłumaczyć – powiedział,
wyprzedzając mnie z poczynaniem.
- Dlaczego ty mieszkasz z Harry’m i jakoś nie przyszło ci do
głowy, żeby mi o tym powiedzieć! Ty wiesz co ten człowiek chce zrobić. W ogóle
jak możesz z nim rozmawiać. Ja bym od razu strzeliła go prosto w ten głupi ryj
– wykrzyczałam prosto w twarz Luke, zaś on stał ze zdumieniem wyrytym na
ustach. Sama nie wierzyłam, że to powiedziałam i chyba on też.
- A to tego ci nie wytłumaczę – skrzywił się trochę, drapiąc
się po karku. – Przechodząc to tego co chcę ci powiedzieć, więc... emm. Wydaję
mi się, że nie powinniśmy się więcej spotykać.
Poczułam jakby ktoś strzelił mnie w twarz. Tak jakby moje
serce zostało wyrwane i zrzucone z jakiejś skały. Dlaczego on to powiedział?
- Śmieszne, bo wiesz my się nigdy nie spotykaliśmy, więc ok,
zgadzam się! Tylko powiedz mi, czemu! – podeszłam do niego, tak by spojrzał mi
prosto w oczy. Chciałam usłyszeć jego wytłumaczenie. Nie dałam mu powodów, dlaczego
miał by przestać mnie znać.
- Nie mogę ci powiedzieć, ale uwierz tak będzie dla ciebie
lepiej – oznajmił ze smutkiem na twarzy.
Miałam w nosie czy się cieszył czy nie. Zachował się jak
konkretny debil. Nie spodziewałam się tego po nim. Myślałam, że jest...
inny. Jednak nie. To kolejna osoba,
która w potworny sposób mnie okłamała. Czy ja jestem przeklęta? Dlaczego
wszyscy się ode mnie odwracają niczym zaraza? Po prostu mam tego dość.
- Wiesz co? Jeszcze chwila i być ci zaufała. Wydawałeś mi
się fajny. Taki, z którym mogę bez problemu porozmawiać, ale ty to wszystko
spieprzyłeś jak zawsze! Nienawidzę cię, rozumiesz! – zamachnęłam się, by dać mu
siarczystego liścia w policzek, po czym się odwróciłam i powstrzymując łzy
odeszłam, pozostawiając go w osłupieniu.
Niczym błyskawica biegłam do swoich czterech kątów. Znów tak
łatwo dałam się omamić i znów muszę cierpieć za swoje błędy. Czy kiedyś
nadejdzie taki dzień kiedy będę szczęśliwa?
Jestem chodzącym nieszczęściem. Można powiedzieć, że cały czas się nad
sobą użalam. I wiecie co? Taka jest prawda. Bo przecież co mi zostało? Nic,
zgadza się.
Kiedy już dotarłam do domu, ucieszyłam się, że nie zastałam
w niej mamy. Obyło się bez zbędnych pytań i odpowiedzi. Nawet nie miałam na nie
ochoty. Więc od razu pobiegłam na górę i walnęłam na łóżko, zamykając się w
uścisku z poduszką dałam upust moim łzą. Zawiodłam się na nim. Tak, jak jeszcze na nikim.
Poduszka już zaczynała powoli przesiąkać moimi łzami.
Podniosłam się do pozycji siedzącej, trzymając poduszkę mocno w ramionach. Spojrzałam
na list leżący obok lampki nocnej. Mimowolnie lekko się uśmiechnęłam
przypominając sobie jego treść. Dopiero teraz zaczynam rozumieć sens tego
całego listu. „Nie wiesz kto jest twoim przyjacielem, a kto wrogiem.” Czyli
Luke należał to tych wrogów? Może to wszystko zostało napisane z obserwacji
mnie i Luke’a. Tylko kto mógłby to napisać i dlaczego. Być może jest to
ostrzeżenie? Może nie wybrałam dobrej osoby do zakolegowania się, a to wszystko
było udawane. Każde uśmieszki z jego strony były sztuczne. Nie mogę zrozumieć
dlaczego to wszystko robił. Od początku wydawał się miły. No właśnie.
Wydawał...
Reszta weekendu minęła w ciszy. Nie wydarzyło się nic
wartego uwagi. Leżałam cały dzień na łóżku na zmianę z kanapą, oglądając przy
tym jakiś maraton serialu. Dziś jest poniedziałek, więc musiałam wyczołgać się
i powrócić do świata żywych.
Właśnie stałam w przed pokoju oglądając się w lustrze. Nie
wyglądałam najlepiej. Ogromne wory pod oczami, nie dały się ukryć. Stwierdzając, że gorzej być już nie może
wyszłam z domu. Gdy zobaczyłam znajomy samochód na podjeździe zmieniłam zdanie.
Oczywiście, że może być. Szybko wycofałam się z powrotem do mieszkania, zanim
zdążył zorientować się, że już wyszłam. Oparłam się o drzwi, zastanawiając się
co mam zrobić, żeby mnie nie zauważył. Jedyny racjonalny sposób to wyjście
tylnymi drzwiami, więc tak też zrobiłam. Oderwałam się od twardego drewna i
ruszyłam przed siebie, schodząc po schodach. Na końcu krótkiego korytarza
zauważyłam upragnione wyjście. Ostrożnie je otworzyłam jak i zamknęłam. Zanim wyszłam na widoczny
teren założyłam kaptur na głowę od swojej bluzy. Szłam powoli, tak by
przypadkiem się z nim nie spotkać. Na moje szczęście, gdy przechodziłam obok jego
samochodu, on postawiony był do mnie tyłem, co oznaczało, że Luke musiałby się
odwrócić, żeby mnie zobaczyć, a na pewno teraz patrzy się w główne drzwi,
czekając aż wyjdę.
Zaczęłam przyspieszać, by nie zdążył mnie zobaczyć, kiedy
będę szła do szkoły. Droga nie minęła zbyt mile, gdyż co kilka sekund się
odwracałam sprawdzając czy za mną nie jedzie. Szłam cała zdenerwowana, bo
naprawdę nie chciałam go widzieć, a co dopiero spotkać. W końcu udało mi się
dotrzeć do szkoły bez patrzenia na niego. Weszłam tam równo z dzwonkiem. Szybko
udałam się w stronę klasy, gdzie miała się odbyć pierwsza lekcja. Koło niej
stali już czekający na nauczyciela, uczniowie. Wśród tłumu zdążyłam zauważyć
Erin. Podeszłam do niej.
- Scar, myślałam, że już nie przyjdziesz! – zawołała
blondynka, skupiając wzrok na mnie. – Wyglądasz na zmęczoną i... smutną? Co się
stało?
- Nic, po prostu nieprzespana noc. Sama wiesz –
odpowiedziałam, wzdychając.
Matematyczka pojawiła się, przekręcając klucz w drzwiach i
wpuszczając nas do środka. Zajęliśmy swoje miejsca przy ławkach, kiedy ona
grzeczne się przywitała.
- Idziesz dzisiaj na imprezę do Hemmingsa? – zapytała
przyciszonym głosem, kiedy nauczycielka zaczęła mówić co będziemy robić na
dzisiejszej lekcji.
- Jaka impreza? – powiedziałam oburzona, olewając poprzednie
pytanie.
- Nic nie wiesz? Luke wczoraj rozpowiadał wszystkim, że
dzisiaj jest u niego impreza i ty nic nie wiesz? – rzekła ze zdziwieniem.
Nagle wzrok nauczycielki został skierowany na naszą ławkę.
Momentalnie się wyprostowałyśmy i zaczęłyśmy patrzeć na tablicę, udając, że
robiłyśmy to od początku. Napotkałyśmy się tylko z jej srogim wzrokiem. Kątem
oka ujrzałam jak Erin coś bazgrze na kartce. Nie przyglądałam się co dokładanie
piszę, więc czekałam aż mi pokaże. Co po chwili się stało, gdyż przybliżyła do
mnie kartkę, wydartą z zeszytu.
‘’Powiem Ci wszystko na przerwie”.
Odczytałam i do końca lekcji zastanawiałam się dlaczego on
robi imprezę. Pewnie cieszy się, że przestał mnie znać, a ja byłam tylko kulą u
nogi, której się pozbył. Siedziałam tak, rozmyślając dopóki nie zadzwonił
dzwonek. Czekając aż Erin pozbiera
wszystkie książki, zbliżałam się do wyjścia. Spojrzałam przed siebie i
zobaczyłam Luke’a wychodzącego zza rogu. Przestraszona cofnęłam się do tyłu, by
zniknąć z jego pola widzenia i wróciłam do Erin.
- Możesz już iść, muszę się coś spytać nauczycielki – powiedziała
podchodząc do ławki, gdzie siedziała pani profesor.
Ponieważ głupio mi było tam stać i podsłuchiwać, musiałam
wyjść. Wyjrzałam czy przypadkiem nigdzie nie stoi, a kiedy upewniłam się, że go
nie ma, spokojnie wyszłam z sali i powędrowałam w głąb korytarza. Gdy na chwilę
odwróciłam się, sprawdzając czy Erin nie wyszła już z klasy, ktoś mnie pociągnął za rękę. Cichy
pisk wydostał się z moim ust, gdyż walnęłam plecami o twardą ścianę.
- A to ty – syknęłam prosto w twarz Luke’a. – Mieliśmy się
nie spotykać, zapomniałeś czy mam ci przypomnieć?
Patrzyłam się w jego oczy, które skanowały moją twarz. Nie
chciałam z nim rozmawiać, a nawet go widzieć. Po prostu żałuje, że go poznałam.
- Posłuchaj. Wiem, że zachowałem się jak ostatnia ciota, ale
nie miałem wyjścia. Ja chcę być z tobą w kontakcie. Nie znasz mojego życia i
nie wiesz jaki jest tego powód.
- Ale ja chcę wiedzieć! Inaczej nigdy ci nie wybaczę,
a o jakimś zdaniu wypowiedzianym do ciebie możesz zapomnieć – warknęłam, grożąc
mu palcem przed nosem.
- Powiem ci, ale pod jednym warunkiem – powiedział,
przybliżając się do mnie.
Przestraszyłam się jego czynu i zaczęłam się coraz bardziej
oddalać w prawą stronę. Spodziewałam się, że będzie chciał mnie pocałować, ale
on zaczął się śmiać.
- Spokojnie! – rzekł, podnosząc ręce w geście obronnym. – Nie tym razem. Chciałem cię zdenerwować.
Nie powiem, że odetchnęłam z ulgą, gdyż ostatnią rzeczą jaką
chcę zrobić to pocałować tego idiotę. Wyczujcie ten sarkazm.
- Udało ci się! – krzyknęłam przyciszonym głosem, wymachując
rękami we wszystkie strony.
- Chcę, żebyś przyszła dzisiaj do mnie na imprezę –
powiedział spokojnym tonem, oddalając się ode mnie.
To było niedorzeczne. On naprawdę myślał, że ja jak gdyby nigdy
nic przyjdę na jego imprezę, gdzie mieszkał on, a ja bez zastanowienia wbiłabym
nóż w plecy?
- Chyba śnisz. Jesteś taki naiwny czy tylko udajesz? Czy ty
jesteś świadomy tego, że w tym domu istnieje istota, bo człowiekiem tego nazwać
nie mogę, która za wszelką cenę, chce mnie zniszczyć?
- Nie będzie go, obiecuję – oznajmił miłym i przyjemnym
głosem. – A poza tym chyba chcesz znać prawdę?
I wrócił stary Luke. On jest tak nieobliczalny, że zaczynam
się bać. Szantaż to jego życiowe motto. Potrafi tak zamieszać, że nawet się nie
zorientujesz kiedy będziesz robić, coś na co nigdy nie miałaś ochoty.
- Tak? To gdzie go wywieziesz? Do Stumilowego Lasu? –
zażartowałam, nabijając się z niego.
Czy on sądzi, że jestem na tyle głupia, by w to uwierzyć?
- Nie ma go już od rano. Mówił, że przyjedzie jutro
wieczorem – zeznał, wpajając mi wszystko, bym przyszła na imprezę.
Naprawdę nie miałam ochoty, w ogóle wychodzić z domu.
Wolałam czas wolny, spędzić przed telewizorem, pod kocem obżerając się do syta
lodami. Tak... Ze wspomnień obudził mnie
dzwonek na kolejną lekcje. Podeszłam pod wybraną klasę, kiedy z krzykiem
przybiegła do mnie Erin.
- Gdzie ty byłaś? Szukałam się po całej szkole! – mówiła
szybko na wdechu blondynka., opierając ręce na kolanach ze zmęczenia.
- Mama zadzwoniła i wyszłam przed szkołę – skłamałam, mówiąc
to bardzo wiarygodnie, by nie podsuwać jej podejrzeń.
Ona tylko kiwnęła głowę i weszłyśmy do klasy.
***
- No to idziemy do Hemmingsa, co nie? – zapytała przez
telefon Erin.
I co ja jej miałam powiedzieć. Nie wiedziałam czy to co mówił Luke było
prawdą. Nawet jeśli, będzie tam pełno jego obleśnych koleżków, którzy pewnie
wcale nie są lepsi. Poza tym moja złość do niego wcale się nie zmniejszyła. Gdy
tylko wspomnę o tym feralnym dniu, mam ochotę wyżyć się na każdej poduszce w
tym domu.
- Ja nie idę. Poradzisz sobie beze mnie i tak pewnie bym
wyszła po kilkunastu minutach. Wolę posiedzieć w domu – marudziłam, chcąc ją
przekonać, że moje wyjście z mieszkania jest niepotrzebne.
- Przestań! Bez ciebie się nie wybieram - zasmuciła się, wzdychając .
- Sprawa załatwiona. Pa – wypowiedziałam szybko i energicznie, by zakończyć rozmowę.
- Sprawa załatwiona. Pa – wypowiedziałam szybko i energicznie, by zakończyć rozmowę.
Nie potrzebowałam rozrywki.
Wszystko czego pragnęłam, było tutaj. Nie musiałam nigdzie wychodzić.
Przecież co to jest za impreza, kiedy nie jest z własnej woli. Żadna.
- Poczekaj! – krzyknęła. – Nie dasz się namówić? No proszę.
- Mówiłam, że nie idę. Czy to tak trudno zrozumieć?! –
oburzyłam się, kończąc rozmowę.
Rzuciłam komórkę na łóżko, a następnie usiadłam na
krześle. Ponownie usłyszałam dźwięk
dzwonka. Zdenerwowałam się. Potrzebowałam ciszy i spokoju, a nie dzwoniącego co
minutę telefonu!
- Erin, już ci mówiłam, że nie!..
- To ja – przerwał mi głos, którego już dość dawno nie
słyszałam. Od razu się uśmiechnęłam i wstałam z krzesła.
- Marcel... Cześć. Co tam u ciebie? – zadałam pierwsze pytanie, które wpadło mi do głowy.
Powoli zaczynałam tęsknić za jego głosem i za nim. Był
naprawdę fajnym chłopakiem. Nie takim jak każdy. Przynajmniej, nie wyglądał na
takiego.
- Chciałem się zapytać czy poszłabyś ze mną dzisiaj na
imprezę?
- Znowu impreza?- zdziwiłam się, bo kolejna osoba, robi dziś domówkę.
- A co miałaś już na jakąś iść? Pomyślałem, że dawno się
widzieliśmy się, to jest akurat okazja.
Nie wiedziałam czy miałam się zgodzić. Erin wystawiłam, tylko dlatego, że na tamtej miał być Luke, a
ja nie chciałam go oglądać. Może powinnam się zgodzić, choć bardzo nie chciało
mi się wychodzić z domu. Ale zapewne to jedyna okazja, by spotkać się z
Marcelem.
- Zastanowię się i dam ci znać za godzinę – odpowiedziałam,
opadając na łóżko.
____
Witam po kolejnej przerwie. Ugh... Leń ze mnie! Niby są wakacje i powinnam szybciej dodawać rozdziały, ale nie powiem, że kończą mi się pomysły :( Spokojnie! Nie zamierzam zawieszać ani usuwać bloga.
Kolejna sprawa. Jak już NIEKTÓRZY wiedzą niedawno zaczęłam pisać opowiadanie na wattpadzie, dlatego też miałam utrudnienia do napisania tego rozdziału. Wiem, że nie wszystkich to interesuje, więc chciałbym, żebyście podali kontakt do siebie e-mail, twitter, cokolwiek jeśli chcielibyście linka do ff. :)
O i komentujcie!
Do następnego! :*\