- Doszły mnie słuchy, że pani córka i Luke, oczywiście...
poszli z ostatniej lekcji do domu, a mieli zostać w kozie, lecz zlekceważyli
słowa nauczyciela. Dlatego wezwałem panią, by o tym poinformować i zastanowić
się nad karą, żeby na drugi raz nic z tych rzeczy nie miało miejsca.
- Da już dyrektor jej spokój. Ona nic nie zrobiła, ja ją do
tego namówiłem. Jest nowa w tej szkole i jeszcze nie wie, że mam głupie pomysły
i lepiej ich nie słuchać. To będzie dla niej cenna nauczka, którą na pewno
zapamięta, no więc jaka kara dla mnie tym razem? – sprzeciwił się dyrektorowi.
- Co prawda wszystko co związane jest z Lukiem jest złe i
mogę zrozumieć, że nie powinnaś z nim iść, jednak to był twój dobrowolny wybór,
dlatego też będziesz musiała ponieść konsekwencje.
- Obiecuję panu, że już nigdzie nie wyjdzie, ale daj jej iść
już. Przejmuję jej całą karę, więc ona jest wolna.
- Dopilnuję tego, by po za murami szkoły nigdzie nie
wychodziła. Niech pan zrozumie, że moja córka ma teraz trudny etap w swoim
życiu. Nigdy tak się nie zachowywała. Po
prostu się zagubiła. To był jej pierwszy, a zarazem ostatni raz kiedy coś
takiego się wydarzyło – wtrąciła się mama.
Siedziałam na krześle, nie wypowiadając ani jednego słowa.
Bałam się, że palnę coś głupiego i to tylko pogorszy sytuację. Tak strasznie
się stresowałam, nawet nie patrzyłam się w stronę dyrektora. Jedynie kątem oka
od czasu do czasu spoglądałam na mamę. Zawiodła się na mnie. Byłam tego w pełni
świadoma. Zamiast ograniczać jej kłopotów, tylko przysparzałam.
- No dobrze. Dam ci szansę, więc jej nie zmarnuj –
powiedział, kierując wzrok na moją osobę.
- Dziękuję – odpowiedziałam cicho.
- Więc panie już mogą iść – oznajmił, machając ręką.
Razem z mamą ruszyłyśmy w stronę drzwi. Kiedy odwróciłam
się, zauważyłam Luke’a idącego koło mnie.
- Luke, czy ja mówię po chińsku? Panie idą, ty zostajesz! –
krzyknął do niego.
Przeklął pod nosem, po czym się odwrócił i usiadł z powrotem
na krześle. Teraz tylko czekała mnie rozmowa z mamą, którą miłą raczej nie
będzie. Wyszłyśmy na opustoszały korytarz, jedynie było słychać sprzątaczki
jak zamiatały podłogę, która i tak nie była brudna.
- Trochę... Zawsze musiał być ten pierwszy raz, kiedy
zostanę wezwana do szkoły. Jesteś naprawdę dobrą dziewczyną i myślę, że
zrozumiałaś swoje błędy – rzekła, lekko się uśmiechając.
- Obiecuję, że już nigdy się to nie powtórzy. I przepraszam,
że przeze mnie masz więcej problemów.
- Nie przepraszaj... Idź już na lekcję.
Przytuliła mnie, chwilę później znikając za rogiem. Chciałam
zostać i poczekać, aż Luke wyjdzie. Usiadłam na pobliskiej ławce i otworzyłam
zeszyt, by się trochę poduczyć. Nie trwało to długo, ponieważ usłyszałam
otwierające się drzwi i głos chłopaka.
- Do zobaczenia następnym razem, dyrektorze – zamknął je,
śmiejąc się pod nosem.
Pokierował się w drugą stronę, więc szybko wstałam z miejsca
i próbowałam go dogonić.
- Luke, zaczekaj! – wydzierałam się na pół szkoły, ledwo
łapiąc oddech.
- Nie jesteś jeszcze na lekcji? – zapytał zdziwiony.
- Skoro mnie widzisz, to raczej nie. Dobra, chciałam ci
podziękować. Mimo wszystko, że w większej połowie ta kara to była twoja
zasługa, ale dziękuję.
Czułam się wtedy nadzwyczaj dziwnie, nie wiedziałam co
miałam powiedzieć. Plątał mi się język, co skutkowało mową pięciolatka. Wbita w
ziemię, czekałam na jakiś gest z jego strony, ale on także był oddalony od
rzeczywistego świata.
- Nie ma sprawy, choć nie za bardzo rozumiem za co... No
więc jak zamierzasz się odwdzięczyć? – mrugnął, podchodząc bliżej. Gdy
zorientowałam się co zamierzał zrobić, szybko wyciągnęłam rękę na i
potrząsnęłam jego, mówiąc po cichu coś w stylu ‘zapomnij’. Chłopak prychnął,
odwracając się i idąc do klasy.
Zadowolona z siebie, mimo że nie bardzo miałam do tego powód uczyniłam to
samo.
Dzisiejszą pierwszą lekcją była biologia. Nie należała do
przedmiotów, w których jestem słaba, co nie znaczyło, że jestem mistrzem. Po
prostu byłam w nim średnia. Czasem szło mi lepiej, a niekiedy wręcz przeciwnie.
Gdy otworzyłam drzwi klasy, spotkałam się z wzrokiem
nauczyciela, jednak szybko go oderwał, więc podeszłam obok ławki Erin i
usiadłam koło niej. Dziewczyna dumnie przewracała przypadkowe kartki w
zeszycie, na siłę próbując zapamiętać dane słowa. Cóż... Jej wyraz twarzy mówił
sam za siebie. Nie radziła sobie z tym i wszystko co udało jej się przed chwilą
przeczytać, wyfruwało z głowy. Ona się nie poddawała. Uparcie śledziła
wszystkie zdania od nowa. Ponieważ nic nie miałam ciekawszego do roboty,
wpatrywałam się w jej sposób nauki na zmianę z rysowaniem bazgrołów na końcu
zeszytu, tak długo, aż nie zadzwonił długo wyczekiwany przeze mnie, zarówno jak
i przez innych uczniów dzwonek. Pospiesznie spakowałam książki z powrotem do
plecaka i razem z Erin wyszłyśmy na korytarz.
- Opowiadaj! Jak strasznie było u dyra? A tak w ogóle to po
co tam byłaś? I twoja mama? To trochę dziwne – pytała blondynka z
zaciekawieniem.
Nie byłam pewna czy opowiedzieć jej te wszystkie wydarzenia
związane z wczorajszym dniem. Ona i tak już jest zdenerwowana, po co mam
jeszcze pogarszać sytuację, która i tak wtedy do najlepszych nie należała.
- Em... Dyrektor chciał porozmawiać z moją mamą... o, o
ocenach! Tak, mówił, że powinnam się więcej uczyć, bo mnie na to stać –
wymyślałam kłamstwa na poczekaniu.
- O! I co zamierzasz? - szturchnęła mnie w ramie dziewczyna.
- A ja wiem... Na pewno się będę starać, ale jak to wyjdzie,
to już nie wiem – odpowiedziałam przymykając oczy ze zdenerwowania.
- Będę trzymać za ciebie kciuki, ty mój mały kujonku –
zaśmiała się, poprawiając torbę, która przypadkiem spadła jej z ramienia. – A
tak po za tym to kim dla ciebie jest Luke. Lubisz go? Czy coś?
- Nie! – natychmiast krzyknęłam, dodając. – On jest po
prostu kolegą z klasy, z którym mnie nic i nigdy nie będzie łączyło.
- Nie żebym się wtrącała, ale tak będzie lepiej. To tylko
dla twojego dobra.
- Rozumiem, nie musisz się martwić. Dla niego nie ma miejsca
w moim życiu.
Byłam zażenowana? Nie, to słowo i tak nie opisywało
mojego stanu. Targało mną tyle emocji, których w szczególności nie mogłam
opisać. Wtedy już nic nie mówiłam, czekałam tylko na dzwonek, który po kilku
minutach zadzwonił.
Kiedy już siedzieliśmy w klasie i wysłuchiwaliśmy jakże
interesujących wypowiedzi nauczyciela, w kieszeni zawibrował mi telefon. Speszona,
z nadzieją, że nikt oprócz mnie nie usłyszał żadnego dźwięku, sięgnęłam ręką po
przedmiot, by sprawdzić przyczynę.
Od: Marcel
Co powiesz na dzisiejszy wypad do kina? Nie przyjmuję
odmowy.
Uśmiechnęłam się na myśl, o dzisiejszym dniu. Wreszcie będę
mogła go bardziej poznać.
Do: Marcel
Brzmi wspaniale. To o której się
widzimy?
Wysłałam SMS-a, chwilę później
dostając odpowiedź.
Od: Marcel
O 19.00 pod twoim domem. Tylko
wyślij adres, bo nie chcę się zgubić.
Wystukałam kilka liter i kliknęłam
Wyślij.
- Panno Harrison! Albo telefon
ląduje w plecaku albo na mojej ławce. Nie toleruję korzystania z niego podczas
lekcji! – krzyknął nauczyciel w moim kierunku.
- Przepraszam, już chowam –
wymamrotałam odsuwając zamek i wrzucając go na brzeg.
Końcówkę lekcji siedziałam
spokojnie, praktycznie nie odzywając się nawet na sekundę.
* * *
- Do jutra Scarlett! – pożegnała
się Erin.
- Do jutra! – odpowiedziałam i
zaczęłam iść chodnikiem w stronę mojego domu.
Po kilkunastu minutach nudnej drogi
dotarłam do mieszkania. Kiedy weszłam do środka zauważyłam mamę i przyjemny
zapach dochodzący z kuchni. Zaciekawiona, dzisiejszym daniem poszłam do kuchni.
- A co tak ładnie pachnie? –
zapytałam, przytulając mamę.
- Spaghetti. Chyba będziesz jadła.
Mam rację? – odpowiedziała, mieszając łyżką sos.
- Oczywiście – powiedziałam,
wychodząc z kuchni, dodając. – Wychodzę dzisiaj. – krzyknęłam.
- Gdzie? Z kim? O której? – obudził
się w niej instynkt nadopiekuńczej matki.
- Do kina. Z kolegą i o 19.
Nie chciałam jej okłamywać, że idę
gdzieś z Erin. Wolałam powiedzieć prawdę i być spokojna.
- Z kolegą powiadasz? Chyba nie z
tym, którym uciekłaś z lekcji, bo jeśli tak to od razu mówię, że cię nigdzie
nie puszczę – ostrzegła, wsypując makaron do garczka, pełnego gorącej wody.
- No co ty! Z nim jest już
zakończony rozdział, z innym kolegą. Jest naprawdę miły i słodki. Może kiedyś
go poznasz – oznajmiłam, bawiąc się kosmykami włosów.
- Masz wrócić przed dziesiątą!
Zrozumiano? – zaśmiała się, podając jedzenie na talerz.
- Jasne, kapitanie! – odpowiedziałam,
wstając z kanapy i ruszając z powrotem do kuchni.
Obiad wyglądał naprawdę
przepysznie. Mogłabym go jeść oczami.
Wzięłam do ręki widelec i zaczęłam nim kręcić pośród długich makaronów.
Podczas posiłku nie obyło się bez pytań dotyczących szkoły, ocen i wszystkie z
tym związanym. Mama bardzo przejmowała się moimi ocenami, twierdziła, że jak
będę się lepiej uczyć w przyszłości znajdę sobie lepiej płatny zawód niż ona.
Może i to była prawda, ale jej zawód i tak pozwala nam żyć wystarczająco. Nie
potrzebuję życia w luksusie, ważne żebym nie chodziła głodna, bo przecież też
nie wszystkich na to stać.
Po skończonym jedzeniu
stwierdziłam, że pójdę teraz zrobić zadanie, by potem nie musieć się nim
przejmować i korzystać z wolnego czasu. Weszłam po schodach, pociągnęłam za
klamkę i otworzyłam drzwi prowadzące do mojego pokoju. Usiadłam na brzegu łóżka
i rozsunęłam plecak, wyciągając z niego książki. Otworzyłam pierwszy zeszyt i
powoli zaczęłam rozwiązywać zadania.
Perspektywa Harry’ego
- Musimy obmówić sprawy bieżące.
Pierwszą z nich jest coroczna wojna gangów, która powoli się zbliża, chcą
wygrać musimy skombinować więcej broni oraz ludzi. Jest nas za mało, z tego co
słyszałem tamci mają około dziesięciu nowych, co znaczy, że jesteśmy w tyle –
opowiedziałem nowe wiadomości, których zdołałem się dowiedzieć, dzięki naszemu
współpracownikowi.
- Broń zdobędzie się spokojnie,
gorzej z ludźmi - powiedział Zayn, przeczesując włosy.
W tych miesiącach mamy mało czasu,
a tak dużo do zrobienia. Musimy wziąć się w garść, żeby wygrać tą wojnę. W
poprzednich latach wygrywaliśmy z niewielkimi przeszkodami, ponieważ jeszcze
żył przywódca – mój ojciec. Teraz cała odpowiedzialność spadła na mnie. Jeszcze
mam tą laskę na głowie. Co prawda mogłem już dawno ją zabić i mieć jeden problem
z głowy, ale chciałem się z nią trochę pobawić i nie spocznę dopóki ta zabawa
nie skończy się tragicznie dla niej...
- Jako zwycięzcy z tamtego roku
mamy prawo wybrać miejsce bitwy – dodał Liam.
- Co powiecie na jakąś starą
fabrykę? – zapytał kolejny.
- Nie, to zbyt oczywiste. Trzeba
coś trudniejszego. Tylko Londyn to takie zadupie, którym nie ma żadnego
przydatnego miejsca, więc zostaje jedynie fabryka – odpowiedziałem.
- Czekaj, skoro my wybieramy
miejsce to oni...nagrodę! – przypomniał sobie Niall.
- O, czyli mamy jeszcze więcej
problemów niż myślałem!
Wtedy miałem ochotę wyjść z
mieszkania i pozastrzelać wszystkich wokół. Nagrodę wybierają oni... No
świetnie. Wydaje się normalne, ale nagrodą nie może być jeden pistolet, tylko
coś o wiele cenniejszego. Jeśli wybiorą pieniądze to każdy gang musi
przygotować je i w razie przegranej oddaje je wygranemu. Nie wiadomo, kiedy
powiedzą jaka będzie nagroda. Mam nadzieję, że jak najszybciej, bo jeśli
wymyślą coś nie realnego, to trzeba będzie załatwić.
- Kiedy to jest dokładniej? –
wstałem z krzesła i zacząłem nerwowo przemierzać pokój.
- Za dwa lub trzy miesiące –
usłyszałem.
- Dobra, Zayn i Liam załatwiają
broń. Louis z Niallem ludzi do pomocy, macie mało czasu ,więc streszczać
się! Ja muszę wymyślić miejsce i
dowiedzieć się o nagrodzie.
- A ja? Co mam zrobić? Jakie
zadanie mam do wypełnienia?– krzyknął Luke.
- Nie wkurwiaj mnie! Jeśli uda ci
się, zrobisz największą robotę.
Zbliżała się 18.30, co znaczyło, że
mam niecałe pół godziny przygotowań. Kiedy byłem w połowie drogi do pokoju znów
odezwał się Luke.
- Idziesz spotkać się z Scarlett.
Prawda?
- A nawet jeśli to co. Zazdrosny
jesteś?
- Daj jej spokój, rozumiesz? Ona
jest inna, nie zasługuje na to, co chcesz jej zrobić. Niczym nie zawiniła,
przecież to nie ona zabiła twojego ojca, to nie jej wina.
- Dobrze słyszę? Bronisz jej? Tylko
mi nie mów, że się w niej zabujałeś! – powiedziałem, próbując nie wybuchnąć
śmiechem.
- Nie, ale to jest sprawiedliwe
wobec niej...
Szczerze, zdziwiło mnie jego zachowanie. Jakby
nie był sobą, ta dziewczyna musiała nie źle zawrócić w głowie skoro tak
pierdoli.
- Życie jest niesprawiedliwe... –
odpowiedziałem, odwracając się.
____________________________
I jest piąty!
Komentarze idą w górę, co mnie
niesamowicie cieszy i mam nadzieję, że pójdą jeszcze wyżej :D
Jak zwykle zapraszam do zakładki
‘Informowani’, jeśli chcecie jeszcze szybciej dowiadywać się o nowych
rozdziałach.
Jeśli chciałbyś zaobserwować bloga
- uczyń to, bądź 13 osobą i potem następną...
Bardzo proszę pod tym rozdziałem
pozostawić komentarz, chciałbym wiedzieć czy jest sens kontynuowania tego ff.
Dla was to kilka minut, a dla mnie ogromna motywacja.
Przeczytałaś – Skomentuj :)